03. NAMIOT

1.5K 117 769
                                    

Strażnicy Aideen mogli opuścić Fort Pinta dopiero po kilku godzinach. Zgodnie z obawami Avalona na miejsce zdarzenia rychło zjechali się reporterzy w obstawie pogotowia oraz policji, która niczym święte krowy zablokowała wszystkie drogi ewakuacji z przystani. Nikomu nie pozwalano wyjechać, dopóki służby i prasa nie zebrały koniecznych informacji. Jeźdźcy Duszy siedzieli w stajniach cicho jak mysz pod miotłą, podczas gdy na zewnątrz krążył nawet helikopter, uniemożliwiając Baronowej Silverglade wylot z miasteczka własnym śmigłowcem. Kailea miała wielką nadzieję, że nerwowa staruszka nie wie tego, co oni – czyli jak ścisłe stosunki jorvicka policja utrzymywała z samym Johnem Sandsem.

Raban narobił się jednak większy, niż to wszystko było warte. Według skromnego zwiadu druidów, pismacy przeprowadzili na plaży jakąś lichą sondę pośród najbardziej skołowanych ludzi i niedługo potem został po nich zaledwie swąd propagandy. Tymczasem policja po całym wieczorze bezcelowego odgradzania śmieci jaskrawymi taśmami wzięła wzruszyła ramionami i wybyła, a pogotowie zaraz za nią. Poza Meteorem ofiar nie odnotowano i całe szczęście, bo Jorvik ewidentnie nie było na to gotowe. Dlatego właśnie Elizabeth zarządziła pilną naradę Strażników Aideen w komnacie Frippa już nazajutrz.

— Marne szanse, że Evergray dołączy do nas tak szybko, ale niestety — powiedziała. — Nie możemy tracić czasu, mamy wiele do omówienia.

— To ja wiem, czy takie "niestety"? — mruknął Avalon.

Eliza zawodowo go olała, wskakując na bryczkę druidów ciągniętą przez Calenthe.

Użytkownicy Kręgu Słońca cichaczem przenieśli Meteora do przyczepy z Rancza Starshine i teraz Strażnicy korzystali z zamieszania wyjeżdżających gości, żeby dyskretnie wydostać się z Fortu Pinta. Przed samym wyjazdem Kailea wzięła Lindę na stronę.

— Li, musisz...

— Wiem — ucięła cierpko Linda, poprawiając okulary na nosie. — Opowiem moją wizję jutro na zebraniu. Albo jeszcze przed.

Lea pokiwała głową i ostatni raz na dziś mocno przytuliła przyjaciółkę. Przez minione godziny Jeźdźcy Duszy niemalże wiadrami przelewali Chandzie swoje wsparcie, jednak Kailea uważała, że tego nigdy za wiele.

— Wszystko się wyjaśni, Li. My wszystko wyjaśnimy. Prędzej czy później, ale wierzę, że nam się uda. — Odsunęła się na długość ramion, żeby następne słowa powiedzieć Lindzie już prosto w oczy. — Przecież jesteśmy niezłomni.

Linda uśmiechnęła się najszerzej od dawna. Meteor uwielbiał to o nich powtarzać.

— Lindo, powinniśmy jechać! — zawołał Carl Peterson, otwierając sobie drzwi do samochodu, gdzie Lisa i Josh komicznie spierali się o prawo do puszczania muzyki.

Pożegnały się więc, po czym Kailea dosiadła zniecierpliwionej Wildstar. Klaczy marzyło się już tylko legnąć we własnej stajni i strzeliła focha na Starshine'a, który całą drogę powrotną miał spędzić wygodnie w przyczepie u boku Meteora. Nie dopuszczała do siebie jego usprawiedliwień, że kazali mu doglądać sparaliżowanego.

— Dobrze, że miałyśmy okazję się przebrać — powiedziała Alex, klapnąwszy w siodle Tin-Cana. — Chodzić i się męczyć w sukience to jedno, ale jeździć w tym konno? O pani... Nawet Elizka wolała bryczkę, niż wsiąść na Calenthe.

— Ale Eliza pewnie radzi sobie w sukni. Nie to, co my.

— Phi, cwaniara.

Kailea udała, że nie widzi głupich min, które Alex stroiła za plecami Elizabeth, i tęsknie obejrzała się na Fort, podczas gdy Wildstar miękko ruszyła po piasku. Zacieniony klif pod miasteczkiem gubił się w mroku, dlatego iluminowane mury zdawały się lewitować na tle ciemnego nieba jak baśniowy zamek. Odświętny Fort Pinta nocą miał być dziś dla Lei najbardziej wyczekaną atrakcją i oto, co z niej zostało. A tak bardzo chciała zobaczyć tę podświetlaną fontannę, o której opowiadał jej Justin. Jak dużo podobnej magii przesłonił dzisiaj cień?

SPOTLIGHT ▪ STAR STABLE [✒]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz