Ciemność

2K 135 29
                                    

- Podejdź do mnie, psie - powiedział Szef. 
Siedział w fotelu. Ciemność za oknem wzięła w posiadanie dzień, a w gabinecie jedynie pojedyncze lampki wydzierały jej przestrzeń. W kręgu przyciemnionego światła, mężczyzna wyglądał drapieżnie. Miał na sobie aksamitny szlafrok, który rozchylał się na torsie. W przestrzeni między połami nakrycia widać było gładką klatkę piersiową. Materiał odchylał się okrążając ciemny sutek, a cień spowijał miejsce, gdzie zaczynały się mięśnie brzucha. 
- Wiem, że nie spałeś z Carmen - powiedział mężczyzna - Wszyscy o tym wiedzą.
Był u jego stóp. Drżał. Pan położył mu dłoń na głowie. 
- Teraz nauczę cię tego, co powinieneś umieć. Jesteś mój, pamiętasz? 
Zsunął szlafrok ze swoich ramion, ukazując muskularne plecy. Na jego lewej ręce był wypukły czarno-biały wzór, a na ramieniu widniał tatuaż przedstawiający kruka w klatce. 
Aksamit zjeżdżał w dół, odsłaniając wyrzeźbione mięśnie brzucha. Nad górną linią gumki jedwabnych bokserek, odznaczała się kępka czarnych, kręconych włosków.
Szef  przesunął dłoń z czubka jego głowy i chwycił go mocno za jej tył. Wykręcił ją, trzymając go mocno za włosy i powiedział: 
- Myślisz, że po co cię wziąłem? Pokaż co umiesz, psie! Pokaż jak to robiłeś tatusiowi? 
Materiał bokserek zaczął pęcznieć, a mężczyzna włożył pod gumkę drugą dłoń. 
Nie mógł się ruszyć, nie mógł zaczerpnąć tchu. Nieskończenie wolno jego twarz zbliżała się do bielizny mężczyzny. Usłyszał podekscytowane sapanie, poczuł kwaśną woń alkoholu i smród papierosów. Poczuł nóż na gardle. Podniósł wzrok i zobaczył jak twarz Szefa zmienia się w odrażające wspomnienie z jego przeszłości. Zobaczył złamany nos, czarne zęby i ociekające podnieceniem oczy.    
- Weź go do buzi, weź go do buzi,Georgi!

Usiadł gwałtownie. W pokoju było ciemno. Z trudem oddychał. Uświadomił sobie, że ktoś go złapał i trzyma za nogę. Poczuł falę paniki. Wyskoczył z łóżka, próbując się wyswobodzić. Uchwyt nie puścił. Padł na ziemię. Mrok krył się w każdym kącie. Wszędzie były ręce, ręce z nożem, okrwawione ostrze, które go dosięgnie. Wpadł na jakiś mebel, usłyszał głośny łoskot, a potem stanął nogami w krwi. Czuł ją. Była lepka. Zawył. Ogarnęła go panika. Ktoś go złapał. Próbował się wyrwać. Padł na ziemię i stoczył walkę, kopiąc tego kogoś na oślep. Zerwał się i ruszył przed siebie. Wpadł na ścianę i mocno uderzył w nią głową. Uderzenie go zamroczyło. Pamiętał jednak, że ma uciekać, bo dopadną go. 

BYŁ TU. BYŁ! CZUŁ JEGO OBECNOŚĆ.

- Na pomoc! - ryknął - Jezu! Na pomoc! NA POMOC! NIEEEEEE! ZOSTAW MNIE! ZOSTAWCIE MNIE!!!

Z każdej strony wyciągały się ku niemu ręce. Ręce trupów. Sine, z otarciami. Twarze bez oczu. Z włosami zdartymi z czaszki. Z poderżniętymi gardłami. Pełzły w jego stronę.
- Pomóż mi, Georgi! - usłyszał charczenie.

Załkał. Nie mógł jej pomóc, nie mógł zatamować krwi. Przeciekała przez palce. Była wszędzie. Przykleił się plecami do ściany i czuł jak idą do niego, aby wciągnąć go w śmierć.
Gnijące ciała. Smród. Robaki.
Zawył. 

Musiał uciekać. Odwrócił się i zaczął czołgać po omacku w stronę wyjścia, czekając na ból wbitego w plecy noża, czekając na rzężenie z zapadniętych płuc, na ciepło krwi wypływającej z tętnicy, czekając na ten zaskoczony wzrok, gdy dłoń błądzi po szyi, próbując zrozumieć skąd tryska te morze czerwieni. 

Krew była wszędzie. Czuł jej zapach, jej smak w ustach. Wył jak zwierze. 

Światło! Drzwi otworzyły się! Ostatkiem sił zerwał się i popędził na czworaka w jego stronę. Korytarz! Tam był ratunek! Za nim, w ciemności kryły się butelki, ludzkie niemyte ciała i krew. Wyciągali po niego ręce, aby wciągnąć go w bród, zapach rzygowin i spermy. Załkał. 

Srebrna maskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz