13. Usta - Żądza krwi.

667 77 24
                                    

- Czemu to zrobiłaś? - trzy słowa z mocą uderzyły o uszy dziewczyny. Niczym włócznia przebijały się przez ciężką ciszę, nie zwracając uwagi na panujące w pomieszczeniu napięcie. Ich właściciel, mimo że wiedział tak mało, był pewny siebie, swoich słów. Nie bał się pytać, nawet jeśli odpowiedź byłaby bolesna. Ciekawość i chęć poznania prawdy o świecie była zbyt silna, żeby dało się ją zignorować.

Czemu? Nie zrozumiałbyś. Może gdyby zamiast ciebie był tu ktoś inny. Twoje oczy są za bardzo przyćmione twoimi celami, nie pojąłbyś.

Cisza ponownie zawładnęła pokojem, nie dając się na dobre przegonić. Nikt z obecnych nie był w stanie powiedzieć, który to już raz; wiedzieli jedynie, że nie pierwszy i nie ostatni.

Chłopak był wytrwały, mimo niepowodzeń wciąż próbował. Miał nadzieję, że jego "rozmówczyni" w końcu zechce mu odpowiedzieć lub po prostu będzie miała dość jego dociekliwych pytań. Nawet agresywne warknięcie byłoby lepsze od tej ciążącej na nich ciszy. Dusił się w niej. Miał wrażenie, że razem z tlenem wnika do jego organizmu i wprowadza tam zamęt. Nie mógł tego dłużej znieść.

- Proszę, powiedz mi - jego głos był wręcz rozpaczliwy.

Dziewczyna milczała. Jej serce zostało zniszczone już wcześniej; pytania i prośby to tylko strata czasu. Przed jej oczami pojawił się przyjaciel pożerany przez tytana. Ten obraz przypomniał się jej już zbyt wiele razy, skończyły jej się łzy. Zostało tylko poharatane serce i myśl, że musi, że nie ma wyboru. Przetrwa to - dla ratowania świata.

Chłopak wpatrywał się w dziewczynę, choć nadzieja w jego oczach gasła z każdym zignorowanym zdaniem. Jej wzrok był utkwiony w suficie i ani na chwilę nie zmienił swojego położenia. Zrezygnowany chłopak również położył się na swojej pryczy i westchnął głęboko. Niedługo spróbuje ponowie, tak jak to robił od rana.

Zostało mu ponowne analizowanie jej jedynych słów, jakie wypowiedziała, odkąd tutaj przebywają. "Wybacz, byłam przerażona." I jaki to miało z tym wszystkim związek? On wiedział, że te słowa nie miały sensu, jednak przysłuchujący się temu ludzie, uznali je za oczywiste w takiej sytuacji. Czy tylko on znał prawdę? Czemu nikt mu nie wierzył? Ba, przecież nie dali mu nawet dojść do słowa.

Odpowiedzi na te pytania mogła udzielić mu jedynie leżąca w tym samym pomieszczeniu dziewczyna, jednak zawzięcie milczała i nic na nią nie działało. Z pewnością miała w tym swój cel; ona nigdy nie działała pochopnie - w przeciwieństwie do niego.

Tym razem jednak myślał, a przynajmniej próbował. Oprócz prób zachęcenia dziewczyny do mówienia, zostało mu tylko to.

- Wstawać bachory! - donośny, męski głos z łatwością przegonił ciszę i zmusił dziewczynę do oderwania wzroku od sufitu. Czyli reagowała na słowa obcego mężczyzny, a na te przyjaciela już nie? Świetnie. - Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś był karany za zabicie tytanów, serio trzeba mieć pecha - żołnierz zaśmiał się razem ze swoim towarzyszem. Więźniom nie było jednak zbyt wesoło.

Jeszcze większego pecha trzeba mieć, żeby być karanym za coś, czego się nie zrobiło, co nie?

- Najpierw ty smarkulo - strażnik przesunął metal na dole drzwi, tworząc nieduży otwór. Przesunął przez niego niewielką tackę z gęstą zupą i niewielkim bochenkiem chleba. Dziewczyna wstała i sięgnęła po jedzenie, po czym znowu wróciła na swoje miejsce.

- Teraz ty, bachorze! - zawołał mężczyzna, sięgając po drugą porcję. Robił to powoli, by chłopak miał czas podejść i się rozejrzeć, co oczywiście uczynił. Jego wzrok zatrzymał się na szczupłej sylwetce opierającej się o ścianę. A dokładniej na jego oczach.

A blessing in disguise || RirenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz