|| Część szósta ||

261 20 12
                                    


|| Bucky ||

W pewnym sensie podobało mi się jak mnie niósł na rękach. Nigdy nikt tego nie robił, to takie przyjemne poczuć coś, czego nie mieliśmy okazji nigdy doświadczyć. Gdy położył mnie na łóżku wydałem z siebie cichy pomruk, który był moim "okrzykiem" szczęścia. Czułem się bezpiecznie. Co z tego, że w własnym łóżku? Po prostu czułem się..bezpiecznie.
Widziałem kątem oka jak mężczyzna rozgląda się po moim pokoju, zauważa obrazy, szkice oraz...moje wiersze. Odkręciłem się na bok i wtuliłem swój nos w białą kołdrę. Może to głupio zabrzmi, ale nie chciałem żeby tu był. Nie chciałem żeby tu był w tym sensie, bo nie chciałem żeby czytał moje wiersze. Steve zachował się jakby czytał mi w myślach, podszedł do mnie, pogłaskał mnie po głowie, szepnął ciche " Śpij dobrze, Mon artiste bien-aimé...".
I wyszedł.

// Rano , godzina 9:41 // 

Podniosłem się leniwie z łóżka i pociągnąłem się niezbyt radosnym krokiem do łazienki. Wyszedłem z niej po 10 minutach, ubrany w czarny, luźny t-shirt i jeansy w ich naturalnym, wyblakło niebieskim kolorze. Ciągle myślałem o tym jak był blisko, był blisko tak, że to aż dla mnie wręcz niemożliwe. Nie pozwalałem się nikomu tak dotknąć. Nikt też za często nie próbował...może to i lepiej?

Nie powinienem myśleć o Panu Rogersie.
Nie...nie powinienem tak myśleć. Nie mogę się tym zadręczać i za daleko odbiegać w rozmyślenia nad właśnie nim. Jest moim wychowawcą, nauczycielem. Kimś kogo będę widzieć przez jeszcze ledwo rok. Tylko rok, a potem nasze drogi się rozejdą. On dalej będzie uczył w liceum i dawał praktyki w naszej Ameryce, a ja będę pracować w pobliskim sklepie, jako niespełniony artysta i poeta, o którym nikt nie wiedział. 

Boli? Nie, a gdzie tam. Wolę chyba, żeby nikt o mnie nie wiedział, niż mam być krytykowany przez połowę świata i krytyków, za mój niezwyczajny sposób malowania i przenoszenia myśli na kartkę czy też płótno.
Nie kręci mnie zarabianie na własnej sztuce. Sztuka to...coś pięknego, a nie sposób na zarobek. Racja, przecież można malować całym swoim sercem, a fakt iż będziemy zarabiać to tylko " efekt uboczny", lecz nadejdzie taki czas, że w pewnym momencie zaślepi nas pragnienie o posiadaniu coraz większej ilości pieniędzy. To nie dla mnie.

Wychodząc z łazienki dotknąłem bukietu herbacianych róż od Steve'a, które stały w szklanym wazonie. Dolałem do nich nieco wody i musnąłem dłonią ich płatków. Takie delikatne...subtelne, a jednak były powodem, że się uśmiechnąłem. Do kwiatów. Może fakt od kogo je dostałem właśnie sprawiał, że byłem szczęśliwszy o kilka stopni w górę. Zostało mi tutaj jeszcze jakieś dwa tygodnie, Steve zostanie pewnie do końca wakacji. Chciałbym spędzić z nim jeszcze trochę czasu. Tym razem nie chciałem przestać o nim myśleć, a jedyne co zrobiłem to usiadłem do biurka, chwyciłem ołówek i kartkę.
Zacząłem szkicować. Nie kogoś, tylko właśnie jego. Dopracowywałem każdy jego mięsień na rękach, każdy najmniejszy szczegół jego twarzy. 
Zawsze przywiązywałem uwagę do szczegółów. Na kartce, jak i w realnym świecie. Podziwiałem te drobnostki, których większość nie widziała, albo widziała lecz nie zwracała na nie uwagi. 

Skończyłem po 20 minutach. Podobało mi się, więc drobny rysunek ułożyłem w pudełku pod tytułem " Ważne - zabrać do Ameryki ". Przejechałem swoim palcem wskazującym po rysunku Steve'a i uśmiechnąłem się nieśmiało pod nosem. Potem zacząłem pisać. O kim mógłbym w tej chwili pisać gdyby nie o nim? Nie powinienem bo wiedziałem, że jeśli ktoś to znajdzie, a tym bardziej on, to będzie bardzo źle. Nie wiem, co by zrobił , ale chyba jednak wolę nie wiedzieć. 

Nieco się przeraziłem, gdy zza uchylonego, hotelowego okna wydarło się znajome " Buck!".
Otworzyłem okno i wychyliłem się, patrząc na Steve'a stojącego pod moim oknem. Zaśmiałem się pod nosem i wyszedłem na jego polecenie z budynku. Steve wyciągnął do mnie ręce, a ja niepewnie się do niego przytuliłem. Nie miałem zamiaru tego zrobić, znaczy chciałem, ale nie sądziłem, że on zaproponuje to pierwszy. Trwaliśmy tak przez dobre 5 minut, wtuleni w siebie. Potarłem swój policzek o klatkę piersiową wyższego mężczyzny i uśmiechnąłem się pod nosem. 

- Chcesz gdzieś wyjść? Znaczy...możemy się gdzieś przejść, albo po prostu obejrzeć u mnie jakiś film jeśli chcesz...- zaproponował mi, a ja odpowiedziałem mu zadowolonym i ucieszonym uśmiechem.
- To może ta ostatnia opcja? - Odparłem z uśmiechem i zaczęliśmy zmierzać chodnikiem, przez ulice zapełnione piekarniami, kwiaciarniami i cukierniami. Podobał mi się ten klimat, podobał mi się klimat i atmosfera, gdy Steve zbliżał się do mojego ramienia i był tak..blisko. 

Nie minęło dużo czasu i znaleźliśmy się pod jego domem. Był ładny, schludny lecz mały. Przypominał trochę letniskowy domek z Berlina w czasie renesansu. Weszliśmy do środka , a moim oczom ukazało się wnętrze piękniejsze niż sam wygląd domu z zewnątrz. Wnętrze podchodziło pod styl vintage. Atmosfera w domu sprawiała , że czułem się jak na wakacjach we Włoszech w XX.wieku. Zdjąłem swoje buty i powędrowałem wraz z Steve'em do salonu. 
Mężczyzna gdzieś pognał i wrócił za 10 minut z dwoma kubkami herbaty oraz jakimiś ciasteczkami. 

- To co oglądamy? - spytał mnie, a ja naprawdę i szczerze nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć.
- No..nie wiem, może Pan coś wybierze? Nie jestem dobry w wybieraniu filmów. - odparłem drapiąc się po karku i uśmiechnąłem się nerwowo. 
Uważnie patrzyłem jak Steve wchodzi na Netflixa i wybiera jakiś film, szukając w różnych kategoriach.
- To może ten? - spytał wskazując mi " Call me by your name ". Pokiwałem mu znacząco głową, bo kochałem ten film. Zawsze oglądałem go z takim zachwytem, mimo tego iż wiedziałem jak się skończy. 

Gdy Steve włączył film, oparłem się o jego ramie i zacząłem wpatrywać się w ekran telewizora. W pewnym momencie filmu, poczułem jak Steve dotyka moich włosów i zaczyna się nimi bawić, przeczesując je i zaplatając sobie kosmyki na palcach. Uwielbiałem jak ktoś tak robi, więc odpowiedziałem mu przyjemnym i przeciągłym mruknięciem. Wtuliłem się zatem w jego klatkę piersiową i w dalszym ciągu oglądałem film, gdy mężczyzna wadził palcem po moim boku, zataczając na nim kółeczka. Czułem się przyjemnie...tak cudownie niczym Elio na ekranie telewizora.
A Steve był moim Oliverem.

|| Chciałem być Twoim poetą || Stucky ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz