Chciałem płakać, ale nie mogłem. Wtedy bolało jeszcze bardziej, przez co z kolei miałem ochotę wylewać coraz to więcej słonych łez, na moje doszczętnie poparzone ciało.
Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Wszystko działo się tak szybko... A zaczęło się od zwykłego wieczoru... Nic nie wskazywało na to, co jeszcze tego dnia miało się wydarzyć.
Akurat jadłem z mamą kolację, gdy nagle do pokoju wszedł on. Po tym, co zrobił, już nigdy nie nazwę go ojcem...
Zaczęło się jak zwykle. Kolejna awantura. Nie jestem pewien, o co chodziło tym razem. On krzyczał coś, że przeze mnie, mama się zmieniła. Był wściekły.
Kobieta jak zwykle próbowała mnie bronić, ale skończyło się na uderzeniu.
Moja mama... Ona leżała na podłodze i nie wstawała.
— Mamo! — pisnąłem. Kucnąłem tuż przy niej. Z jej głowy popłynął mały strumyczek krwi. Konkretnie z czoła. Przepływał przez zamkniętą powiekę, by dostać się na policzek, brodę, a stamtąd na podłogę. Krew nie leciała obficie, lecz i tak byłem przerażony.
— Ta kurwa wreszcie nie będzie stała mi na drodze... — powiedział on. Poczułem szarpnięcie. Mężczyzna złapał za moje ramię, bym jak najszybciej wstał. Gdy to uczyniłem, chwycił mnie za nadgarstek, dobrze mi już znanym, żelaznym uciskiem. Syknąłem z bólu, ale starałem się jak mogłem, by nie płakać. W końcu obiecałem to matce.
On szedł dosyć szybko. Kompletnie za nim nie nadążałem. Ku mojemu zaskoczeniu, wprowadził mnie do tajemniczego pokoju.
Nie rozumiałem, co się dzieje. Przecież zawsze zabraniał tam chodzić, a teraz nagle sam zabrał mnie w te miejsce.
Pamiętałem dobrze, co tam było i się bałem. Bardzo się bałem. Chciałem, by mnie puścił. Nawet próbowałem się wyrwać, ale byłem pewien, że prędzej skręciłbym sobie nadgarstek.
On zamknął drzwi. Ale nie na zamek. Myślałem, że teraz wreszcie mnie puści. On jednak zrobił coś innego.
Wziął z półki kanister i go odkręcił. Zapach benzyny rozszedł się po pomieszczeniu. Nienawidziłem go już wtedy.
Mężczyzna uniósł kanister nad moją głowę, a potem przechylił. Na włosy wylała się chłodna zawartość. Następnie popłynęła po mojej twarzy oraz reszcie ciała. Nie dotarła jednak do nóg, gdyż udało jej się wsiąknąć praktycznie całkowicie w ubranie.
Przestraszyłem się. Próbowałem się wyrwać, lecz mężczyzna mocno trzymał, oblewając mnie jeszcze resztkami płynu. Gdy udało mi się wyszarpać nadgarstek z uścisku, natychmiast zostałem popchnięty na ścianę, z której pod wpływem uderzenia, zjechałem na podłogę.
Gdy ponownie spojrzałem na niego... Trzymał w ręku zapalniczkę. Śmiał się. Śmiał się tym okropnym śmiechem.
Od razu zrozumiałem, co chce zrobić. W momencie, gdy na zapalniczce pojawił się płomień, ja wstałem i rzuciłem się na niego.
Moje drobne ciało spotkało się z jego. Pod wpływem chwili, zyskałem w sobie tyle siły, że zdołałem go odepchnąć. On upuścił zapalniczkę, prosto w kałużę benzyny. Nie zauważyłem jej i wdepnąłem w ogień bosą stopą.
Płomienie natychmiast poszły w górę, po pojedynczej kropli, która dotarła aż do kostki.
Jedyne, co zdążyłem jeszcze zrobić, to zatopienie zębów w mężczyźnie. Ogień zasłonił mi widok, pochłaniając ciało. Nie wiedziałem, co robię. Ugryzłem mocno i oderwałem kawałek mięsa. On zawył z bólu, a ja upadłem na podłogę.
Czułem to. Czułem to całym sobą. Wyplułem coś, co miałem w ustach. Moja skóra piekła. Czułem, jak się topi. Czułem, jak krew podgrzała się i gdzieniegdzie zaczęła wypływać. Czułem zapach spalenizny i ból. Ból, którego nie da się opisać.
Darłem się najgłośniej, jak tylko potrafiłem. Płakałem, chodź łzy natychmiast parowały.
Jedyne, co zrobiłem, to osłoniłem płonącymi rękoma głowę.
Wtem poczułem ukojenie. Cios w ramię czymś niezwykle chłodnym. Cios, który zadawał, a jednocześnie koił ból. Takich ciosów było jeszcze kilka. Ogień wkrótce przestał płonąć, chodź ból trwał nadal.
Ostrożnie otworzyłem oczy, jednak obraz był rozmazany. Jakaś postać wzięła mnie na ręce. Krzyknąłem, aż płuca mnie zabolały. Czułem, jak moja skóra się lepi. Odkleja się od ciała i zostaje na rękach kogoś, kto mnie niósł.
W tamtej chwili chciałem umrzeć.
Teraz stałem pośrodku łazienki. Choć moje zmysły nadal nie działały do końca poprawnie, udało mi się rozpoznać, że moim wybawcą, była matka. Przemywała rany delikatnie wodą, po czym smarowała masłem. Mówiła, że masło pomoże i ukoi cierpienie. Ja widziałem jedynie czerwono-czarne ślady, na prawie całym ciele. Cudem moje nogi, włosy i brwi ocalały, chodź nie obeszło się bez drobnych spalonych pasm.
Kobieta pocieszała mnie, że mogło być znacznie gorzej, ale ja jej nie wierzyłem. Wiedziałem, że te rany zostaną ze mną na zawsze.
CZYTASZ
𝙽𝙸𝙴Ś𝙼𝙸𝙴𝚁𝚃𝙴𝙻𝙽𝚈 - 𝙿𝚊𝚖𝚒ę𝚝𝚗𝚒𝚔 𝙼𝚘𝚛𝚍𝚎𝚛𝚌𝚢
Fanfiction~ I chociaż próbowałem wiele razy... Ja nadal trzymam się przy życiu ~