Ostatnio do przychodni przyszło COŚ. Coś miało duże oczy i wyglądało jak skrzyżowanie nietoperza z wiewiórką. Tak to jest, gdy tego dnia pomagasz lekarzowi ze specjalizacją w egzotykach, totalnie się na nich nie znając. Dopiero po wyjściu właściciela, wetka wyjaśniła mi co to za zwierzę.
Otóż była to lotopałanka. Pewnie nie tylko ja tutaj pierwszy raz słyszę o takim zwierzęciu. Lotołanka? Lopałka? Tolołanka? Pałalotka? Lotopałałanka? Przez cały dzień nie mogłam zapamiętać tej nazwy. Niby widziało się ją w jakimś programie przyrodniczym, ale jest różnica pomiędzy zobaczeniem jej w telewizji, a na żywo w gabinecie.
Czego dowiedziałam się o pacjencie?
- jada owoce i owady,
- to jedyne torbacze, jakie polskie prawo pozwala trzymać w domu,
- mają fajną błonę lotną od stawu nadgarstkowego do skokowego,
- latają lotem ślizgowym jako jedne z niewielu ssaków,
- mają ostre pazurki,
- zęby też,
- trzeba mieć ponadprzeciętne zdolności, by pobrać temu czemuś krew.
Jako zwierzak domowy całkiem spoko, ale nie jest to wymarzony, bezproblemowy w obsłudze pacjent, szczególnie podczas pobrania krwi.
Czyż one nie są słodkie? Zdjęcia z netu, bo własnych nie miałam jak zrobić.
Nazwa rozdziału wzięła się od angielskiej nazwy lotopałanek przetłumaczonej przez translator Google. Serio.
Ave
CZYTASZ
Zaufaj mi, jestem technikiem weterynarii
HumorPoznajcie Alicję czyli technika weterynarii z wielkimi aspiracjami na tytuł lekarza weterynarii. Tylko niewielka część populacji wie, co naprawdę robią ludzie związani z weterynarią, dla innych jest to tylko dawanie tabletek na "robaki" i robienie s...