cz.II - Rozdział 2

200 9 6
                                    

Dzień dziewczynom zleciał naprawdę szybko, ale to pewnie przez podekscytowanie, zarówno jak i stresowanie się ich planem. Zanim się obejrzały było już po północy. Dopiero wtedy mogły się spotkać, ponieważ o tej godzinie nie było już patroli na korytarzach.

Gdy Sonya wyciągała wszystkie potrzebne rzeczy spod łóżka, Teresa szybko weszła i zamknęła za sobą drzwi tak cicho, jak tylko się dało.

- Jesteś gotowa? - zapytała blondynka. Teresa pokiwała głową i kucnęła obok przyjaciółki.

Na ziemi leżała już sterta puszek, długi lont - linka do podpalania, aby zapalić bombę oraz inne potrzebne składniki.
Sonya ubrała żółte rękawiczki. Były gumowe, więc dosyć ciężko się je wkładało.

- Okej podaj mi puszkę - poleciła Sonya. Teresa od razu sięgnęła po wskazaną rzecz.

- Cukier - brunetka podawała jej potrzebne składniki, a ta je wsypywała do środka - Okej daj mi teraz węgiel drzewny, tylko pierw musisz go skruszyć na małe kawałeczki.
Teresa wzięła młotek do ręki i próbowała nim rozgnieść węgiel na drobno. Trzaskanie o tej porze nie wchodziło w grę.
- Dzięki, teraz potrzebowałbym saletry, to ten biały proszek stojący obok.
Gdy tylko Sonya miała wszystkie składniki, wymieszała je dokładnie w puszce, a następnie ją zatkała, robiąc nożykiem dziurkę na wierzchu.
- Okej i ostania rzecz. Potrzebuje lontu.

Teresa od razu przecięła jego kawałek i podała blondynce. Ta wcisnęła linkę do środka.

- Dobra, pierwsza bomba jest gotowa. Nie mamy jak jej przetestować, więc będziemy musiały liczyć na szczęście.

- Wierzę, że się uda. Nie po to zbierałaś informacje przez ten cały czas. Na pewno są z tego jakieś efekty. - pocieszała ją Teresa.

Dziewczyna westchnęła.

- No nic. W każdym razie mamy jeszcze kupę roboty. Musimy zrobić takich przynajmniej z kilkadziesiąt. Nie są za duże, a jeśli mają wyrządzić szkody, jakie chcemy, żeby wyrządziły, to niestety musi być ich spora ilość. - Teresa od razu zaczęła przygotowywać kolejne puszki. - No cóż. Bierzmy się do roboty!

(To prawdziwy przepis na bombę, więc proszę nie róbcie tego w domu xD)
୧(^ 〰 ^)୨

                                 *
Zanim się obejrzały, minęły im 3 godziny, odkąd zaczęły pracować. Myślały, że nigdy tego nie skończą. Sonya ze zmęczeniem rzuciła się na łóżko. Materac lekko zaskrzypiał, ale to chyba nic poważnego. Z resztą nawet jeśli, to nie byłoby problemu, żeby go wymienić. Zawsze znajdzie się jakaś wymówka.

- Boże, padam z nóg. - wymamrotała Sonya.

- Ja też Son... Dziś w końcu po 3 latach będziesz mogła się stąd zwinąć. Jak się z tym czujesz?

- Nie ja, tylko my - poprawiła ją blondynka - Ty siedzisz tu znacznie dłużej. Ale wracając, tak bardzo się cieszę... - tak naprawdę to mało powiedziane. Mimo, że Sonya za bardzo tego nie okazywała, to wręcz umierała ze szczęścia i z niecierpliwością czekała na ten dzień. A teraz gdy już nadszedł, wystarczyło zrealizować plan, który był powoli tworzony przez te całe 3 lata.
Została tylko nadzieja, że wszystko pójdzie dobrze, że Sonyi i Teresie uda się dołączyć do reszty w bezpiecznej przystani. Sonya tak bardzo chciała się z nimi zobaczyć, że czasami zdarzało jej się płakać po nocach.
Jednak przywykła już do skrywania swoich prawdziwych uczuć i zamiarów, i zakładania maski, niczym aktor, który wciela się w swoją rolę.

-  Chciałabym poznać twoich przyjaciół - przyznała brunetka - Poznać, czy są tacy, jak z twoich opowiadań.

- Też bym tego chciała... - westchnęła. - Dobra, musimy odwrócić uwagę Paige i innych, i wtedy dopiero podstawić bomby w odpowiednich miejscach.

Still Together | Więzień Labiryntu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz