Pustka.
To wydawało się być dobrym określeniem tego co czuł przez ostatnie dni. Stracił cząstkę siebie i nic, ani nikt nie będzie wstanie zapełnić tej bolesnej luki. Z czasem będzie chciała się zarosnąć, ale Harry zdawał sobie sprawę, że to będzie długi i bolesny proces, którego tak naprawdę nie chciał. Poczucie winy będzie mu towarzyszyło do końca dni.
W momencie, w którym dowiedział się o stracie jego spojrzenie straciło blask, a ciężki kamień osiadł głęboko na jego sercu. Gdzieś tam był Louis trzymający go za rękę i powtarzający, że wszystko będzie dobrze. Z drugiej strony medycy, którzy wmuszali w niego swoje specyfiki, byleby tylko jego ciało się zregenerowało. Ale on tego nie chciał. Dlaczego nie mógł po prostu zginąć tak samo jak jego maleństwo?
Wiele dni mu zajęło, by zdać sobie sprawę, że wciąż ma dla kogo żyć. Mała Darcy była jednym z nielicznych powodów, dla których postanowił walczyć z samym sobą. To z niej czerpał siłę, chociaż przez pierwsze dni nie był nawet wstanie na nią spojrzeć, a co dopiero wziąć na ręce.
Dlatego tak ogromnie był wdzięczny Louisowi, że zajmował się ich dwójką. Szczególnie, gdy Harry nie odzywał się słowem, a z łózka wychodził tylko wtedy, kiedy musiał. Wszystkie te emocje zżerały go od środka, a Louis po prostu był obok wciąż tak samo troskliwy i wspierający. Pozwalał mu na płacz i nie osądzał. Mówił, że jest dzielną i dobrą omegą oraz wciąż próbował przynosić mu Darcy, aż w końcu Harry się ugiął, a kiedy po raz pierwszy spojrzał w te malutkie ciemne oczy, wiedział, że przepadł. Rozpłakał się wtedy najmocniej jak do tej pory, lecz tym razem nie potrafił puścić swojej małej córeczki, bo tylko ona mu pozostała.
–– Jak się dzisiaj czujesz?
–– Lepiej –– spojrzał na Louisa z wdzięcznością.
–– Dzisiaj jest ładna pogoda, może chciałbyś zjeść we trójkę w ogrodzie?
Harry westchnął głęboko się zastanawiając. Wiedział, że musi nadejść dzień, kiedy przestanie się ukrywać za drewnianymi drzwiami, ale nie był pewien, czy to było właśnie dzisiaj.
–– Być może, a jak się ma mała księżniczka?
––Śpi jak zabita, ale myślę, że niedługo wstanie, zbliża się pora karmienia.
–- Tak sobie myślałem, że to nie jest dla niej dobre, gdy jest tak daleko ode mnie. Może przeniósłbyś jej wszystkie rzeczy tutaj?
Po porodzie księżniczka została przeniesiona do starych komnat Louisa, gdzie szatyn z nią został. Dał Harry'emu spokój i przestrzeń, którą w tamtym momencie potrzebował. W opiece nad małą bardzo pomagały mu niańki, które musiał zatrudnić mimo zastrzeżeń jakie Harry miał kilka tygodni temu, bo sam by temu nie podołał. Bardzo martwił się o swoją rodzinę, ale też wciąż na głowie miał całe państwo.
–– Jesteś pewny, że jesteś gotowy?
–– Chcę mieć ją jak najbliżej. Nie będę przecież sam, pomożesz mi, bo też wrócisz do komnaty, prawda?
Harry zapytał cicho, bo bał się odpowiedzi. Co prawda Louis co dzień go zapewniał, że go kocha, lecz co, jeśli to były tylko puste słowa, a szatyn brzydzi się teraz spać obok takiej omegi jak on?
–– Jeśli to jest to czego pragniesz to oczywiście, będę bardzo szczęśliwy, gdy będę bliżej ciebie.
Szatyn uśmiechnął się do niego ciepło, co Harry odwzajemnił. Niepewnie okrył swoją dłonią tę należącą do alfy i ścisnął, by upewnić się, że to wszystko prawda. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przez ostatnie dni przywykł do ciszy i zanim zdążył zastanowić się nad słowami przerwał im jeden ze strażników wchodząc do komnaty.
CZYTASZ
Not My King // Larry ff
Fanfic" Nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo za czymś tęsknimy, dopóki tego nie stracimy „ Kiedy w wieku trzynastu lat Harry dotarł do Francji, był tylko młodą i niewinną omegą, która została przypisana zupełnie obcemu mężczyźnie. Jednak król Charles z każ...