Rozdział 11

1K 35 106
                                    

Minęło kilka godzin zanim Newt odezwał się do kogokolwiek.

Po tym jak Ava wyszła z gabinetu, siedział przy jej biurku z 15 minut, a pózniej ochrona zaprowadziła go do pokoju. Gdy wszyscy pytali, czego Paige od niego chciała, ten nie odpowiadał. W końcu położył się na łóżku i usnął.

- Kurde... - mówiła cicho Sonya, żeby nie zbudzić blondyna - Jak myślicie? O co mogło chodzić? - zapytała po raz setny. Widać było, że trochę się stresowała. Z resztą jak wszyscy.

- Szczerze? Nie nam pojęcia. Nigdy się tak nie zachowywał. - odpowiedział również cichym tonem Thomas.

- Może mu coś wstrzyknęli? Jakieś narkotyki lub coś nasennego... - odezwał się nagle azjata, który przez ten cały czas siedział cicho.

Wszyscy posłali sobie niepewne spojrzenie.

- A co jeśli... - Sonya nie dokończyła. Przerwał jej czyjś głos.

- Nie lubię kiedy się o mnie rozmawia.

Newt.
Jego słaby głos przyprawił dziewczynę o dreszcze.
Chłopak leżał na boku na górnym łóżku i przyglądał się przyjaciołom przez barierki. Miał całe zmierzwione włosy i lekko widoczne wory pod oczami.

- O boże Newt... - odezwała się Sonya - Już się zamartwialiśmy, że ci coś wstrzyknęli! - podeszła do barierek łóżka. - Ale wszystko w porządku, tak?
Chłopak niepewnie pokiwał głową.

Jezu jaka ulga - pomyślała Son.

- Co się dzieje chłopie? - koło blondynki pojawił się Minho.

- Ja... - Newt podniósł się i usiadł po turecku, opierając się plecami o ścianę. - To chyba z przemęczenia... - skłamał.

Sonya popatrzyła mu prosto w jego czekoladowe oczy. Wiedziała, że coś jest nie tak.

- Co ci mówiła ta wariatka? - spytał Tommy.

- Nic takiego... - odparł niepewnie blondyn. - Gadała tylko coś o tym walonym pogorzelisku, że wypuści nas w teren i coś o jakiś badaniach. - wypalił chłopak. W sumie to nie były same kłamstwa. Po prostu ominął niektóre szczegóły.

- Wypuści nas w teren - powtórzył azjata - Brzmi jakbyśmy byli jakimiś zwierzątami.

- Tylko tyle? - spytała zaciekawiona Sonya - W sumie mówiła to też nam... Więc dlaczego wzięła cię do siebie, skoro powiedziała ci to samo?

Słuszna uwaga - pomyślał Newt. Dobrze, że nie powiedział tego na głos.

- Ja... Nie...

Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich ten sam facet, który tłumaczył im zasady dzień wcześniej.

- Obiad.
Żadnego 'Dzień Dobry', żadnego 'do widzenia'. Po prostu wszedł, powiedział to jedno słowo, pokazał ochronie gestem dłoni, że ma ich zaprowadzić na stołówkę i wyszedł.

Na stołówkę szli tak jak za pierwszym razem do ich pokoju - oni po środku, a na około ochroniarze.
Po 5 minutach dotarli na miejsce.
Sonya wytrzeszyła oczy. Na stołówce siedziało i jadło na oko 100 osób.
Samo pomieszczenie było bardzo obszerne. Po środku stały podłużne stoły, przy których wszyscy siedzieli, rozmawiali i jedli.
W prawym rogu stołówki znajdowało się okienko, z którego wydawane były posiłki. Z tego co zauważyła Sonya, kolejka już się kończyła, więc jako pierwsza popędziła w strone jedzenia. Była bardzo głodna. Jej przyjaciele również, ale nie dali po sobie tego poznać. Gdy Newt miał udać się po obiad, zatrzymała go zimna, pełna zmarszczek dłoń.

Still Together | Więzień Labiryntu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz