XV

739 48 10
                                    

— Nie ruszaj się przez chwilę.

Potem odsunął się ode mnie. Cała magia wokół nas zniknęła.

— Idź już do swojego pokoju, zapomnij co tu się wydarzyło. — mówiąc to złapał się za koszule. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy. — Jeszcze... Powodzenia na wyprawie. Prawdopodobnie nie zdążę ci pomóc, gdy będziesz tego potrzebowała. Przepraszam.

— Rozumiem. — powiedziałam to i wyszłam. Chwiejnym krokiem skierowałam się w stronę MOJEGO pokoju. Wchodząc do niego, zamykając drzwi pierwsze co to skierowałam się na łóżko i natychmiast zasnęłam.

Obudziłam się rano. W mundurze. Natychmiast poszłam się umyć i przebrać w ten, w którym wyjeżdżamy na wyprawę. Spojrzałam w coś, co przypominało lustro. Możliwe, że widzę swoją twarz ostatni raz.

Dwoma palcami wskazującym dotknęłam swoich kącików ust i podniosłam je tak, by tworzyły uśmiech.

To głupie. Założyłam peleryne na wierzch i poszłam w stronę magazynu. Tam się zaopatrzyłam w sprzęt, następnie po konia. Udałam się w miejsce zbiórki.

Wyruszyliśmy w stronę bramy. Ludzie patrzyli się na nas z nienawiścią, mimo to czułam gdzieś w tłumie wzrok skierowany w moją stronę.

Zignorowałam to, ale mimo to ciężko wypuściłam powietrze. Usłyszałam krzyk wujka, oznaczający początek wyprawy.

Ruszyliśmy minęło kilka godzin, było spokojnie. Za spokojnie. Mój oddział był lekko tym zaniepokojony. Dowódca naszego oddziału ciągle się rozglądał i kazał mi mieć ręce blisko pistoletu na race.

Nagle zobaczyliśmy ją, czarną race. Natychmiastowo przekazałam sygnał dalej. Dowódca planuje atakować. Co z nami będzie?!

Levi.. Levi.. Mój kochany Kapitan.. (Levi x OC) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz