- Nie możecie tego zrobić! - krzyknęła Marcy - On nam pomógł! Ryzykował życie! Bez niego byśmy przegrali! Nie możecie go wsadzić z powrotem do Azkabanu!
- On jest okrutnym mordercą! Bez względu na to po której stronie stał. W dodatku przypominam że był śmierciożercą! Zabijał, torturował i uczestniczył w atakach! Ma mroczny znak na ramieniu!- Ale... Ale.. On nie jest taki! Ja go kocham! Nie możecie mi go zabrać! Nie teraz! - Marcy rozpłakała się i upadła na kolana.
Harry był zakuty w łańcuchy na środku sali rozpraw w ministerstwie. Gdy widział jak przez niego Marcy płacze coś w nim pękło, skupił swoją magię i wyrwał się strażnikom. Uklękną przy niej i ją przytulił...
- Ci... Wszystko będzie dobrze... - starał się ją pocieszyć.
- Nie będzie! Nie kłam!
Strażnicy znów złapali Harrego przykładając mu różdżkę do szyi.
- Zostawcie go! - Marcy odepchnęła ich wytrącając im różdżkę z ręki.
- Płomyczku jest ok.. Tak powinno być. Muszę zapłacić za swoje czyny... - starał się tłumaczyć Harry.
- Ale czemu dożywocie!
- Bo te czyny są straszne... Muszę zapłacić za błędy... Proszę, zapomnij o mnie... Wyjdź za kogoś innego. Ułóż sobie życie beze mnie. Na pożegnanie mam dla ciebie prezent. Proszę noś go i kiedyś daj go naszemu dziecku... - mówiąc to Harry wyjął wisiorek który dostał od Belli i zapiął go na szyi swojej ukochanej. Pocałował ją ostatni raz i dał się znów skuć i wyprowadzić. Sala zaczęła pustoszeć. Marcy stała jednak na środku do czasu aż ostatnia osoba wyszła. Po jej policzkach płynęły łzy. Tuliła opiekuńczo swój brzuch. Jak niby miała zapomnieć o miłości jej życia...
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
CZYTASZ
Stracony
FanfictionHarry dostaje potężnego wybuchu przypadkowej magii. Wujostwo ginie. A Harry nie rozumiejąc czemu trafia do Azkabanu. Jak dalej potoczy się jego życie? [planowany remont opowiadania... Jest to jedno z moich pierwszych ff i jest no... źle napisane...