XII (+16)

599 48 72
                                    

Życie na ulicy było trudniejsze, niż myślałem. Szczególnie zimą, gdy potrzebowałem się ogrzać. Nie było nawet mowy o siedzeniu przy ogniu. Ja jednak wymyśliłem inny sposób.

Pewnego dnia, w moje ręce wpadły zapałki. Wiedziałem, jak się ich używa. W akcie desperacji próbowałem przezwyciężyć lęk przed ogniem, bo w końcu to tylko mały płomyk. Niestety, ile bym na niego nie patrzył, strach nadal pozostawał taki sam.

Co więc wymyśliłem?

Na początku należało zebrać kupę chrustu, papieru i innego, łatwopalnego gówna. I nie mówię tutaj o sobie.

Następnie pora na ogień. Zapalałem zapałkę i wrzucałem w to coś. Zawsze robiłem to we w miarę małym pomieszczeniu. Tak, by ciepło nie uciekało. Następnie chowałem się gdzieś w kącie czekając, aż tam się ogrzeje.

Następnie używałem wcześniej przygotowanego wiadra z wodą. Czasem nie miałem tego szczęścia i woda zdążała zamarznąć... Ale w większości przypadków, była po prostu zimna.

Podchodziłem ostrożnie do ognia i wylewałem na niego chłodną zawartość wiadra. Płomień gasł, a ciepło utrzymywało się jeszcze naprawdę długo, jeżeli tylko zabezpieczyłem dobrze moją kryjówkę, by nie wpadało zimno. Gorszą sprawą była ciemność, ale to dało się już przeżyć. Po prostu spałem.

A co z zabijaniem? Robiłem to od pewnego czasu regularnie, bo nikt ani nic mnie już nie ogarniczało. Nóż tego dziada, był dla mnie bardzo przydatny. Nie potrafię zliczyć, ile wspaniałych morderstw dokonałem tym właśnie narzędziem. Czułem wtedy euforię, krew pulsującą szybciej w całym ciele, żądzę niszczenia wszystkiego i wszystkich, ale potem... Potem znów była pustka.

Próbowałem wtedy zajmować się na przykład szukaniem jedzenia, byleby móc choć na chwilę oderwać się od tego gównianego stanu.

Po okolicy od niedawna zaczęły krążyć plotki o dzieciaku mordercy, całkowicie owiniętym w bandaże. Zgadza się, to o mnie. I jestem z tego dumny.

To niestety oznaczało też, że byłem poszukiwany. Dlatego co chwilę musiałem zmieniać miejsce "zamieszkania".

Moją codzienną rozrywkę stanowiło podłuchiwanie ludzi. Różnych osób. Czasem starszych, czasem młodszych... Chociaż ta druga grupa dość rzadko bywała na zewnątrz. To zrozumiałe, skoro w okolicy grasuje szalony marderca. Morderca, który nawet nie posiada imienia... Nawet głupiej ksywki. Jedyne, co do mnie pasuje, to potwór. Byłem nim, ale te przezwisko nie było zbyt dobre, do określania seryjnego zabójcy. Dlatego też pewnego dnia, postanowiłem coś wymyślić.

Ze swojego starego imienia usunąłem "I". "I", określające przynależność do osób, które mi je nadały, do dawnego siebie... Zostawiłem jedynie drugi człon. Nic nie znaczące "Zack". Tak właśnie przedstawiałem się niektórym ofiarom. Tak, by ci żywi też usłyszeli. Darłem się w niebo głosy, by poznali, kim jest osoba siejąca strach. Wywołująca koszmary. Niszcząca wszystko, co jest pozornie piękne i idealne, dla własnych ambicji.

Nienawidziłem za to siebie, a zarazem uwielbiałem ten stan.

Odkryłem również pewną ciekawą rzecz. Właściwie, zrobiłem to zupełnie przypadkiem.

Pewnego poranka obudziłem się, ale coś było nie tak. Czułem, jakby moje spodnie nagle zrobiły się za małe. To strasznie przeszkadzało. Usiadłem i rozpiąłem je, co ku mojemu zaskoczeniu, wcale nie pomogło. W moich bokserkach zdawało się coś siedzieć. Chyba, że to mój penis nagle dziwnie urósł...

Zsunąłem z siebie majty, a on... On po prostu stał... Nie rozumiałem tego, zawsze leżał, a teraz był sztywny. Zupełnie jak włosy podczas snu, kiedy układają się w dziwnej pozycji. Co miałem z tym zrobić?

Przyłożyłem rękę. Wtedy poczułem jak twardy był... Jakby niezadowolony albo coś...

- Ah...

Dość dziwne uczucie. Jak prąd przepływający przez całe moje ciało. Zacząłem na niego naciskać, próbując na siłę go położyć. To jednak powodowało ból, a dziwne uczucie narastało.

Powoli ściągnąłem napletek i przesunąłem dłonią po całej długości.

Sapnąłem z rozkoszy.

Powtórzyłem tę czynność jeszcze parę razy, ale moja skóra nie znosiła za dobrze tarcia. Już po kilku ruchach przestało być przyjemnie, ale i tak bardzo chciałem kontynuować.

Odwinąłem bandaże z ręki. Na sam widok blizn, skrzywiłem się. Starałem się na nie nie patrzeć. Po prostu splunąłem na wewnętrzną część dłoni i rozprowadziłem nią ślinę po penisie, wolnym ruchem. Już czułem, jak przyjemnie było.

Powtórzyłem ruch kilkakrotnie. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem przyspieszać. Machałem ręką jak szalony, głośno nabierając i wypuszczając powietrze. Nigdy w życiu nie czułem się tak dobrze, jak wtedy.

Po niecałych pięciu minutach, coś dziwnie załaskotało mnie na górze. Postanowiłem to zignorować i dalej zasuwałem. Wtedy stało się to...

Z czubka penisa niekontrolowanie trysnęło coś białego. Przestraszyłem się i cofnąłem jak najdalej od dziwnej mazi.

Nie wydawało mi się, żebym się zsikał, więc co to kurna było?

Ciekawość zwyciężyła.

Nabrałem trochę na palec i powąchałem. Wahałem się chwilę, po czym tego spróbowałem.

...

Natychmiast wyplułem wszystko, po czym jeszcze zwróciłem wczorajszą kolację.

Jestem cholernym debilem...

𝙽𝙸𝙴Ś𝙼𝙸𝙴𝚁𝚃𝙴𝙻𝙽𝚈 - 𝙿𝚊𝚖𝚒ę𝚝𝚗𝚒𝚔 𝙼𝚘𝚛𝚍𝚎𝚛𝚌𝚢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz