Rozdział IV

1.1K 67 9
                                    

Prawą nogę odsunęłam do tyłu, na delikatnym przykucnięciu byłam przygotowana do wystrzelenia linek.

— Masz w przeciągu 5 minut upolować jak najwięcej kartonów. Zaczynaj. — pan Idealny.  Wystrzeliłam linki na drzewo, z jak największą prędkością próbowałam przebrnąć przez las, szukając kartonowych tytanów. Drzewa, w które wbijałam haczyki były już lekko obtarde z kory. Prawdopodobnie przez liczne treningi.

Zobaczyłam pierwszego kartonowego tytana, uśmiechnęłam się, był całkiem uroczy. Dlatego, bez skrupułów odcięłam mu kawałek karku. Czy na dobrą głębokość? Nie mam pojęcia.

Podoba mi się ten trening. Dam z siebie wszystko!

W myślach zaczęłam liczyć ilu już pokonałam.

Czułam się wolna, delikatny wiatr rozwiewał moje rozpuszczone włosy.

Chwilę zepsuł odgłos flary dymnej. To znak -  koniec czasu.

Wolnym wróciłam grzecznie na miejsce startu, Levi czekał na mnie z założonymi rękoma. Wyglądał całkiem pociągająco, jak na niego.

— Ilu pokonałaś, Haruka? — zapytał swoim lekko zachrypniętym głosem

— 16

— Nie żartuj sobie — prychnął. — tyle nie mają najlepsi kadeci, a co dopiero ty.

— Nie żartuję. Po co miałabym?

— Powiedzmy, że ci wierzę. Chodź, musimy zebrać manekiny. Sprawdzimy głębokość, przy okazji faktycznie policzymy ilu zabiłaś.

— Nie chce mi się! Nogi mnie bolą i podarłam sobie koszule! — pokazałam mu i przy okazji sobie ranę z której sączyła się krew. Dotknęłam rany, boli mnie — co tu sie stało?!

— Az taka nieporadna jesteś?! Chodź do lecznicy, trzeba to zszyć. — podszedł  do mnie i pochylił się oglądając ją. — dasz radę iść, prawda? Chociaż nie, lepiej nie. Większa szansa że się wykrwawisz.

Levi podszedł do mnie i wziął na ręce, zaczął iść w kierunku zamku. Zaczęłam się wiercić, nie jestem aż taka słaba!  W dodatku jestem gruba i ciężka!

— Nie wierć się, mimo że jesteś leciutka to nie ułatwia to noszenia cię.

— Zmęczysz się.. Mój cellulit cię zamęczy!

— Czy ktoś, kto jest z podziemia, może mieć  cellulit? —uśmiechnął się delikatnie.

— Chyba to nie możliwe. — zaśmiałam się, nie wiem czemu. — co z tekturowymi tytanami? Kto je zbierze?

— Dam za karę kadetą do posprzątania. Tobie dam za karę wyszotowanie mojego biura szczoteczką do zębów.

— Chociaż nauczę cię co to czystość.

— Sugerujesz coś?

— Masz bałagan w pokoju. Syf.

— To nie ja śmierdze potem. — użył swojego słynnego uśmiechu sarkazmu. Jak ja go nienawidzę.

— Mój zapach przenika twoją koszule! —ha, co teraz?!

— Wystarczyło jej, że koszula zaszła krwią, a teraz w dodatku potem . Będę musiał ją poddać dezynfekcji. Kto wie jakie bakterie płyną w twojej krwi.

Nic się juz nie odezwałam. Zaczął mnie boleć brzuch, ale nie okazywałam tego.

— Juz jesteśmy, zaniosę cię teraz do swojego pokoju, tam mam apteczkę.

— Mhmm.. — oparłam głowę o jego klatkę piersiową, mogłam usłyszeć bicie jego serca. Biło równo.

Przechodziliśmy przez korytarze, aż do jego pokoju, im bliżej jego tym bardziej można było poczuć zapach środków do dezynfekcji. Uśmiechnęłam się do siebie.
Gdy otworzył drzwi nie było ich czuć. Jedynie jego perfumy. Ładne są

Posadził mnie na swoim łóżku, spod biurka wyjął czerwone opakowanie, prawdopodobnie była to apteczka. Nie myliłam się. Wyjął płyn do dezynfekcji i nić. Przemył i zaszył. Proste.

— Połóż się na moim łóżku , nie możesz wejść teraz do swojego pokoju, Erwin coś tam przerabia, a ty powinnaś odpoczywać.

— Rozumiem.

Zamknęłam oczy i usnęłam.

Levi.. Levi.. Mój kochany Kapitan.. (Levi x OC) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz