Na przyjęcie weselne przybyło wielu gości ze wszystkich stron świata. Trunki wylewały się z kufli, a stoły uginały się od nadmiaru jedzenia. Wszyscy tańczyli, świętując na cześć nowego władcy Francji.
Jedyną osobą nie do końca zadowoloną całą sytuacją był właśnie Harry. Chociaż użycie słowa niezadowolony nie było do końca trafne. Omega była raczej przerażona tym co miało się wydarzyć za pare godzin.
On najmłodszych lat był uczony tego jak powinien się zachowywać w stosunku do swojego męża. W teorii był przygotowany w najmniejszym szczególe do nocy poślubnej, jednak w praktyce wyglądało to inaczej. Był przerażony tym co miało nastąpić. Wiedział, że będzie bolało i że musi to zrobić dla umocnienia ich więzi. Poza tym był zobowiązany dać Francji dziedzica. To wszystko jakby dopiero teraz docierało do omegi, która w środku gotowała się ze strachu i nie potrafiła czerpać radości z ich wesela.
Kiedy nadeszła pora, Charles złapał jego dłoń i przeprowadził przez tych wszystkich ludzi, dokładnie pokazując, gdzie się udają. Kiedy stanęli przed komnatą króla, serce Harry'ego szybciej zabiło. Wtedy też dostrzegł cztery osoby siedzące nieopodal. Była to królowa Johannah, jego przyjaciel, a zarazem zaufany doradca monarchii Anglii - James Corden, biskup, który udzielił im ślubu, a także jeden z członków rady.
Harry spojrzał niepewnie na małżonka, lecz ten zwrócił się do zgromadzonych.
— Swój dowód dostaniecie z samego rana. Tymczasem nie wolno wam wejść do komnaty.
— Jak sobie życzysz mój królu. — Odezwał się najstarszy mężczyzna. Miał dziwny wyraz twarzy, a rana na policzku dodawała mu ostrości. Harry mu nie ufał.
Weszli do środka, a omega odetchnęła. Całkowicie zapomniał o zasadzie panującej w Europie, że podczas nocy poślubnej, małżeństwu towarzyszą świadkowie, by upewnić się, że związek został skonsumowany. Najwidoczniej Charles musiał zająć się tym wcześniej i całe szczęście, bo Harry nie wiedział, czy byłby w stanie zrobić to przy obcych ludziach.
Król zaprowadził go do łóżka, a sam zniknął za kotarą. Mimo lęku i drżących dłoni, Harry zaczął powoli odpinać guziki swojej śnieżnobiałej koszuli, a swoją koronę położył obok siebie na łóżku. Chciał mieć to już za sobą. Czuł, że Charles jest wspaniałą osobą, ale on nie był na to jeszcze gotowy.
— Hej kochanie,co robisz? — Alfa pojawiła się przy nim i złapała za obie dłonie, by położyć je na pościeli.
— Ja-a po-omyślałem, że może... — Jego głos się załamywał. Może Charles chciał zrobić to sam, a on tylko się naraził. Jednak jego ton głosu nie wskazywał na to, że był zły.
— Nie denerwuj się wilczku — ucałował jego czoło, uprzednio rozganiając niesforne loki.
— Nie musisz robić tego — wskazał na jego koszulę — ani niczego, na co nie masz ochoty. Do niczego cię nie zmuszę. Jesteś zbyt delikatny na to. — Patrzył w jego oczy dopóki Harry nie pokiwał zgodnie głową. Pomógł mu spowrotem zapiąć koszulę, a później przytulił do swojego boku.— Ale co z tym zrobimy? Obiecałeś im dowód oraz mój znak zniknie za kilka dni, jeśli nie ugryziesz mnie, kiedy twój...— jego policzki zrobiły się czerwone na samą myśl o zbliżeniu.
— Spokojnie wilczku, znakiem się nie przejmuj, a co do dowodu, to powinien być tu lada chwila.
Harry spojrzał na niego pytająco, ale wtedy drzwi, znajdujące się w rogu komnaty, otworzyły się. Wyglądały jak te zamknięte u niego. Trochę popytał i wiedział, że prowadzą przez setki podziemnych korytarzy, ale już dawno temu zostały wszytkie zamknięte.
Więc dlaczego te tutaj są otwarte i dlaczego przechodzi przez nie Louis?. W dodatku w poszarpanych ubraniach i z raną na ramieniu.
— Co się stało?
— Polowałem w ubraniach, przez co miałem tyci problemy. — Pokazał na palcach jak małe one były, a Charles pokręcił jedynie głową.
— Masz to?
Omega siedząca po środku była świadkiem dziwnej wymiany zdań. Czuł lekką złość, że tylko oni są wtajemniczeni w jakąś sprawę, a Louis jest obecny w ich komnacie, podczas ich nocy poślubnej. W dodatku miał na sobie mniej ubrań niż mogło się zdawać, skoro duża część była w strzępkach.
— Cała buteleczka. — Rzucił wymieniony przedmiot w stronę brata. Znajdowała się w nim ciemnoczerwona ciecz.
— To krew jelenia. — Wytłumaczył Charles.
— Właściwie to sarny. — Louis oblizał I uśmiechnął się cwanie.
— Tak czy inaczej powinno wystarczyć, by uwierzyli, że dzisiaj coś między nami zaszło.
— Och.
— Twój partner jak zwykle elokwentny.
— Louis. — Alfa zasyczał, a książę uniósł bezbronnie ręce do góry.
— Powinieneś pójść się przebrać i dołączyć do matki.— Trzeba go najpierw opatrzyć. — Zwrócił uwagę Harry.
Louis spojrzał na niego zaskoczony, ale nic nie mówił, gdy omega pytała o coś czym mogłaby odkazić ranę. Charles podał mu butelkę alkoholu, a z szafy wyjął bandaże. Brunet nie pytał dlaczego trzymał takie rzeczy w swojej komnacie, ale w końcu dobrze wyszło.
Charles zdjął swoją koronę i położył ją na stoliku obok łóżka. Zajął się wylewaniem krwi na pościel, a w tym samym czasie Harry zaczął opatrywać Louisa. Na początku zdjął resztki jego koszuli, by móc bardziej przyjrzeć się ranie, która wyglądała paskudnie.
— To tylko zadrapanie. — Powiedział Louis.
Harry wywrócił oczami, tak by nikt tego nie zobaczył i nic nie mówiąc, przyłożył nasączony kawałek bandażu do rany. Louis syknął I nieumyślnie strącił koronę bruneta, która leżała obok niego.
Omega znieruchomiala widząc jak korona przetoczyła się wprost pod nogi króla. Momentalnie zrobił się cały blady. To był zły znak. W jego kraju mocno wierzono w przesądy, a jednym z nich było, że jeśli korona upadnie, to symbolizuje to nieszczęście.
Charles widząc twarz swojego męża, podszedł do nich i sam dokończył opatrywanie brata. Później pożegnał go i kazał pilnować, by nikt nie wszedł przed rankiem do ich komnaty. Musiał zająć się Harrym, który stał się jakiś nieobecny.
— Wszystko w porządku?
— Tak, po prostu ta korona, to nie przynosi nigdy nic dobrego.
— Spokojnie, nie masz się czego bać, kiedy jestem przy tobie.
Podszedł do omegi, która stała przy łóżku, a swoje dłonie ułożył na jego biodrach. Na początku delikatnie potarł o siebie ich nosy, by później właściwie pocałować męża. Zrobił to delikatnie, tak jakby Harry miał zaraz rozlecieć się w jego ramionach.
Coś spadło i się potlukło wydając z siebie charakterystyczny dźwięk, kiedy brunet został lekko pchnięty na szafkę nocną. Żadne z nich jednak się tym nie przejęło i przenieśli się ze swoimi pocałunkami na łóżko, gdzie było im wygodniej.
I tak im minęła noc. Na skradanych pocalunkach i długich rozmowach. A żaden z nich nie zauważył stłuczonej buteleczki, w której jeszcze znajdowała się krew, która teraz rozlana była koło korony samego króla.
CZYTASZ
Not My King // Larry ff
Fanfic" Nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo za czymś tęsknimy, dopóki tego nie stracimy „ Kiedy w wieku trzynastu lat Harry dotarł do Francji, był tylko młodą i niewinną omegą, która została przypisana zupełnie obcemu mężczyźnie. Jednak król Charles z każ...