Raz, dwa, trzy - wstęp do gry.
Podejrzałem jakieś dziecki w parku. Miały dziwną grę. Nie wiem, jak się nazywała, ale padały w niej słowa "Raz, dwa, trzy, baba-jaga patrzy!", a potem "Ruszyłeś się!".
Nic z tego nie załapałem, ale sam koncept liczenia przed rozpoczęciem działania, był nawet ciekawy. Trochę, jak gra w chowanego, ale tutaj były jedynie trzy sekundy, nie pierdolone dziesięć. Dziesięć to zdecydowanie za dużo.
Tak właśnie moje polowania stały się zabawniejsze i o wiele bardziej charakterystyczne.
Niektóre ofiary często stały, niczym sparaliżowane, kiedy pojawiłem się przed nimi. Chociaż, czy sparaliżowani stoją?
Tak, czy inaczej!
Pamiętam strach na mordach niektórych nieszczęśników. Jak ich usta ruszały się, niemo wymawiając moje pełne imię. Jakby głos uwiązł w gardle. Zaraz potem mówiłem do nich:
— Masz trzy sekundy! Uciekaj! Krzycz! Płacz! Błagaj o litość! Zapewnij mi rozrywkę!
No mniej więcej.
Najzabawniejsze było, jak jakieś niedojadki, prawie że mojej postury, próbowały biegać chyba pierwszy raz w życiu. Jeden gościu wyjebał się z trzy razy.
Nie wszystkim udało się przeżyć. Na pewno większość zginęła z mojej ręki, bądź przez późniejsze wykrwawienie. Ludzi, którzy przetrwali mój atak, można dosłownie policzyć na palcach u jednej ręki.
Jedna z zabaw zapadła mi szczególnie w pamięć. Mianowicie pewnej nocy, jakaś lekko podpita dziwka na tych swoich bucikach na patyku, w sukieneczce do pół dupy z dekoltem na kurwa drugie pół i tapetą na ryju trwalszą, niż otynkowany budynek, przemierzała mój ulubiony zakątek.
(Jeszcze tylko zakreślaczem jebnąć ~ autorka)
Lekko zniesmaczony, zeskoczyłem z zardzewiałych schodów awaryjnych, lądując tuż za nią. Szmata odwróciła od razu. W jej lekko podkrążonych, zaczerwienionych oczach, natychmiast dostrzegłem przerażenie. Wyjebała się.
Z początku wręcz srała po gaciach, ale gdy tylko skapnęła się, kim jestem, od razu zmieniła płytę.
Wstała. Wyglądała na dosyć pewną siebie, więc nawet nie kryłem się z nożem. Kto wie, do czego taka suka jest zdolna?
Nagle zaczęła niemiłosiernie paplać, jak to się mnie nie boi i że jest moją fanką.
Sranie w banie.
Blondyna ukradkiem odsuwała ostrze od swojego gardła. Byłem tak rozbawiony jej gadką, że nawet tego nie zauważyłem. Stwierdziłem, że może jednak coś mnie w niej ciekawi. Postanowiłem dać jej większą szansę, niż innym. Mianowicie pięć sekund.
Taka laska, skoro interesuje się morderstwami, może mieć ze mną wiele wspólnego, więc dlaczego bym miał taką dziurawić? Niech ma coś z życia. Choćby pięć sekund, a potem śmierć z ręki uwielbianego mordercy lub dalej chujową egzystencję.
Ale najwyraźniej źle ją oceniłem. Daleko nie dobiegła. Gdy ją dopadłem, miotała się jak wariatka.
— Skoro się mnie nie boisz, to czego się tak rzucasz? — prychnąłem. A może i uda mi się coś zdziałać, skoro mnie tak lubi?
— POWIEDZIAŁAM TAK TYLKO PO TO, ŻEBYŚ MNIE NIE ZABIŁ! — pisnęła, niemal zupełnie zdartym głosem.
Mój humor zżedł z sekundy na sekundę, co zapewne pokazała również mimika twarzy.
Chwyciłem mocniej za rękojeść.
— Tak się składa, że nienawidzę kłamstw — wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Bez wahania wbiłem nóż w ciało dziewczyny. Przestała drzeć ryja dopiero po kilku następnych ciosach, a po kolejnych dwóch, wyzionęła ducha.
Wstałem i otarłem krew z twarzy. Dziwna pustka nadal się we utrzymywała, choć powinna zniknąć na parę minut, jak zawsze.
To morderstwo nie napełniło mnie satysfakcją. Czułem raczej... Zawód...
Cholera...
Naprawdę dałem nabrać się na to, że ktoś na tym świecie mnie akceptuje, a nawet lubi...?
Do czego jeszcze ludzie są zdolni, byleby przeżyć?
CZYTASZ
𝙽𝙸𝙴Ś𝙼𝙸𝙴𝚁𝚃𝙴𝙻𝙽𝚈 - 𝙿𝚊𝚖𝚒ę𝚝𝚗𝚒𝚔 𝙼𝚘𝚛𝚍𝚎𝚛𝚌𝚢
Fanfiction~ I chociaż próbowałem wiele razy... Ja nadal trzymam się przy życiu ~