Niestety koniec śpiączki Justina nie równał się końcowi jego problemów. Niedługo po Kailei wpadli do niego druidzi Kręgu Księżyca, żeby go przebadać, a diagnoza była taka: w jego organizmie utrzymywały się resztki jadu Cienia, które jeszcze przez czas nieokreślony miały dręczyć go ekstremalnymi stanami lękowymi, ilekroć coś choćby nieznacznie przypomni mu o chwili ugryzienia. To wyjaśniało, dlaczego o mało nie zemdlał w ataku paniki, kiedy pojawili się kapturnicy z tymi swoimi cienistymi nie-twarzami, mimo że sam nalegał na ich wizytę. To nie były zwykłe efekty traumy. Coś wewnątrz niego potęgowało jego strach do maksimum, nadal usiłując go zabić.
Trzymając Justina za rękę w trakcie badania, Lea nie mogła odpędzić powracających do niej słów Evergraya opisującego im koszmarną śpiączkę. Może przeżyjesz, ale koszmar pozostanie.
Dobra wiadomość była taka, że druidzi pozwolili Moorlandom wrócić do domu. Przyjechali nocą, żeby J. nie musiał się z nikim widzieć, a nazajutrz Kailea i Thomas opowiedzieli wszystkim, że jeszcze dochodzi do siebie po wypadku. Natomiast zła wiadomość... Nie tylko nikt z ośrodka nie widywał się z Justinem, jego tata i Lea również. Nie wychodził ze swojego pokoju, jeśli willa nie była pusta, a kontakt z nim mieli jedynie SMS-owy. Kailea pisała do niego co kilka godzin, oferując wsparcie lub próbując go rozbawić. Nie zawsze odpisywał, ale reagował na wiadomości serduszkiem, a nieraz to on pisał do Lei w momentach kryzysu.
Mooland: Ta blizna pulsuje i nagrzeqa się kiedy sie boję
Mooland: Jesli nic mi jie przypomina to ona mi orzypomina
Mooland: Mam ochote odrąbać sobir reke Kai
Mooland: Nei wiem co robicKai: Chcesz żebym przyszła?
Mooland: Nie chc e żebyś widziala mniw w takim stanie
Oczy Kailei wypełniły się łzami, kiedy to przeczytała, bo choć J. starał się uchronić ją od prawdy, i tak dodała dwa do dwóch. Wiedziała, że przyjaciel jej unikał, ponieważ jej widok – ostatniej osoby, którą zobaczył tuż przed atakiem Cienia – też był dla niego wyzwalaczem strachu.
Jednak ona ani myślała zostawić go samego. Wzięła ze sobą poduszkę i poszła usiąść pod drzwiami jego pokoju. Z początku Justin wzbraniał się przed rozmową, ale gdy Lea myślała już, że nic z tego nie będzie, usłyszała, jak chłopak osuwa się po drzwiach po drugiej stronie, a potem przywitało ją niepewne, acz pełne tęsknoty "Cześć, Kai". I przesiedzieli tak razem blisko dwie godziny, bez pośpiechu dzieląc się tym, czego najbardziej się boją, a wypowiadane na głos lęki traciły moc.
— Najbardziej boję się... siebie. Boję się, że tak naprawdę się nie znam. — J. ciosał części zdania z takim wysiłkiem, jakby były drewnem, a on ledwo operował ciężkim toporem. — Że nie wiem, do czego jestem zdolny. Że jest szansa, że któryś z moich koszmarów się spełni... Wtedy, gdy Sabine mnie zaklęła... niby nie byłem sobą, ale oni wciąż powtarzali mi – a później ja tobie – że ten urok jedynie wyciągnął na wierzch to, co zawsze w sobie miałem. W moich genach. Zło. Mrok. Jestem wnukiem Sandsa...
— I synem Jeźdźca Duszy — przypomniała Kailea łamiącym głosem. Od słuchania tego krajało jej się serce i najchętniej protestowałaby na wszystko, ale wiedziała, że Justin musiał to z siebie wyrzucić. Teraz jednak nie wytrzymała. — Piątego Jeźdźca Duszy... A chyba wiesz, że Piąte to dobre kobiety.
Chłopak zaśmiał się ciepło, choć cicho, lecz to wystarczyło, by Lea poczuła ulgę.
Przez chwilę trwała cisza. Ten rodzaj ciszy, która wyrównuje tempo bicia serc.
— Nie skrzywdzę cię — wyszeptał J. Obiecywał jej czy przekonywał samego siebie, że to fakt?
— Nie skrzywdzisz mnie — potwierdziła Kailea i przycisnęła dłoń do drzwi, tak jakby dzięki temu mógł bardziej poczuć jej bliskość.
CZYTASZ
SPOTLIGHT ▪ STAR STABLE [✒]
Fanfiction❝Strach to naturalna iluzja. Wciąż, tylko od ciebie zależy, czy się na nią nabierzesz.❞ "Idź na urodziny Baronowej Silverglade", mówili mieszkańcy Jorvik. "Będzie zabawa", mówili. Niestety, im huczniejsza impreza, tym więcej po niej do sprzątania...