👑 30. To było jego miejsce 👑

1.9K 202 121
                                    

Tylko nie oceniajcie Louisa zbyt pochopnie...

👑👑👑

Do Francji wrócili zaraz po tym, gdy Louis poczuł się lepiej, a jego ciało zregenerowało się. Medycy nie widzieli przeciwskazań na tak długą podróż co wielce ucieszyło szatyna, który nie chciał zostawiać państwa w rękach lordów i doradców ani dnia dłużej. Oczywiście król Irlandii wysłał swoje wojsko, które eskortowało ich pod samą bramę Paryża. Nikt nie chciał powtórki z rozrywki.

O dziwo relacje Louisa i Harry'ego były naprawdę dobre. Spędzali ze sobą dużo czasu na rozmowie, a omega również dosyć mocno interesowała się sprawami państwa i chciała służyć pomocą, którą szatyn chętnie przyjmował. W ten sposób byli niemal nierozłączni, a Harry z każdym dniem był jeszcze weselszy i jeszcze mocniej promieniał. Ciąża dodawała mu uroku, ale też siły. Sam Louis, który na początku był mocno zrozpaczony, teraz nie mógł się doczekać aż jego bratanek czy bratanica przyjdzie w końcu na świat.

Harry był gdzieś w piątym miesiącu, a jego brzuszek był już naprawdę nieźle widoczny i to fascynowało Louisa. Często łapał omegę na tym jak ta gładziła swój brzuszek nieświadomie podczas jakiś codziennych czynności. Oboje chcieli już by maleństwo zaczęło kopać. Harry chciał poczuć swoje szczenię.

W powietrzu było już czuć wiosnę, mimo, że marzec dopiero się rozpoczął. Rozpoczynała ona nowy okres w ich życiu, bardziej pozytywny i szczęśliwy, a przykre wydarzenia z poprzedniego roku zostawiła daleko w tyle. I mimo przeszłości Louis nie wyobrażał sobie być teraz gdzieś indziej. To było jego miejsce, jego dom.

–– Nie chcę tego jeść. –– Harry mruknął odsuwając od siebie talerz parującej zupy rybnej, która przyprawiała Louisa o mdłości, ale nie komentował tego. Omega spojrzała gniewnie na talerz i założyła ręce na piersi mamrocząc coś cicho po angielsku. –– Jestem głodny, moje dziecko chce jeść. Louis nakarm nas –– zajęczał płaczliwie.

––Godzinę temu zbiegłeś do kuchni kochany, bo miałeś ochotę za zupę rybną. –– Zmarszczył brwi patrząc na bruneta, który swoim wzrokiem próbował unicestwić znajdujące się przed nim jedzenie.

I tak, w takich chwilach też nie chciałby być nigdzie indziej. Chyba.

–– To było godzinę temu, teraz nie chcę tego jeść. Mam ochotę na coś włoskiego, proszę. I herbatę, dlaczego we Francji nie mogę wypić dobrej herbaty?

–– Umm...

–– A wiesz co? Nie odpowiadaj. Ty wcale nie chcesz, żeby moje dziecko było szczęśliwe. –– W oczach Harry'ego pojawiły się łzy i Louis pewnie by się wystraszył, ale jakiś miesiąc temu. Teraz był już do tego przyzwyczajony, że mimo iż obchodził się z omegą jak z jajkiem, ciągle coś było nie tak. Tęsknił za czasami, gdy Harry nie miał swoich humorków.

–– Tylko nie płacz, proszę cię. Zaraz ci przyniosę herbatę i coś dobrego do jedzenia, dobrze? –– Kucnął przed Harry, a kciukami starł łzy, które spłynęły mu po policzku. Harry patrzył na niego z przygryzioną wargą i wyrzutami sumienia w oczach zdając sobie sprawę jak niepotrzebny był jego wybuch.

–– Obiecujesz?

–– Obiecuję –– uśmiechnął się. –– Może przeniesiesz się z tym wszystkim do sypialni i odpoczniesz, co ty na to?

–– Tak, to dobry pomysł –– odpowiedział spokojnie pociągając nosem. –– Louis? ––Zagadnął, gdy szatyn miał już wychodzić z jadalni.

–– Tak?

–– Przepraszam, jestem okropną omegą.

Louis chciał już zaprzeczać, ale ciało przyciśnięte do tego jego skutecznie zamknęło mu buzię. Mógł tylko ułożyć swoją dłoń na plecach Harry'ego i zataczać tam uspokajające kółka. Czas w tamtym momencie dla niego stanął i nie wiedział, ile czasu minęło nim brunet się od niego odsunął. Jego twarz była spokojniejsza, tak samo oddech, a oczy wyrażały wdzięczność. Louis mógł tylko uśmiechnąć się przyjaźnie i wyjątkowo pozwolił sobie na pogłaskanie policzka omegi. Zimne palce dotknęły ciepłej skóry omegi, która zamrugała zaskoczona.

Not My King // Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz