15. Usta - Egoistyczne pobudki.

659 84 26
                                    

Krew.

Nadal ciepłe, znieruchomiałe w krzyku usta.

Bezwładne ciało.

Dźwięk łamiących się kości i gwałtownie wciąganego powietrza.

Błyszczące ze strachu oczy.

Krew opadająca niczym upiorny deszcz na ruiny budynków.

Ciepło ulatujące z czterech ciał.

Eren gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej i łapczywie wciągnął powietrze. Jego oczy były zaszklone, a oddech niespokojny. Po głowie przesuwały się krwawe obrazy, a w umyśle krążyła bolesna świadomość, że to wydarzyło się naprawdę. Drżące palce wplątały się w potargane kosmyki i mocno pociągnęły, wyrywając sporo włosów.

- Dzieciaku, co ty wyprawiasz? - chłodny ton otulił uszy chłopaka, o dziwo go uspokajając. W kobaltowych oczach było coś, co błyskawicznie wygoniło panikę z głowy Erena. Chłopak powoli puścił włosy i rozejrzał się, próbując sobie przypomnieć, gdzie jest. Jego oczy zarejestrowały dwa konie, na jednym z nich siedział kapitan, i wóz z niezbędnymi do życia przedmiotami. Sam leżał na niezbyt wygodnym posłaniu umieszczonym na drewnianych deskach. W dość bliskiej odległości dostrzegł mur, do którego się z każdą chwilą zbliżali.

- Nic, sir... - odparł po chwili, zdawszy sobie sprawę, że mężczyzna nadal czeka na jego odpowiedź. Ackermann zmarszczył brwi, nadal nie odrywając od niego wzroku.

- Masz koszmary?

W zielonych tęczówkach błysnęło zdziwienie, a szatyn trochę się zmieszał. Koszmary były czymś na co mogło narzekać dziecko, ale człowiek-tytan? Mimo tego Levi nie wydawał się kpić, tylko traktował sprawę poważnie.

- To były bardziej wspomnienia... - chłopak podrapał się w tył głowy. Nie była to może odpowiedź jakiej oczekiwał kapitan, ale Eren nie chciał się przed nim do tego przyznawać.

- Coś sobie przypomniałeś? - spytał zaciekawiony Ackermann, chociaż nie było po nim tego widać.

- Tak... - Eren przygryzł wargę, wahając się. - Wszystkie wydarzenia z dzisiaj, oprócz mojej walki w postaci tytana..

Levi ponownie spojrzał na chłopaka, uparcie patrzącego się w drewnianą powierzchnię wozu. Nie spodziewał się, że szatyn tak szybko to sobie przypomni... Miał nadzieję, że nie zrobi niczego nieodpowiedzialnego.

- Skoro już się obudziłeś, to załóż pelerynę i przesiądź się na konia. Zaraz będziemy przy bramie.

Eren nie odzywając się ani słowem, posłusznie wykonał polecenie i już po chwili jechał obok Levi'a, patrząc w rozgwieżdzone niebo. Jak bardzo przeżywa śmierć swoich towarzyszy? Przygniata go myśl, że mógł zaregować i zapobieć ich śmierci, ale tego nie zrobił?

- Eren, dlaczego zawahałeś się, gdy kazałem ci przemienić się w tytana? - kobaltowe oczy z udawaną obojętnością zajrzały w te zielone, wyrwane z zamyślenia. Chłopak chwilę zastanawiał się, czy mężczyzna oczekuje od niego przeprosin za niewykonanie rozkazu, czy może po prostu jest ciekawy jego odpowiedzi. Nadal nie był zbyt dobry w czytaniu z jego oczu, więc postanowił zrobić obie te rzeczy.

- Przepraszam, ja...

- Nie przepraszaj, to było zwykłe pytanie. Myślę, że zostałeś już ukarany przez los za podjęcie takiej decyzji - Kobalt uspokajał zieleń, ale słowa Levi'a budziły w sercu niepokój, żal i smutek. - Musisz to zaakceptować i dalej z tym żyć. Nie mogłeś przecież wiedzieć, jakie konsekwencje ona przyniesie i nie wiesz też, czy inna byłaby lepsza. Przepraszać możesz jedynie siebie - Eren chwilę jeszcze wpatrywał się w te inteligentne kobaltowe oczy, po czym ponownie spojrzał w nocne niebo. Kapitan miał rację, ale zdecydowanie łatwiej było powiedzieć niż zrobić.

A blessing in disguise || RirenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz