Ja to mam szczęście. W maju, wracając z matur, wpadłam dosłownie na pięć minut do gabinetu, do którego chodziłam kiedyś po szkole. Siedzę w gabinecie i gadam o pierdołach z techniczką, która pracuje tam na stałe. Była błoga przerwa operacyjna*, dlatego skrzypnięcie drzwi wejściowych w poczekalni bardzo nas zaskoczyło, ale po chwili do gabinetu wpakowała nam się wielce szanowna Baba z kontenerem. Bez pukania, czy "dzień dobry", zaczęła swój monolog o zwrocie kosztów za wszystko, nic nie robiąc sobie z nas mówiących, że jest zamknięte. Jej trzaśnięcie drzwiami do gabinetu (choć bardziej pasuje tutaj inne, mniej cenzuralne określenie) wywabiło z zaplecza nawet samego Doktora z kubkiem zupki chińskiej. Dopiero na jego stanowcze pytanie, po co tu przyszła, raczyła się zamknąć i wyjęła z transportera kota. Dialogi przytaczam tak mniej więcej:
- Żądam zwrotu kosztów za sterylkę i mojego kota, to rasowiec jest. Dwa tysiące za niego dałam. - Zaczęła się pieklić, pokazując zwierzaka.
- Zobaczmy o co chodzi. Pani nazwisko?
- Piekielna Dama (imię zmienione, bo RODO) - burknęła oburzona. - Zobaczycie, zwrócicie mi wszystko. Plus jeszcze odszkodowanie!!!
Szybko znalazłyśmy odpowiedniego pacjenta. Rzeczywiście, 2 miesiące temu kicia miała kastrację (potoczna nazwa - sterylka). Doktor na spokojnie pyta o co jej chodzi i czy były jakieś komplikacje po operacji.
- No proszę spojrzeć - powiedziała, stawiając kota na stole. Aż dziw, że był cały czas taki spokojny w przeciwieństwie do swojej pańci.
Doktor obejrzał kotu brzuszek, pomacał i spojrzał na klientkę, nie wiedząc, o co może jej chodzi.
- Kota żeście mi zepsuli. - Znowu zaczęła pretensjonalny lament. - Niech pan patrzy, jak teraz brzuch jej wisi.
Ja typowe wtf, Blondi robi karpika, a Doktor zdziwione oczy. Niewiasta od kotki cały czas kontynuuje swój monolog o zwrocie kosztów. Weterynarz, widząc, że zaraz któraś z nas wybuchnie śmiechem, mówi, żebyśmy poszły sobie kawę zrobić na zaplecze. Ja się szybko żegnam, bo na mnie już czas i wychodzę śmiać się na zewnątrz, techniczka idzie na zaplecze, a Doktor spokojnie stara się przerwać monolog kobiety.
Jak się to dokładnie skończyło - nie wiem.
Dlaczego mnie to bawi? O co chodzi?
W weterynarii panuje pewien mit, mianowicie kastracja kota sprawia, że jego brzuch staje się obwisły. Nie jest to prawda.
Ten luźny fałd skóry nazywa się "kieszonką pierwotną", każdy z naszych mruczków ją ma. Uwidacznia się, gdy kot dorasta, więc zbiega się to w czasie z kastracją (stąd to przekonanie). Jego wielkość i obfitość zależy od rasy i predyspozycji genetycznych danego osobnika. Do tego na starość może się powiększyć, bo skóra traci elastyczność.
Kot domowy
Po co to kotu? Chroni narządy w jamie brzusznej przed uszkodzeniem np. podczas walki, pozwala też na duże rozciągnięcie się tylnych kończyn podczas biegu czy skoków. Ma on jeszcze jedną ważną funkcję, która zbytnio nie przydaje się pupilom mieszkającym w domu, ale już u tych wolno bytujących czy dzikich (np. tygrysy) już tak - pozwala on na maksymalne rozciągnięcie się żołądka, co przy nieregularnych posiłkach umożliwia najedzenie się "na zapas". Żeby było śmieszniej, duży fałd nie oznacza grubego kota, bo te przez nadmierną ilość tłuszczu mają go mniejszego.
Tygrys bengalski
Puma płowa
Konkludując, fałd brzuszny twojego koteczka jest normalny i tak ma być. Jedynie gwałtowne zmiany w jego wielkości lub strukturze powinny zmusić Cię do odwiedzenia weterynarza w tej sprawie.
Mam tylko nadzieję, że ludzie przestaną się kiedyś o wszystko awanturować i żądać zwrotu pieniędzy, bo ten świat zmierza w złym kierunku.
Ave
* przerwa w przyjmowaniu bieżących pacjentów, w której robi się zaplanowane wcześniej operacje
CZYTASZ
Zaufaj mi, jestem technikiem weterynarii
HumorPoznajcie Alicję czyli technika weterynarii z wielkimi aspiracjami na tytuł lekarza weterynarii. Tylko niewielka część populacji wie, co naprawdę robią ludzie związani z weterynarią, dla innych jest to tylko dawanie tabletek na "robaki" i robienie s...