XIX (cz. 1)

449 35 69
                                    

Od razu na wstępie zaznaczę, że nie czytałam jeszcze mangi 0, dlatego akcja tutaj przedstawiona, nie będzie zgodna z jej fabułą. Będzie wymyślona przeze mnie. Tak mówię tylko, jakby ktoś miał ból dupy XD

_________________

Kolejny dzień spędziłem na siedzeniu w moim zimnym, przeciekającym domu. Nawet z ciepłą wodą coś się zjebało. Chyba wymienili rury, czy coś, bo się zorientowali, że jakiś frajer im co nieco podbiera.

Przyzwyczajony do ciepełka, próbowałem nawet spróbować na dłuższą metę z ogniem. Nie było to dla mnie łatwe, ale dawałem radę.

Na początku było najtrudniej. Podczas rozpalania go, moja ręka znajdowała się bardzo blisko płomienia. Kilkukrotnie wyrzucałem zapałkę gdzieś w kąt, by móc się uspokoić, a zaraz potem zmarnować następną w ten sam sposób. Najpierw szło ich około dziesięć, ale z każdym razem byłem nieco pewniejszy siebie oraz swoich ruchów, co znacznie pomagało w pracy.

Gdy ogień stawał się większy, natychmiast odsuwałem się aż pod samą ścianę i oczekiwałem, aż pomieszczenie się nagrzeje. Czasem trwało to dłuższą chwilę, ale nie było tak źle. Gorzej, że cały czas patrzyłem w płomienie. Choćbym nie wiem, jak się starał, one nigdy nie przestaną mnie przerażać...

Pewnego pochmurnego dnia, gdy akurat czaiłem się na pobliskiego McDonalda, poczułem czyjąś obecność. Rozejrzałem się kilkukrotnie po krzakach, w których siedziałem, jednak nikogo nie udało mi się dostrzec. Może to tylko moje głupie urojenia, przez zaostrzone patrole policyjne w mojej okolicy.

Tak czy owak, końcowo i tak poszedłem szukać dobrego śmietnika. Jeśli ktoś chciał mnie przyłapać na kradzieży, to mu się to kurwa nie uda.

Otworzyłem kontener, stojący w jakiejś ślepej uliczce między kamienicami.

Wygląda na to, że dzisiaj mi się poszczęściło. Ktoś wypierdolił całego Happy Meal'a. Chuj wie, skąd się biorą tacy ludzie.

Zatrzasnąłem klapę i wskoczyłem na nią. To było znacznie wygodniejsze miejsce, niż jakiś pół-beton i szkło, na którym swoją drogą znalazło się trochę chyba-krwi. Pewnie ktoś sobie wkładał słoik w dupę i ten mu pękł, a potem odbyt mu się wykrawiał i już nigdy nie wysra się normalnie.

(Tak, to nawiązanie do filmiku, który przeżywałam przez dwie godziny 🙂 ~ autorka)

Gdy zapijałem ciepłą colą ostatniego kurczaka, tuż przede mną stanął... Zdaje się, że klecha.

Uniosłem jedną brew. Powoli sięgnąłem do kieszeni po nóż. Co prawda, tego typu dziady są raczej pokojowe i wypełnione miłosierdziem lub spermą ministrantów, ale wolałem nie ryzykować.

- Isaac Foster? - zapytał, patrząc się na mnie oczami... Czy one do chuja były puste?!

- Zack - odpowiedziałem szybko, odkładając na bok resztę opakowania. Usiadłem w lekki rozkroku, chcąc być gotowym do wszelkiego działania.

- Mam dla ciebie propozycję - na jego starym ryju, pojawił się dziwny uśmiech. Jakby coś knuł.

- Dawaj, czas leci - nie spieszyło mi się nigdzie, ale nie lubiłem z nikim rozmawiać.

- Dostaniesz wszystko, czego chcesz w zamian, za zabijanie. To będzie twoja praca i nie grożą ci za nią żadne konsekwencje. Policja cię nie znajdzie - zapewnił.

- A haczyk gdzie? - teraz i ja uśmiechałem się w ten zjebany sposób.

- Będziesz to robił tylko w wyznaczonym przeze mnie miejscu.

𝙽𝙸𝙴Ś𝙼𝙸𝙴𝚁𝚃𝙴𝙻𝙽𝚈 - 𝙿𝚊𝚖𝚒ę𝚝𝚗𝚒𝚔 𝙼𝚘𝚛𝚍𝚎𝚛𝚌𝚢Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz