23. Żądza - "Światło w oczach gasło."

661 71 57
                                    

Zalecam włączenie teraz muzyki i wyłączenie jej przy pierwszych gwiazdkach ^^

- Nie przestawajcie atakować! - krzyknęła szatynka i razem z Chustką przystanęła na jednym z drzew obok kwatery. - Zaraz zregenerują mu się oczy, musimy to wykorzystać.

Mężczyzna skinął głową i przyjrzał się niedawnemu podwładnemu, który właśnie widocznie zdecydował się coś zrobić, ponieważ wykonał duży krok, wychodząc z gruzów, które przewaliły się niebezpiecznie. Spośród nich wydobył się zduszony krzyk. Te kilka minut mogło zadecydować o czyimś życiu lub śmierci, jednak teraz priorytetem było pokonanie Tytana Opancerzonego.

- Jakie rozkazy? - spytał, zerkając na zdeterminowaną szatynkę.

- Któreś z nas musi odwrócić jego uwagę, ponownie uszkadzając mu oczy, a drugie gdy krzyknie z bólu, musi dostać się do jego ust i z tamtej strony wyciąć go z karku. - wytłumaczyła szatynka, również przyglądając się tytanowi, którego oczy właśnie przestały parować. - Cholera, zdążył się już zregenerować!

- Ale czy to nie będzie samobójstwo?

- Najprawdopodobniej, dlatego ja się tym zajmę - jej głos był zdecydowany i spokojny, jakby mówiła o tym, jakie skutki ma zmieszanie pomidora z czekoladą. Jej twarz była poważna, jednak z pewnością nie wyglądała, jakby jej właścicielka właśnie podpisała sobie wyrok śmierci.

-Nie może tego pani zrobić!

- Jestem najszybsza z nas wszystkich, mam największe szanse wyjść stamtąd żywcem, jeśli takowe w ogóle istnieją - szatynka wpatrywała się w tytana z chęcią zemsty, która chyba zaczynała przyćmiewać jej pole widzenia.

- Nie możesz ryzykować, jesteś zbyt cenna dla korpusu, Hanji-san!

- To był rozkaz, ruszamy!

Mężczyzna patrzył jak kobieta wzbija się w powietrze i kieruje w stronę potwora, który zdążył już zabić kolejnych czterech zwiadowców. Oprócz ich dwójki pozostało tylko pięciu, mimo że zasadzkę przygotowywało czterdziestu żołnierzy. Większość leżała teraz zakopana pod gruzami.

Zwiadowca ze zdenerwowaniem poszedł w ślady szatynki, myśląc nad tym jak uchronić ją od śmierci. Do głowy nie przychodziło mu jednak nic sensownego. Uważnie obserwując otoczenie, zaczepił hak o przewalającego gruzy tytana. Czegoś szukał. Albo kogoś.

Jego oczy przeniosły się nagle na Chustkę.

Nie zdążę.

Świst powietrza i przewalające się gruzy.

Promień odbity na wyciągniętym ostrzu i twarda jak skała skóra.

Strach i zdecydowanie w oczach.

Pewność siebie i zwycięstwo.

Mężczyzna z pędem wleciał do ust tytana, który obrócił głowę w jego stronę i zacisnął zęby na jego tułowiu. Z ust zwiadowcy wydobył się zduszony jęk, a krew leniwie spływała po olbrzymich zębach. Wiele jej kropelek zrosiło otoczenie, a wylatujące wnętrzności wydawały nieprzyjemny dla ucha odgłos.

Światło w oczach gasło.

Mężczyzna zaciskając zęby, uniósł miecz i wyciągnął ledwo rękę. Wiedział, że to już koniec, jego ciało z każdą sekundą opuszczały siły. Jednak nie żałował, mimo wszystko był zadowolony za swojego życia. Szkoda tylko, że nie zdążył pożegnać się ze swoją klaczą...

Tytan wypluł resztki ciała człowieka, z których w chwili uderzenia z ziemią, uleciała dusza. W ręku martwego mężczyzny zabrakło jedynie ostrza, które tkwiło teraz w ciele Reinera.

A blessing in disguise || RirenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz