Tuż za plecami Kailei cienista obecność wspięła się po drzewie tak, jak dreszcz po kręgosłupie. Dzieliło ich kilka kroków, ale pod stopami miała cień. Bała się obejrzeć i wpadła w błędne koło, bo im dłużej się bała, tym głodniejszy był Cień i tym bardziej ją wzywał, a jej strach rósł jak na drożdżach, żeby go nakarmić, więc musiała to przerwać, lecz on już pełznął po swoje i bała się, że...
— Lea, jesteś? — wołanie Alex trzasnęło w głośniku.
Lea ledwo to usłyszała, gdy Cień zaświszczał jej nad głową.
Odwróciła się walczyć. Czy też raczej po to, by potwór zamachnął się łapskiem i usunął ją sobie z drogi. Cios był jak sypnięcie grudami zimnej ziemi, ale zwalił Kaileę z nóg; przekoziołkowała po trawie, upuściła telefon i wylądowała bokiem na siatce z zegarem, aż coś trzasnęło. Oddech uleciał jej z płuc.
Alex krzyczała na linii. Nie wiedząc, gdzie jest góra, a gdzie dół, Lea cudem wymacała komórkę... i niechcący się rozłączyła. Świetnie.
Dźwignęła się na łokcie, wszystkimi zmysłami tropiąc Cienia. Znokautował ją, i co? Nie wracał po trofeum – najeżony okrążał drzewo po jego cieniu, a szyję miał jak zablokowaną, kiedy bez względu na obrót ciała łeb tkwił mu skierowany na Miasteczko. Tam musiał być cel zemsty; odgradzała je co prawda fosa słońca, ale potwór szukał przejścia.
Kailea też się rozejrzała i zaraz dostrzegła pas cienia po przeciwnej stronie podwórka, biegnący idealnie od drzewa do jednego z domków. Było kwestią czasu, aż Cień go znajdzie, a nie mogła do tego dopuścić. Wystarczyło, że popsuły jej randkę. Na panikę masową nie pozwoli!
Nie była pewna, czy ludzie nie wyglądają przez okna, dlatego nie ryzykowała sięgania po moc – poradzi sobie inaczej. Gorączkowo wyszukała latarkę w telefonie i odpaliła ją, wstając z ziemi.
— EJ! — krzyknęła do widma. — Masz w dupie mój strach, tak? A chcesz coś lepszego?!
Nadal miał ją w dupie. Tym łatwiej rzuciła mu komórkę prosto pod nogi, a snop światła w sekundę wypalił mu kończynę aż po kolano.
Cień zawył jak dentystyczne wiertło. Po czym przeskoczyła mu głowa, oczodoły zlokalizowały Leę, a ona mrugnęła i nagle potwór był już w połowie drogi do niej.
Kailea zapiszczała, uciekając do tyłu. Instynkt przetrwania wziął górę; strzepnęła nadgarstkami i wykonała ślepy zamach, jakby puszczała kaczki na wodzie. Elektryczność strzeliła w powietrzu – biała błyskawica rozdwoiła w locie i przeszyła Cieniowi oko i pierś. Dziury były małe, ale jednonogie widmo straciło równowagę i wypadło na słońce, a tam rozmyło się niczym mgła.
Lea sama zatoczyła się od impetu mocy, na szczęście opadła na ławkę. To było durne. Począwszy od rzutu smartfonem, przez wywołanie zemsty, aż po użycie Kręgu, szczególnie bez Starbreeda u boku – cały ten manewr był durny, jednak Fripp miał na to powiedzonko.
Jeśli coś jest głupie, ale cię nie zabiło, to wcale nie jest głupie.
Odezwał się pan Czterokrotne Zmartwychwstanie.
Śmiech przez łzy opuścił Kaileę, kiedy usłyszała pierwsze wrzaski w Miasteczku Srebrnej Polany. Zerwała się, pozbierała swoje rzeczy – pęknięty telefon wcisnęła do kieszeni, a reklamówkę zarzuciła na ramię jak torebkę – i popędziła na rynek.
Kiermasz się posypał. Grad ludzi zwalał się do bocznych uliczek, sprzedawcy wyskakiwali zza stoisk, a strącane naczynia i pamiątki z łoskotem spadały na bruk, każdy kogoś wołał, potykał się, imiona i przekleństwa mieszały się w uszach, dziecko płakało za zgubioną zabawką. A wszystko to przez Cienia, który wlazł po ścianie zaułka z fontanną niczym ogromny pająk i ostrzył kły na świetle, skanując teren pustym spojrzeniem.
CZYTASZ
SPOTLIGHT ▪ STAR STABLE [✒]
Fanfiction❝Strach to naturalna iluzja. Wciąż, tylko od ciebie zależy, czy się na nią nabierzesz.❞ "Idź na urodziny Baronowej Silverglade", mówili mieszkańcy Jorvik. "Będzie zabawa", mówili. Niestety, im huczniejsza impreza, tym więcej po niej do sprzątania...