- Kirschtein i Springer idziecie za mną - głos Chustki przerwał ciszę chwilę po wkroczeniu do zamku. Najpierw wszyscy weszli na najwyższe piętro, a następnie przystanęli przed dużymi, drewnianymi drzwiami. - Reiner i Bertholdt, wy tu poczekajcie, a jak znikniemy na schodach, wejdźcie do sali. Będziecie tam pilnowani, bo z nieznanego nam powodu zostaliście celem tych zdrajców. Trzeba to ustalić.
Blondyn i szatyn skinęli głowami, ignorując dość dziwną treść rozkazu. Bo czemu mieli czekać przed progiem, skoro teorytycznie byli zagrożeni? Liczyło się dla nich to, że to nie ich uznano za zdrajców i oszustów. Ten fakt był warty tyle, co ułaskawienie w sądzie, ba, może nawet więcej. Zwiadowcy będą przecież teraz uspokojeni informacją, że wrogowie zostali odnalezieni i pojmani. Skoro zagrożenie minęło, rozluźnią się, przestaną być czujni, nie będą spodziewali się nagłego ataku.
A oni to wykorzystają.
Zignorowali dziwne napięcie rozlewające się niczym smoła w ich sercach, myśląc, że to efekt stres i przerażenia, iż mogli zostać zdemaskowani. Teraz mogli świętować i śmiać się z głupoty Korpusu Zwiadowczego.
Oh, jak bardzo się oni mylili.
Gdy tylko Kirschtein i Springer zniknęli na klatce schodowej, Reiner pewnie zacisnął dłoń na klamce. Bertholdt dalej rozglądał się trochę zdezorientowany po korytarzu, w końcu nie mieli jeszcze możliwości przebywania na tym piętrze. Nie wyglądało ono jednak zbyt wyjątkowo; wszędzie znajdowały się rzędy drzwi, które kryły za sobą zapewne wiele tajemnic i zakurzonych powierzchni. O ile w budynku, w którym przebywał Levi Ackermann było to możliwe.
Blondyn i szatyn pewnie wkroczyli do środka, chcąc ukryć swoje zdezorientowanie i wszystko, co mogłoby wskazywać ma ich winę. Nie wiedzieli, że ten ruch najprawdopodobniej zaważy na ich przyszłości.
Gdy tylko obaj przekroczyli próg w ich stronę zostało wymierzonych mnóstwo ostrzy, a dwaj zwiadowcy błyskawicznie ich unieruchomili, wyginając ręce zdrajców na plecach.
Nastolatkowie rozejrzeli się z niedowierzeniem i przerażeniem. Bo czy zagrożone osobniki są zwykle atakowane przez własne stado? Wątpliwe.
- Kadecie Braun i Hoover jesteście aresztowani za zdradę ludzkości - szatynka w okularach wyjątkowo poważnym tonem zwróciła się do zdezorientowanych nastolatków wokół których ustawiło się przeszło dziesięciu zwiadowców. Dwóch z nich podeszło do pojamanych by ich zakneblować i założyć kajdanki. Reiner jednak był szybszy. Wyrzucił nogę w bok, nadziewając ją częściowo na ostrze. Kilkanaście par oczu utkwiło przerażony wzrok w spływającej po skórze na posadzkę stróżce krwi. Wszystkie ciała znieruchomiały, w przerażeniu czekając na to co się wydarzy. Niebo przeszyła złota iskra, która szybko zamieniła się w szeroki strumień światła.
W całym zamieszaniu zdołały poruszyć się tylko dwie osoby. Tylko one były w stanie uratować życie przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Pierwszą z nich był Bertholdt, który szarpnął się, by móc wyswobodzić się z rąk oniemiałych zwiadowców. Jak wielkie było jego przerażenie, gdy mężczyźni nawet w obliczu zagrożenia nie rozluźnili swojego uścisku. Szatyn rzucił Reinerowi pełne strachu spojrzenie, jednak żadne z nich nie mogło już nic poradzić.
Drugą osobą był Moblit, najwierniejszy żołnierz Hanji, który zawsze potrafił zachować zimną krew w trudnych sytucjach. W dwóch krokach złapał swoją przełożoną i osłaniając ją własnym ciałem, wyskoczył z nią przez okno na dwór.
Kobieta spadając po raz ostatni spojrzała w oczy swojego najwierniejszego żołnierza. Nie dostrzegła w nich jednak łez czy przerażenia. Wręcz przeciwnie, na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, a w tęczówkach zabłysnęła ulga.
CZYTASZ
A blessing in disguise || Riren
Fanfic"Czasem są takie chwile, gdy czujemy się po prostu szczęśliwi. Gdy patrzymy w oczy ukochanej osoby i odnajdujemy w nich ulotne iskierki szczęścia. Na naszych twarzach widnieją uśmiechy identyczne pod względem emocjonalnym. Wydobywające się z serc uc...