05. IMIONA I TOŻSAMOŚCI

1.4K 114 882
                                    

Wildstar nie miała do Kailei ani krzty zaufania, odkąd wczoraj opuściły Sekretny Kamienny Krąg. Dziewczyna już na wstępie odmówiła rozmowy, tłumacząc się, że od tych wszystkich wrażeń rozbolała ją głowa, a głos Starbreedki w jej myślach tylko by to nasilił. Nie skłamała i Wilds mogła to łatwo wyczuć, a jednak nie kupiła tego całkiem. Zaraz po powrocie do Moorland Lea przygarnęła sobie każdą zaniedbaną pracę na terenie ośrodka, mimo że ta niedziela należała jej się wolna, po czym zniknęła partnerce z zasięgu na resztę dnia. I obydwie zdawały sobie sprawę, jak to wygląda.

Z kolei następnego ranka, gdy tylko wzeszło słońce i zrobiło się ciepło, Kailea wyciągnęła Wildstar na dziedziniec przed willą Moorlandów, by sprawić jej "zasłużoną kąpiel". Wilds nie do końca wiedziała, jak to odebrać.

Po drugiej stronie muru budziła się poniedziałkowa stajnia – harmider obowiązków, rozmów po weekendzie i końskiego życia, doprawiony zapachem wypieków pani Holdsworth – a tymczasem Lea udawała, że nie istnieje dla niej nic poza szumem wody, którą oblewała Wildstar. Był lipną wymówką na to, dlaczego obie milczą, ale Kailea naciągała ją, ile mogła, krążąc z wężem ogrodowym wokół klaczy. Jak na wrzesień słońce mocno dziś grzało, więc nikt nie pogardziłby taką ochłodą, w końcu jednak Wilds postanowiła ukrócić Lei jej męki. Bo tym razem żaden ból głowy nie tępił napięcia, jakie dziewczyna w sobie dusiła.

— Słowem się nie zająknęłaś o tym cyrku, zgadza się?

Kailea załamała ręce, przypadkiem chlapiąc sobie wodą po legginsach. Głośno westchnęła, jakby właśnie zrzuciła z ramion wielki ciężar.

— Kiedy się domyśliłaś?

Od razu. — Wildstar łypnęła na nią z politowaniem. — Ty myślisz, że ja cię nie znam?

Kręcąc głową, Lea ostatni raz opluskała klaczy nogi i poszła zakręcić kurek.

— Nie wiem, co mam ci powiedzieć, Wilds...

— Powiedz mi — Głos Starbreedki w jej głowie był surowy i gryzący — dlaczego olałaś moją prośbę.

— To nie tak! — zakwiliła Kailea, z łoskotem stawiając przy klaczy wiadro z przyborami do mycia. — Naprawdę chciałam, miałam to zrobić, ale...

"Ale"?

Lei brakło na siebie słów. Dlatego też przybrała najżałośniejszą minę, na jaką było ją stać, mając wielką nadzieję, że odda całą tę jej pierdołowatość, której nie umiała wyrazić na głos.

Na Wildstar to nie podziałało. Wściekle zarzuciła cieknącą grzywą.

Kailea, słuchaj — syknęła. — Bo ja odnoszę wrażenie, że ty nie bierzesz tego na poważnie.

Kailea zmarszczyła czoło z niezrozumieniem, ścierając kropelki z twarzy.

Słuchaj — powtórzyła Wilds. Tak jakby to nie ona mówiła w sobotę, że nie musi słuchać Lei. — Nasz stosunek do filozofii druidów jest, jaki jest, ale co do jednego trzeba przyznać im rację. Stawianie osobistych rozterek ponad dobrem sprawy nie powinno mieć miejsca.

— No wiem... — skruszyła się szatynka, kucając po szampon i gąbkę.

A ty sama to wczoraj powiedziałaś. — Nić ich więzi zawibrowała, kiedy Starbreedka odtworzyła jej wspomnienie. — "Jeśli to nie jest podejrzane, to ja nie wiem, co jest".

Kailea gwałtownie się wyprostowała.

— Nie... — Potrząsnęła głową i zaczęła energicznie mydlić sierść klaczy. Nie na długo; po chwili jej ruchy zwolniły. — Myślisz...? Nie. Nie, to byłoby za proste — prychnęła, wracając do mycia.

SPOTLIGHT ▪ STAR STABLE [✒]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz