XI (cz. 1)

492 44 18
                                    

— Musisz zrozumieć Isaac... To dla twojego dobra!

Kobieta, która mnie urodziła, wyciągnęła mnie w nocy z domu. Kazała się nie odzywać, by on się nie obudził. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wychodziłem tak daleko. Zawsze trzymali mnie wewnątrz mieszkania w obawie, że ktoś zobaczy moje ciało, blizny i pomyśli o historii ich powstania. Co więc się zmieniło?

— Co się dzieje?

Kobieta mocno ciągnęła mnie za rękę. Jej uścisk na nadgarstku bolał. Mocno wgniatał się w wystające kosteczki. Co chwilę potykałem się o własne nogi. Tempo, w którym szliśmy, było dla mnie zdecydowanie za szybkie. Próbowałem biec, ale byłem zbyt zmęczony, by zwiększyć liczbę stawianych kroków.

Nie wiem, ile to trwało. Dla mnie podróż ciągnęła się godzinami. Prawie mdlałem. W bose stopy wbijały się drobne kamyczki, a zimne kałuże moczy bandaże. Deszcz był dla mnie niczym pociski z nieba. Nic nie widziałem. Nie chciałem widzieć.

— Ile za niego dostanę?

Przetarłem oczy. Wreszcie stanęliśmy. Byłem na tyle wykończony, że mój wzrok nie funkcjonował prawidłowo. Trzęsłem się z zimna i ledwo mogłem oddychać. Zobaczyłem jedynie, że przed nią stała jakaś starsza kobieta.

— Za to coś? Z pewnością niewiele — obca wskazała na mnie.

Poczułem, jak dłoń mocniej zaciska się na mojej. Cicho jęknąłem z bólu.

— Będzie dla was użyteczny. Muszę się go pozbyć.

O czym ona mówiła?

Usiadłem w błocie. Nie miałem już siły zrobić ani jednego kroku naprzód. Jedynie patrzyłem przez mgłę na kobiety.

— Wystarczy? — podała jej jakieś pieniądze. Wtedy ręka mnie puściła, a ja po prostu opadłem. Teraz leżałem, rozmasowując obolałe miejsce.

— W zupełności.

Nic więcej nie powiedziała. Po prostu odeszła. Natychmiast podniosłem się na kolana i spróbowałem wstać. Już chciałem do niej podbiec, ale coś mnie zablokowało. Coś trzymało za moją koszulkę. Odwróciłem głowę.

— A ty dokąd? — spytała kobieta. Na jej twarzy widniał uśmiech. Nie był on jednak ani trochę przyjazny.

— D-do domu...

— Teraz to jest twój dom — wskazała na budynek za sobą. Przełknąłem ślinę — Ta baba sprzedała cię za marne grosze — pociągnęła mnie w swoją stronę, sprawiając, że upadłem na plecy.

— Teraz jesteś nasz — zza drzwi wyłonił się mężczyzna.

Spojrzałem przed siebie. Po kobiecie, która mnie urodziła, zostały jedynie płytkie ślady w błocie i siniak na nadgarstku.

Czy właśnie zostałem oddany do sierocińca?

𝙽𝙸𝙴Ś𝙼𝙸𝙴𝚁𝚃𝙴𝙻𝙽𝚈 - 𝙿𝚊𝚖𝚒ę𝚝𝚗𝚒𝚔 𝙼𝚘𝚛𝚍𝚎𝚛𝚌𝚢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz