Nowicjusze, którzy dopiero wczoraj dostali swoje zielone płaszcze i nie byli traktowani na razie zbyt poważnie, stali w równym szeregu przed ich przełożonym. Wszyscy się od siebie tak różnili, a jednak byli niezwykle podobni do swoich poprzedników. Może nie licząc faktu, że tym razem młodzi zwiadowcy decyzję wstąpienia do zwiadowców podjęli w pełni świadomie, gdyż przyszło już im spotkać się twarzą w twarz z tytanami. Doprawdy musieli być odważni lub szaleni.
Każdy oczywiście posiadał swój prywatny powód, dla którego wybrał właśnie szeregi zwiadowców, ale wszyscy mieli ramię w ramię walczyć o przyszłość ludzkości. Teraz jednak ta chwila wydawała się odległa i jedyne co mieli przed oczyma, to jak najszybciej skończyć trening.
Levi podszedł do zwiadowcy z białą chustką na głowie i stanął obok, nie przerywając mu monologu, który kierował do kadetów. Mężczyzna widocznie się speszył i przerwał, patrząc znacząco na kapitana, żeby ten wyjawił swoje zamiary. Ackermann jednak dał mu znak głową, żeby kontynuował, a sam z uwagą przyglądał się nastolatkom, wśród których poszukiwał winnych.
Był praktycznie pewien, że byli to chłopcy; dwaj lub trzej. W większej grupie rzucaliby się za bardzo w oczy, a jeden raczej nie miałby wystarczająco odwagi.
W oczy od razu mu się rzucił wysoki, dobrze zbudowany blondyn, który patrzył się przed siebie z determinacją w oczach i poważną miną. Raczej nie wyglądał na rozrabiakę, chociaż w jego oczach dostrzegł coś na kształt wyrzutów sumienia starannie tuszowanych pewnością siebie i zdecydowaniem.
Kolejny.
Jego wzrok przeniósł się na stojącego obok blondyna wysokiego szatyna. Wydawał się raczej spokojny i rozsądny, choć nieco nieśmiały.
Kolejny.
Następny chłopak był niski i gładko ogolony. Stał obok wyższej od niego szatynki i widać było, że obaj ledwo powstrzymywali śmiech. Chłopak nie wyglądał raczej na inteligentnego, a łobuzerski błysk w oczach czynił go podejrzanym.
Kolejny.
Spojrzenie kapitana spoczęło tym razem na równie niskim blondynie, który na pierwszy rzut oka wyglądał trochę jak dziewczyna. Jego niebieskie tęczówki wpatrywały się w kapitana, ale gdy tylko ten na niego spojrzał, odwrócił wzrok. Winny? Nie wyglądał na rozrabiakę, raczej na popychadło, chociaż w jego oczach widać było błysk inteligencji. Może był po prostu ciekawski, ale bał się nawiązać kontaktu wzorkowego z kapitanem?
Kolejny.
Obok blondyna stał szatyn, w którego piwnych oczach widniał podobny błysk determinacji co u Erena. Jego twarz również miała zacięty, gniewny wyraz, ale również trochę kpiący... Wyglądał raczej na dobrego żołnierza, ale w oczach kryła się podobna iskierka co u łysego. Ponadto, gdy kapitan się w niego wpatrywał, ten spuścił trochę speszony wzrok, a jego poliki lekko się zaróżowiły. Winny.
- Kapralu? - odrząknął mężczyzna obok, sygnalizując, że skończył już swój wykład.
- Czy któryś z bachorów spóźnił się na zbiórkę? - spytał swoim chłodnym tonem, z którym większość kadetów nie miała jeszcze do czynienia. Niektórych z nich przeszedł nawet zimny dreszcz, ale Ackermann nie zwracał na to uwagi.
Mężczyzna w chustce uniósł brwi ze zdziwieniem, ale bez wahania odpowiedział na pytanie.
- Arlert, Kirschtein, wystąp! - zawołał, a blondyn i piwnooki wykonali dwa kroki przed siebie i zasalutowali.
- Ile? - kapitan wpatrywał się w niebieskookiego blondyna. A jednak?
- Sześć minut - odpowiedział z dokładnością mężczyzna, wiedząc, że Ackermann ceni sobie pieczołowitość.
CZYTASZ
A blessing in disguise || Riren
Fiksi Penggemar"Czasem są takie chwile, gdy czujemy się po prostu szczęśliwi. Gdy patrzymy w oczy ukochanej osoby i odnajdujemy w nich ulotne iskierki szczęścia. Na naszych twarzach widnieją uśmiechy identyczne pod względem emocjonalnym. Wydobywające się z serc uc...