11. WYSPY SĄ JAK CEBULA

1.2K 101 199
                                    

Stety-niestety Kailea bez trudu znalazła Thomasa Moorlanda w jego gabinecie. Opierał się tyłem o front biurka i rozmawiał z kimś przez telefon, marszcząc brwi. Usłyszawszy urywek tego dialogu, dziewczyna stanęła jak wryta.

— Tak, mówił, że do ciebie jedzie... Poczekaj, Kailea tu jest, zapytam jej. — Thomas zakrył dłonią słuchawkę, niespokojnie przyglądając się Lei. — Hej... Wiesz coś może o tym, dlaczego Justin nie dotarł do Jaspera?

Kailea włożyła całą swoją siłę w to, żeby się nie rozpłakać.

— Panie Moorland... — wykrztusiła. — Niech pan lepiej usiądzie...

Tom zbladł. Przez moment w ogóle się nie poruszał.

— Oddzwonię — mruknął do telefonu, nim się rozłączył. Następnie ostrożnie okrążył biurko, aby usiąść za nim, tak jak prosiła. Przez cały czas patrzył na nią ze strachem w oczach. — Co się stało, Lea? — Jego głos zrobił się odległy.

A ona, chociaż wiedziała, jak bardzo go to złamie, opowiedziała mu wszystko.

Z początku trzymał się dzielnie, bardziej przejęty jej opłakanym stanem, w który znowu wpadła. Dopiero potem zaczął sypać się na jej oczach. W miarę, jak dopowiadała kolejne szczegóły w sprawie koszmarnej śpiączki, Thomas coraz bardziej osuwał się na biurko i chował twarz w dłoniach, aż zastygł całkowicie.

— Tak strasznie mi przykro — załkała na koniec Lea.

Z bolącym sercem obserwowała, jak mężczyzna drży, i tylko czekała, kiedy jego rozpacz przerodzi się w gniew. Kiedy wyrzuci jej w twarz wszystkie jej winy, a ona przyjmie je pokornie jak niewolnik biczowanie. Przypomniała sobie jednak, że pan Moorland był zbyt dobrym człowiekiem, aby powiedzieć jej to, co powinna usłyszeć.

Obiecałaś. Obiecałaś, że mój syn już nigdy nie przepadnie w mroku.

Kailea nie mogła znieść, że wybrzmiało to tylko w jej głowie. Przeprosiła go więc płaczliwie po raz ostatni i czym prędzej wycofała się z biura.

Zanim Thomas zdążył ją zawołać, dziewczyny już dawno nie było.

Kailea potrzebowała towarzystwa wyrozumiałej duszy, zacisza ciepłego domu i może czegoś słodkiego. Właśnie dlatego nogi same powiodły ją prosto pod drzwi pani Holdsworth.

Widząc szatynkę na swojej wycieraczce w pszczółki zapłakaną, zmęczoną i głodną, czarownica nie zadawała pytań, tylko od razu przygarnęła ją do środka i zawinęła w koc.

— Tę herbatkę, co zawsze, kruszynko? I ciastko? — upewniła się jedynie, lustrując Leę wzrokiem zza szkieł okularków. Kiwnęła jej głową z wdzięcznością. — To rozgość się, ja zaraz wszystko przyniosę.

Tak więc pani H. zniknęła w kuchni, a Kailea została w salonie i z ciężkim westchnieniem zapadła się w jednym z wielkich foteli.

W swoim życiu zawitała w dwóch wiedźmich domach i tak, jak zdecydowanie łączyło je bezlitosne zagracenie, tak chata Pi przypominała raczej zaplecze eksperymentów na zwierzętach, podczas gdy u pani Holdsworth czuło się po prostu jak w odwiedzinach u babci. Zapach starego drewna, wypieków i owoców, kredens z porcelanową zastawą, z której nikt nie korzystał, przeszklony stolik do kawy, bogato zdobiony dywan (służący jako kamuflaż dla zapadni w podłodze, gdzie mieścił się kocioł), wszystkie kąty i parapety pozastawiane roślinami oraz cała półka nad kominkiem poświęcona fotografiom przeszłości.

Na tym ostatnim miejscu zblazowany wzrok Lei zawiesił się na dłużej. Jakoś nigdy nie miała okazji przyjrzeć się tym zdjęciom.

Przecierając oczy, żeby pozbyć się dyskomfortu zaschniętych na rzęsach łez, wstała i podeszła do kominka. Musiała zająć sobie czymś głowę, by nie katować się wspomnieniem załamanego Thomasa.

SPOTLIGHT ▪ STAR STABLE [✒]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz