XV cz. 2

437 45 75
                                    

— E, stary? — odezwał się białowłosy, wciskając sobie do ust resztkę kremówki.

— No? — mruknąłem. Przeciągnąłem się na kanapie w naszym małym, chujowym mieszkanku, zrobionym w zagłębieniu między blokami.

— Popisz się. Zaruchałeś już?

Usiadłem i spojrzałem na niego spod uniesionej brwi.

— Ty tak kurwa serio pytasz, czy piętnastoletnia mumia zaruchała? — prychnąłem, przeczesując włosy.

— No ja zaruchałem — uśmiechnął się dumnie, w efekcie czego wyglądał, jak jakiś debil. Czyli w sumie jak zwykle.

— Ta, chyba jakiegoś burka — zaśmiałem się.

— Ej! To też się liczy! — krzyknął z lekkim oburzeniem.

— Zoofil — skomentowałem i położyłem się z powrotem. Tym razem obróciłem się do niego plecami.

Przez chwilę panowała cudowna cisza. Z tego miejsca nie było aż tak mocno słychać samochodów. Nawet nie było czuć spalin przez koc, jaki rozwiesiliśmy. Taki nasz prowizoryczny dach. Dach, który chroni jedynie przed światłem, które jest nam mocno potrzebne, do ogarnięcia się w terenie.

Zamknąłem oczy. Zacząłem sobie wyobrażać las. Lubiłem drzewa. Ten widok zawsze mnie uspokajał. Powoli zacząłem zasypiać...

Ale ten chuj Victor, musiał otworzyć gębę.

— Jaki masz typ?

— B — odpowiedziałem bez zastanowienia.

— Ja tam wolę większe cyce — wnioskując po dźwięku, oblizał się.

— Co?! — pisnąłem, niemal spadając z sofy.

Zielonooki zaśmiał się głośno i wskoczył na oparcie kanapy. Podniosłem na niego wzrok, pokazując wymownie, by stąd spierdalał.

— Mało wiesz o świecie, młody — chuj poczochrał mi włosy, za co ledwo co udało mu się uchronić palce przed odgryzieniem przeze mnie.

— Nie dotykaj, głupia pietruszko — zmarszczyłem brwi.

— Pietruszkę, to ja miałem wczoraj między zębami, a nie kurwa w głowie. Wstydzisz się powiedzieć, jaki masz typ? A może ty jesteś pedałem? — uśmiechnął się wrednie.

Chwyciłem poduszkę, która akurat była pod ręką i z całej siły przywaliłem mu w ten głupi łeb. Oczywiście to tylko kupa pierza, więc nic mu się niestety nie stało.

Chłopak pisnął jak baba i pod wpływem lekkiego pchnięcia, po prostu spadł na podłogę.

Ryknąłem śmiechem, lądując po drugiej stronie kanapy. Po chwili głupawki otarłem łezki rozbawienia i wstałem.

— Przykro mi, że jestem hetero i nie zaspokoję twoich nocnych żądzy — zgasiłem go.

Starszy od razu się uspokoił i odchrząknął.

— Więc jaki w końcu?

— Najlepiej młodsza. Ale tak w chuj. Oczywiście dziewczyna — spojrzałem na niego wymownie — Chciałbym, żeby miała radosne oczy i zajebisty uśmiech — rozmarzyłem się.

— Jak taka wesoła, to prędzej ją zabijesz, niż poznasz — roześmiał się wrednie.

— Ty to się nie znasz! Ma być inna. Że od razu, jak ją zobaczę, będę wiedział, że to ona — przymknąłem oczy, próbując wyobrazić sobie ukochaną.

— Ta, wmawiaj se — prychnął, biorąc kolejną kremówkę — Serio myślisz, że ktoś polubi poparzoną kupę bandaży?

— Ta poparzona kupa bandaży ma nóż i siłę, więc jeśli trzeba, da radę każdego przymusić.

— Nie licz na to, że ulegnę i ci obciągnę — przeczesał włosy palcami.

— Nie licz na to, że twoje pedalskie teksty mnie do tego zachęcą — zebrało mi się na wymioty.

Tak, to był właśnie mój kumpel. Jedyny. Pół roku z nim wytrzymałem. Nie wiem, jakim cudem. Chwilami wolę już tą pierdoloną samotność, ale fajnie jest od czasu do czasu otworzyć do kogoś gębę.

Mam to do siebie, że jestem cholernie rozgadany. Nic na to nie poradzę. Tak długo byłem sam, że gdy tylko nadarza się okazja, zaczynam nawijać jak katarynka. A jak ktoś chce mnie uciszyć, to ja uciszam go pierwszy. Najlepiej nożem w gardle.

Victor nie jest gejem. Przynajmniej z tego, co mówi, lubi starsze kobiety. Ohyda. Nie rozumiem go zupełnie. Przecież to mężczyzna powinien być starszy w związku. Inaczej jest chujowo. Białowłosy mówi jednak, że lubi dojrzałe, doświadczone kobiety.

No, jak któraś go zechce, to będzie po prostu hit.

Ja sam na nic nie liczę. Moje marzenie o małej, słodkiej dziewczynce, jest po prostu do dupy. W końcu, kto by mógł mnie pokochać, skoro ja sam siebie nienawidzę? Co więcej! Nie ma na tej świecie osoby, która mnie lubi.

Taki Victor nawet, jedynie mnie toleruje. Nasza relacja nie jest bliska, ale zawsze jakaś jest. Cenię to sobie. Choć taki wymiar bliskości sprawia, że jest mi na sercu trochę lżej i nie czuję się tak koszmarnie z samym sobą. Chęć samobójstwa mocno osłabła, a zastąpiło wszechstronne wyjebanie.

Oczywiście prócz bandaży. Chuj Victor ma bliznę pod okiem, za próbę ich ściągnięcia.

𝙽𝙸𝙴Ś𝙼𝙸𝙴𝚁𝚃𝙴𝙻𝙽𝚈 - 𝙿𝚊𝚖𝚒ę𝚝𝚗𝚒𝚔 𝙼𝚘𝚛𝚍𝚎𝚛𝚌𝚢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz