Krótka paplanina podsumowująca 3 rok

69 10 0
                                    

Ostatnie dwanaście miesięcy na studiach mogłabym podsumować słowami „cholernie ciężki, bardzo męczący i szalony". Rzadko odwiedzałam wattpada przez ten czas. Przyczyna jest prosta – studia, a dokładniej 3 rok, a szczególnie letni semestr. Mówili, że najgorszy. Nie kłamali.

Rok temu sesję skończyłam strasznie późno, bo 30 września. Dosłownie w ostatni dzień przed nowym semestrem. Przyczyna prozaiczna – byłam długo chora, a profesor na urlopie. W nowy semestr weszłam z entuzjazmem, ale też lekkim zmęczeniem (mało odpoczęłam, bo ciężko wypoczywać, kiedy trzeba zdać jeszcze egzamin z mikrobiologii). Jednak ciekawe przedmioty i zupełnie inne podejście prowadzących całkiem pozytywnie mnie nastawiło. W końcu po dwóch latach przestali traktować nas jak debili, a zaczęli jak lekarzy debili. Całkiem miły i zaskakujący przeskok.

W zimowym semestrze zaczęło się kilka interesujących mnie przedmiotów i nie wszystkie okazały się aż takim rozczarowaniem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W zimowym semestrze zaczęło się kilka interesujących mnie przedmiotów i nie wszystkie okazały się aż takim rozczarowaniem. Tempo nauki było szybkie, bo praktycznie w każdym tygodniu było jakieś kolokwium, a dodatkowo trzeba było przychodzić na ćwiczenia przygotowanym z materiału, który miał być omawiany na zajęciach.

Diagnostyka – jeden z moich faworytów, zajęcia opierały się na ćwiczeniu praktycznych umiejętności na ŻYWYCH zwierzętach. Głównie psach, ale kolokwium z krów też było. Przydatny przedmiot i naprawdę lubiłam się uczyć na zajęcia, bo widziałam w nich dużo sensu i możliwości wykorzystania tych umiejętności w praktyce. Tematyka zaczynała się od zwykłego badania ogólnego, jakie powinno przeprowadzać się przy każdej wizycie, czyli obejrzeniu, omacaniu, opukaniu i osłuchaniu zwierzęcia, czy wszystko jest ok. Stopniowo przechodziliśmy przez badanie wszystkich układów, metody samego badania były podobne, ale różniły się mnóstwem niemal niezauważalnych szczegółów, które ostatecznie mogły świadczyć o stanie zdrowia badanego zwierzaka.

Farmakologia – lubiłam ją, jest ciekawa i potrzebna, ale w okolicach maja zapałałam do niej głęboką nienawiścią. Częściowo przez urazę do prowadzących, częściowo przez brak czasu, żeby się jej porządnie nauczyć, a częściowo dlatego, że jest jej sporo do nauki. Męczące były też zajęcia, na które składało się siedzenie i słuchanie prezentacji. Ciężko byłoby to przeprowadzić inaczej, bo jednak cały przedmiot polega na nauczeniu się substancji czynnych i ich oddziaływania na organizm, lecz nie mogę zaprzeczyć, że można było to poprowadzić w ciekawszej formie niż kolejnego wykładu.

Farmacja – mój ulubiony przedmiot w tym semestrze. Kolejna nauka o tematyce leków, tutaj skupiono się na przekazaniu nam wiedzy na temat surowców naturalnych, jakie się wykorzystuje, różnych postaciach medykamentów i sposobów ich tworzenia. Bardzo miło chodziło mi się na zajęcia, na które po przerobieniu całej teorii składało się kilka zajęć praktycznych. Zrobiłam wtedy czopek oraz maść na bazie wazeliny, która była idealna do smarowania Reksiowi łap w zimie.

Patofizjologia – przedmiot w sumie ciekawy i potrzebny, tylko nauczycielka... Tych zajęć nie cierpiałam. Nie dość, że odbywały się późno, to prowadząca głównie czytała monotonnym głosem z kartki i do tego robiła błędy w tym, co czyta... Tłumacząc pokrótce, czego dotyczył, powiedziałabym, że wszystkich procesów zachodzących w ciele, które się zepsuły, więc prowadzą do choroby.

Zaufaj mi, jestem technikiem weterynariiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz