Rozdział 3

1.5K 55 7
                                    

Siedziałam przy stole, najprawdopodobniej z rodziną i spożywałam posiłek. Na przeciwko mnie siedział chłopczyk, wyglądający po wzroście na starszego o max 3 lata. Miał blond włosy i potarganą koszulkę ze Star Warsów. Niestety tylko te pare rzeczy udało mi się określić, ponieważ twarze były zamazane. Za oknem rozprzestrzeniał się zimowy krajobraz, a z nieba sypały płatki śniegu. Kochałam zimę.

- Chodź się pobawić - rzekł, odsuwając się od stołu.
W ciągu kilku sekund już biegałam i goniłam się z nim po pokoju. Uwielbiałam zabawę z moim bratem!

- Ciszej! - uspokoiła nas kobieta - Jeszcze ktoś nas usłyszy.
-  Przepraszam mamo - powiedział cichym tonem głosu blondyn.

No tak... Ukrywaliśmy się, ukrywaliśmy się przed DRESZCZEM.

Nagle na zewnątrz rozległ się hałas.
Widać było, że mój tato mocno się tym przejął.

- Schowajcie się - powiedział cicho.

Zrobiliśmy to o co nas prosił, a sam poszedł sprawdzić co tak hałasuje.
Minęło parę minut i już wszystko było jasne.
Usłyszeliśmy strzał. Dwa strzały.
Drzwi wywarzyły się, a po schodach zleciało ciało mężczyzny.

- TATO ! - krzyknęłam, płacząc.
Nie mogłam uwierzyć, że właśnie zginęła jedna z ważniejszych osób w moim życiu. Byłam jednak malutka, co ja mogłam wiedzieć... Prawda?

- Oddajcie nam dziewczynkę! - odezwał się facet w masce i czarnym kombinezonie.

Nie wiedziałam co się dzieje. Czy im chodziło o mnie?
Odsunęłam się do tyłu, a mój brat objał mnie i przytulił.

- Po co wam ona?! - szlochając, krzyknęła matka.

- Jest odporna. Potrzebujemy  jej do badań.
Moja mama w życiu nie pozwoliłaby mnie oddać. Stanęła przede mną, chcąc mnie chronić.
Nagle z pośród grupy wyszedł mężczyzna z karabinem. Wycelował go w naszą rodzicielkę.

- Ostateczna decyzja ? - odezwał się głos zza maski.

- Nie...nie oddam mojej Lizzy.

Z broni wyszedł pocisk, który trafił moją mamę prosto w czoło. Upadła  tak, że jej głowa leżała tuż pod naszymi nogami.

- Przepraszam... -  wyszeptała, po czym zastygła w bezruchu.

Zaczęłam krzyczeć, płakać i kopać wszystko co popadnie, a mój brat próbował mnie uspokoić.
Spojrzałam się na niego. Zobaczyłam łzy, najprawdziwsze łzy. Nigdy jak dotąd nie widziałam żeby płakał.
Nagle w jednej chwili ktoś wyrwał mnie z jego ramion i zaczął ciągnąć ze sobą. Chciałam się uwolnić.
Chłopak nie mógł się z tym pogodzić. Rzucił się na porywaczy, próbując mnie wydostać z objęć wielkiego kolosa. Szarpał, bił. Na daremno.

-  Skoro tak bardzo chce być z siostrą, to go też weźcie.
Na ten rozkaz zgraja szturmowców chwyciła mojego brata, a następnie jeden z nich wstrzyknał mu coś do żył.
Zasnął... wyglądał jak martwy.
Nie mogłam wytrzymać tego natłoku emocji. Zaczęłam znowu krzyczeć, kopać wszystko co się dało, myśląc, że to coś pomoże. No niestety... nie pomogło. Nagle przez drzwi weszła kobieta w białym kitlu.

- Nie bój się Sonya, wszystko będzie dobrze. - powiedziała.

- Mam na imię Lizzy! - krzyknęłam.

- Oj, już niedługo...
Po tych słowach, kobieta wzięła strzykawkę i również wstrzyknęła mi jej zawartość.
Film się urwał

Otworzyłam oczy.

*************
No to koniec Rozdziału 3 :)
Mam nadzieję, że wam się podobał, mimo iż był troszkę krótszy niż poprzednie.
Za wszelkie błędy interpunkcyjne czy ortograficzne przepraszam!

Jeśli wam się podobało możecie gwiazdkować i komentować :) wyraźcie swoją opinię

Następny rozdział już niedługo!!

************

Still Together | Więzień Labiryntu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz