|| część druga ||

250 24 1
                                    

|| Steve ||

            Przeczesałem swoje blond włosy i wyszedłem z mojego domku, który miałem na wakacje, właśnie tu w Francji. Uśmiech nie znikał mi z ust. Lubiłem klimat panujący w Paryżu. Było tu zdecydowanie inaczej niż w Ameryce. Tak romantycznie, zwiewnie a na każdej możliwej ulicy unosił się wieczorny zapach świeżego pieczywa oraz słodkich kwiatów z kwiaciarni. Gdybym mógł to bym nawet rozważał zostanie tutaj na stałe. Niesamowicie przyjemny kraj. Sprawia, że wychodzi się z domu czy hotelu i chce się żyć.

Zaciągnąłem się lekkim, wieczornym powietrzem i zmrużyłem swoje oczy, zmierzając do budynku, w którym miałem dawać dodatkowe zajęcia. Osoba, która mi za to drobnie zapłaciła, była bardzo miła. To kobieta w średnim wieku, wyglądająca na typową Francuzkę, ale jej angielski był dobry. Nawet bardzo dobry. Zaciągał typowymi francuskimi sylabami, lecz było to przyjemne dla ucha. 
Nie chciałem za te zajęcia dużej zapłaty, w ogóle jej nie chciałem, ale wspomniana wyżej kobieta o imieniu Marie, nie dałaby mi spokoju. Zależało mi bardziej na odstresowaniu się, na doświadczeniu czegoś nowego. Pokazaniu ludziom, że nie trzeba mieć do tego przysłowiowej smykałki. 
Wszedłem na spokojnie do budynku i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było tu schludnie, ładnie a wszędzie roznosił się charakterystyczny zapach dla farb akrylowych i olejnych. To było to coś co kochałem. Te czyste płótna, na których za chwilę miał się znaleźć obraz, uczucia osoby, która to malowała. Uśmiechnąłem się dotykając jednego z czystych płócien i westchnąłem. Stanąłem przy swoim biurku i przywitałem się z kilkoma osobami, które już zaczęły przychodzić. Zapomniałbym najważniejszego. Powędrowałem ku wyjściu do drugiego, mniejszego pomieszczenia i zacząłem szukać tego, czego zapomniałem. 
Najważniejszego - pędzelków.
Dzięki Bogu znalazłem kilka, które nie wyglądały na to, żeby były potrzebne i wróciłem do przypominającego klasę głównego pomieszczenia. Zacząłem coś mówić swoim koślawym francuskim, ale po chwili zorientowałem się, że jest tu osoba, która nie rozumie.

Osoba, którą znałem.
Która zawsze przyciągała moją uwagę swoim sposobem malowania.
Sposobem bycia i umieszczania na płótnie swojej drugiej twarzy.
Drugiej twarzy obrazu, którą tylko ja widziałem.

Uśmiechnąłem się i podszedłem do znanego mi już chłopaka, dotknąłem jego ramienia i zacząłem do niego mówić, na co on zareagował wzdrygnięciem się. 
- P...Pan Rogers..? - spytał, a ja obdarowałem go jeszcze cieplejszym uśmiechem.
- Nigdy bym nie pomyślał, że spotkamy się akurat tutaj, w całkowicie odległym państwie, akurat na praktykach malarskich. - Mruknąłem do niego moim standardowym ciepłym głosem i spojrzałem w oczy mocno zdziwionego chłopaka. 
Dałem znać całej reszcie, że mogą już zacząć malować, a sam usiadłem obok Bucky'ego. 
Interesowała mnie jego osoba. Nie w ten czy inny sposób. W ten jaki przedstawiał swój świat na obrazach. Jak interpretował całość, jak dobierał barwy. Mieszał je, ciepłe z zimnymi i zimne z ciepłymi. Jak starał się aby ktoś dostrzegł drugie podłoże jego obrazów.
Tylko ja je dostrzegałem.


|| Chciałem być Twoim poetą || Stucky ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz