👑 20. Louis Tomlinson Drugi 👑

2.3K 243 30
                                    

Louis nie wrócił. Nie zrobił tego przed tym jak Harry się obudził, ani po, a nawet następnego dnia, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. I nie, młoda omega nie zamartwiała się, leżąc w wielkim łożu, do którego zaklinała się nie zbliżać. Z pewnością, nerwy jakie szargały Harrym nie były spowodowane Louisem, a tą małą istotą, którą nosił pod sercem. Nie spał całą noc rozmyślając i czekając na szatyna. W końcu to nie była normalna sytuacja, musieli powiadomić dwór, że za dziewięć miesięcy na świat przyjdzie następca tronu Francji. Może nawet uda się anulować to małżeństwo, skoro nie doszło między nimi do połączenia krwi.

Kiedy jednak Louis nie wrócił do obiadu, Harry zaczął się mimowolnie niepokoić. Postanowił zejść do kuchni, by zgarnąć dla siebie i dziecka małą przekąskę, bo odpuścił sobie śniadanie. Schodząc na dół czuł na sobie spojrzenia, natarczywe, które przeszywały go na wskroś. Słyszał również szepty, które nie do końca szeptami były. Harry chciałby mieć paranoje, ale nie, wszystko wskazywało na to, że Louis tę noc spędził w miejscu, do którego zwykł chodzić za młodu – do domu publicznego.

Pomimo, że tej dwójki nie łączyły żadne romantyczne relacje, Harry czuł się upokorzony do granic możliwości. Każdy wiedział o przeszłości księcia, lecz nikt nie zwracał na nią uwagi, póki żył Charles. Teraz, jeśli faktycznie Louis spędził tam całą noc, w dodatku noc poślubną, zapewne huczał już o tym cały Paryż. Brunetowi nie mieściło się w głowie jak można być tak nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym. Całe szczęście, że za kilka lat, to jego dziecko obejmie tron. Miał tylko nadzieję, że Louis nie zostawi Francji w ruinie, tak jak dotychczas mu tego życzył.

Wrócił do komnaty jedynie ze szklanką mleka. Napięcie unoszące się w powietrzu sprawiło, że wszelkie chęci do jedzenia odpłynęły, a on został ze ściśniętym żołądkiem. Ku jego zdziwieniu, kiedy przekroczył próg komnaty, okazało się, że nie jest sam. Dostrzegł sir Jamesa przy oknie wychodzącym na główny plac, obok niego stał kapłan, który zeszłej nocy udzielał im ślubu, przy drewnianym stole stała czwórka podstarzałych mężczyzn, a byli to główni członkowie rady oraz medyk, który go wczoraj badał, a największym zdziwieniem było, że sam król siedział na łóżku, chociaż w żadnym stopniu go nie przypominał. Wyglądał bardziej jak młodzieniec podczas ich pierwszego spotkania, zamglony wzrok, roztrzepane włosy i zaróżowione policzki. Francuski monarcha z pewnością miał udaną noc, czego Harry mógł mu tylko pozazdrościć.

–– Czy mogę wiedzieć z jakiej to okazji nachodzicie mnie w mojej własnej komnacie? –– Nie krył zirytowania w głosie. Doprawdy nie znosił takich spotkań, bo zawsze przynosiły ze sobą coś niedobrego, a jego obecnym stanie najważniejszy był spokój.

–– Upewniamy się tylko, że... król bezpiecznie dotarł do swojej komnaty, z której nie powinien był wczoraj wychodzić. –– Najstarszy z mężczyzn patrzył wrogo na szatyna, który pewnie nawet nie do końca go słyszał. Gdyby był w formie, nigdy nie pozwoliłby sobie na takie traktowanie. Wybuchowy temperament był charakterystyczny dla linii rodu Tomlinsonów najwidoczniej.

–– Myślę, że w takim razie nic mu się już nie stanie, więc możecie już odejść panowie.

–– Wasza wysokość... usłyszeliśmy najnowsze wieści.

Tym razem to James był tym, który zabrał głos. Patrzył na Harry'ego z bólem, ale i troską. Omega naprawdę się cieszyła, że ma na dworze kogoś, kto będzie dla niej oparciem w tych trudnych chwilach. Teraz, gdy wiedział, jak zachowuje się Louis, będzie musiał sam o siebie zadbać

–– Właściwie nie rozumiemy, dlaczego nikt nie poinformował nas o tym wczoraj.

–– Nie uważam, abym musiał informować was o...

–– Ucisz się omego.

Trzy słowa. Jedyne trzy słowa jakie Louis do niego wypowiedział od wczorajszej nocy i nawet nie raczył na niego spojrzeć. Oczy miał lekko przymknięte, a głowę opuszczoną w dół. Niby tylko trzy słowa, a bolały jak żadne inne, brutalnie wbijając go w rzeczywistość. Miały na celu pokazać mu jego pozycję. Nienawidził tego, że był omegą, lecz reszta zgromadzonych widocznie była zadowolona, że król ukazuje swoją wyższość.

–– Królowo, myślę, że w tej sytuacji wszyscy powinniśmy się skupić i wysłuchać co inni mają do powiedzenia. W końcu to nie dopuszczalne, by luna miała dziecko z nieprawego łoża, a to szczenię nim po części jest...

–– Śmiesz nazywać moje dziecko bękartem?!

Oczy Harry'ego zapłonęły żarem. Może i nie jest dla nich nikim ważnym, ale nie pozwoli obrażać swojego dziecka.

–– Nie śmiałbym –– mężczyzna uniósł obie ręce do góry. –– Mówię tylko, że gdyby nie małżeństwo wszystko byłoby w porządku, jednak w obecnej sytuacji, to po prostu nie na miejscu.

–– Może ty byś się raczył odezwać królu, skoro mi bronisz wypowiadać własne zdanie. –– Zwrócił się gniewnie do Louisa.

–– Po prostu ich wysłuchaj. Im szybciej skończą, tym szybciej wyjdą. –– Jęknął cicho i położył się na łóżku, nie przejmując się faktem, że jest w ubraniu, ani, tym bardziej że jako królowi i dorosłemu mężczyźnie po prostu nie wypada. Miał zbyt ciężką noc i jeszcze cięższy poranek, by teraz wysłuchiwać krzyków Harry'ego.

–– Jest po prostu parę faktów, z którymi należy się zapoznać, a następnie przedstawić je ludowi. Nie ulega wątpliwości, że dziecko musi się urodzić. Biorąc pod uwagę te wszystkie lata, gdzie bezskutecznie próbowałeś panie zajść w ciąże, nie wykluczamy, że w przyszłości może być podobnie, a Francja potrzebuje dziedzica...

Harry niemal zachłysnął się powietrzem słysząc słowa mężczyzny. Zastanawiał się kto tak naprawdę rządzi tym państwem. Kiedy Charles żył, nie pozwalał sobie na takie zachowanie. Słuchał porad i opinii, ale nie dawał sobie narzucić czyjegoś zdania.

–– Chcieliście bym nie urodził tego dziecka? –– Zapytał, będąc bladym ze strachu.

–– To była zapewne pierwsza myśl każdego z nas. –– Zaśmiał się, lecz Harry'emu nie było do śmiechu, gdy z każdą chwilą, robiło mu się coraz bardziej słabiej. –– W każdym razie ta myśl została szybko zapomniana. Francja za dziewięć miesięcy powita prawowitego dziedzica, syna Louisa Tomlinsona Pierwszego. –– Odrzekł z dumą.

–– Kogo?

Omega nie wiedziała, czy ma zacząć się śmiać, czy może płakać. Czy oni wszyscy sobie z niego żartowali? Spojrzał na Jamesa w poszukiwaniu pomocy, lecz otrzymał tylko wzrok pełen współczucia. Oni nie mogli tego zrobić, nie pozwoli na to.

–– Nie możemy przecież ogłosić, że urodzisz dziecko swojego zmarłego męża, panie. Ta informacja, gdyby obiegła cały świat, wystawiłaby nasz kraj na pośmiewisko. Tymczasem twoja wczesna ciąża idealnie pokrywa się z waszym ślubem, imię również może otrzymać po ojcu, Louis Tomlinson Drugi brzmi dumnie.

–– Zamierzasz się w końcu odezwać? Chcesz pozwolić, by ktoś tak niedołężny umysłowo rządził twoim krajem zamiast ciebie? Co z ciebie za władca?

–– Mimo wszystko radziłbym zważać na słowa. Każdą omegę można utemperować. -–– Na te słowa Harry miał ochotę zwymiotować. Ten mężczyzna był wręcz obleśny i odpychający.

–– Wyjdźcie wszyscy, na dzisiaj to koniec, omega musi odpocząć.

Brunet nie wierzył, że został tak potraktowany. Niechciane łzy cisnęły mu się do oczu, a on po prostu wyszedł z komnaty. Pragnął uciec, zaszyć się gdzieś, gdzie nikt nigdy go nie znajdzie. Gdzieś, gdzie będzie szczęśliwy.

👑👑👑

Hejka!

To już 20 rozdział uwierzycie?

Dzisiaj nie przynudzam, życzę miłego weekendu i zapraszam na twitterka! ^^

Not My King // Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz