{12}

2.2K 116 138
                                    

>Marinette<

Minął październik, minął listopad, a razem z nimi jesień. Przyszedł grudzień i nastała zima. Pora na duże, grube swetry i kurtki. Pora na śnieg i piękne widoki przez niego tworzone.
Przez ostatnie miesiące byłam naprawdę szczęśliwa. Spotkałam się z przyjaciółmi, z chłopakiem. Były ataki akumy, lecz do tego już przywykłam. W szkole też się jakoś układało - "żyć, nie umierać" - możnaby pomyśleć, lecz nie tym razem.

Nadeszły święta i sylwester. No właśnie, sylwester. Niezapomniany, najbardziej okrutny dzień w moim życiu. Ale przed wszystkimi smutkami były jeszcze wesołe święta, które spędziłam z większością mojej rodziny. Było cudownie i magicznie jak co roku. Najbardziej podobała mi się kolacja wigilijna, gdyż stół był pełny jedzenia, a rodzina przy nim siedząca szczęśliwa i wesoła.
Grudzień był moim ulubionym miesiącem, ze względu na święta, magiczną atmosferę, a także śnieg, lecz po tym co stało się ostatniego dnia tego właśnie miesiąca zmieniłam zdanie.

Dzień przed sylwestrem poszłam z Luką do parku. Rozmawialiśmy normalnie i wszystko było dobrze. Umówiliśmy się, że jutro (w sylwestra) o 18.00 przyjdę do niego, żebyśmy mogli razem świętować. Mieli przyjść jeszcze jego znajomi. Chciałam, żeby moi przyjaciele też przyszli, lecz mieli inne plany. Nagle zadzwonił telefon Luki. Odebrał go, odszedł na tyle, bym nie słyszała rozmowy, a kiedy skończył przyszedł i powiedział, że musi już iść.

- Zaczekaj. - chwyciłam go za dłoń, kiedy szedł już w swoją stronę - Z kim rozmawiałeś?

- Z kolegą, właśnie do niego idę. - odpowiedział.

- Nigdy nie odchodziłeś jak z kimś rozmawiałeś. - powiedziałam.

- Chyba nie jesteś zazdrosna? - zapytał.

- Ja? Zazdrosna? Też mi coś.

- Więc, widzimy się jutro, Marinette. - chłopak podszedł, pocałował mnie i poszedł dalej.

Nie wiedziałam wtedy o co chodzi, bo nigdy się tak nie zachowywał, jednak ufałam mu i nie przejmowałam się tym zbytnio. Poszłam do domu. Weszłam do swojego pokoju i usiadłam przy biurku. Spojrzałam na zdjęcie stojące w ramce obok maszyny do szycia i uśmiechnęłam się. Jestem na nim ja i Luka, szczęśliwi, nie martwiący się przyszłością. Po chwili usłyszałam głos mamy, która zawołała mnie na obiad. Gdy go zjadłam poszłam z powrotem do pokoju. Wzięłam z biurka mój szkicownik i położyłam się na łóżku. Projekt, który wtedy kończyłam zajął mi większość dnia i nawet nie spostrzegłam, kiedy zrobiło się ciemno. Odłożyłam więc zeszyt i poszłam do łazienki wziąć prysznic i umyć zęby. Umyta już, położyłam się spać.

Kolejnego dnia rano obudziłam się o 9.00 i jak zwykle, kiedy nie muszę iść do szkoły ogarnęłam się i poszłam pomagać rodzicom do piekarni. Zawsze w jakiekolwiek święta, czy to Boże Narodzenie, czy to Wielkanoc ruch w piekarni jest bardzo duży. W każdym razie, tego dnia był Sylwester i dużo ludzi przyszło po pieczywo. Zamknęliśmy piekarnię o 14.30. Moi rodzice zaczęli przygotowywać różne przekąski na dzisiejszy wieczór, a ja upiekłam trochę makaroników, które zamierzałam wziąć ze sobą.

Skończyłam je dekorować około godziny 16.00 i poszłam do pokoju wyprasować sukienkę, którą sama zaprojektowałam. Była to czarna sukienka z krótkimi rękawkami, rozkloszowana na dole. W talii przewiązana niebieską wstążką z kokardą na boku. Założyłam sukienkę, rozpuściłam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Wzięłam torebkę z telefonem, portfelem i Tikki w środku i wyszłam z domu. Nie była, co prawda, jeszcze ta, uzgodniona godzina, ale pomyślałam sobie, że przyjdę wcześniej.
Kiedy byłam już przed statkiem, było coś około 17. Weszłam na statek, poszłam przywitać się z panią Couffaine, która zaczęła komplementować mój wygląd. Po krótkiej rozmowie z nią zeszłam na dół i chcąc zaskoczyć Lukę weszłam do jego pokoju bez pukania. To co zobaczyłam, gdy otworzyłam drzwi było dla mnie naprawdę szokujące. Widziałam Lukę z jakąś dziewczyną całujących się na jego łóżku. Czułam, jakby moje serce na chwilę przestało bić. Kiedy para gołąbeczków mnie zobaczyła szybko od siebie odskoczyli. Podeszłam do niego, uderzyłam go w twarz, ze łzami w oczach trzasnęłam drzwiami i wybiegłam ze statku. Luka pobiegł za mną.

- Marinette, zaczekaj! To nie tak jak myślisz! - krzyczał chłopak.

- Nie interesuje mnie to! Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam w odpowiedzi.

Luka złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Spojrzałam na tego kłamcę i powiedziałam mu prosto w twarz to, co w tym momencie o nim myślałam.

- Jesteś beznadziejnym kłamcą, nie wiem w ogóle co ja w tobie wiedziałam. Jeśli nie masz już nic do powiedzenia to proszę, puść mnie i wracaj sobie do tej swojej blondyneczki. - powiedziałam, a łzy spływały mi po policzkach.

- Marinette, przepraszam. Chciałem Ci powiedzieć, już wcześniej, ale..

- Więc jak długo to trwa!?

- Już około miesiąc...

- Wiesz co Luka? Może i kochałam cię i byłam z tobą szczęśliwa, ale teraz już wiem jakim dupkiem przez ten cały czas byłeś. Zapewniałeś, że mnie kochasz, a tak naprawdę kręciłeś z kimś na boku. Mam jeszcze prośbę. Przekaż tej dziewczynie odemnie, że nie warto z tobą niczego zaczynać, bo i tak ją zdradzisz jak mnie. A teraz proszę daj mi święty spokój i zniknij z mojego życia.

Wyrwałam swoją rękę z uścisku i pobiegłam przed siebie. Na szczęście on już mnie nie gonił. Wyglądałam tragicznie, ale nie przejmowałam się tym, tylko poszłam do domu i zamknęłam się w pokoju. Rzuciłam się na łóżko i płakałam dalej.

- Marinette, nie przejmuj się. - powiedziała Tikki ocierając mi łzę z policzka - Jeżeli sam wybrał taką drogę, to znaczy, że nigdy nawet nie był ciebie wart.

- Wiem, Tikki. Ale nie umiem tak po prostu o nim zapomnieć i uznać, że nic się nie stało. Mój pierwszy związek właśnie się skończył, mam nadzieję, że kolejne zerwania nie będą takie bolesne..

Leżałam na łóżku, płacząc i myśląc o tym wszystkim. Nie wiedziałam, że ktoś, kogo obdarzyłam zaufaniem i miłością okaże się takim kłamcą. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłam, przecież wszystko nam się układało. Lecz teraz, uczucie które mnie przepełnia to złość i smutek.

Kocham Cię Kropeczko| Miraculous: Biedronka i Czarny KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz