Rozdział 19

347 14 17
                                    

Minęły niespełna 2 godziny, zanim burza piaskowa się skończyła. Każdy był wyczerpany, pomimo snu.
Jednak stres i strach wciąż pozostały i górowały nad innymi emocjami.

- Okej. Ruszamy. - powiedziała Brenda i po chwili wszyscy byli gotowi do dalszej drogi.

Jednakże coś jej nie pasowało. Przez burzę całkowicie straciła orientację w terenie. Całkiem jak reszta.
Jorge przez kilka minut gapił się na mapę, rozglądając się wokół siebie.

- Cholera! - przeklnął pod nosem.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał ktoś z grupy, jednak Jorge nie za bardzo zorientował się kto.

- Ciężko powiedzieć...

- Pamiętacie, z której strony przyszliśmy?  - odezwała się Sonya.

- Skąd mamy wiedzieć, skoro była zamieć.

- Trzeba tylko logicznie pomyśleć. - dziewczyna się uśmiechnęła - Gdy biegliśmy, to skała była przed nami co nie? - mężczyzna kiwnął głową - No. To jak myślisz skąd przyszliśmy? Jasne, że  stamtąd. - blondynka wskazała palcem za plecy Jorge.

- Wiedziałem o tym... - mruknął.
Sonya poklepała go po ramieniu i ruszyła przodem. Po czym dodała:

- Gdy dojdziemy do miejsca, z którego wybiegliśmy, będziemy potrafili się odnaleźć na mapie. ✌️

- Logiczne...

Wszyscy poszli za nią.
Droga zajęła im około 20 min spokojnym tempem.
Na szczęście nie było w pobliżu poparzeńców. Musiały się rozproszyć podczas burzy, gdy chciały ich dopaść.

- Okej, w takim razie musimy iść na północ. W ciągu najbliższych 4h powinniśmy dotrzeć do kolejnej pracowni. - Brenda przyglądała się mapie.

- To nie tak źle - mruknął Minho.

- Dobra, skoro ten debil mówi, że nie jest najgorzej. To oznacza dwie rzeczy - Aris się nachylił i zaczął szeptać do Thomasa. - Pierwsza, Minho dostał powera przez Brendę i jej uśmiech lub druga, odbiło mu.

- Obstawiam obie. - parsknął brunet. Blondyn również odpowiedział śmiechem.

- Ej! Z czego ryjecie?! - wnerwił się azjata.

- Z niczego! - odpowiedzieli oboje w tym samym czasie.

*

Zanim się obejrzeli minęła połowa drogi.
Gdyby nie fakt, że czuli się jak w piekarniku, to szło by im się całkiem dobrze.
Słońce grzało jak szalone. Nic dziwnego, że byli jeszcze bardziej zmęczeni, niż podczas wczorajszej drogi.
Mieli wrażenie, że idą w nieskończoność.

- Minho... Mówiłeś coś, że nie może być tak źle? - zirytował się Aris.

- Oj zamknij się - warknął azjata.

- Cholera... - Brenda zmarszczyła brwi. - Przez tą porę roku słońce zachodzi znacznie później. To znaczy, że pewnie jest coś około 21:00. Za niedługo zacznie się ściemniać. Za późno się zorientowałam.

- Co... - odezwała się Harriet - Mamy przez to rozumieć, że noc spędzimy na środku pogorzeliska?

- Na to wygląda. Przed nami jeszcze połowa drogi. Myślę, że powinniśmy pójść trochę dalej i znaleźć jakieś płaskie miejsce, w którym moglibyśmy się położyć.

- Proszę oby coś było za tą ogromną zaspą... - mruknęła pod nosem Sonya, wspinając się pod ogromną górę.

Gdy tylko zobaczyła rozprzestrzeniający się w oddali horyzont, dostrzegła część pustyni, na której praktycznie nie było piasku. Jedynie gdzieniegdzie były porozsiewane małe krzaczki. Poczuła jakby jej prośby zostały wysłuchane.

Still Together | Więzień Labiryntu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz