***
- Yuuri! - Z łazienki dobiegło zawołanie tak pełne żałości i przerażenia, że Japończyk w jednej chwili porzucił przygotowywaną miskę z karmą dla Makkachina i w te pędy puścił się w głąb mieszkania, by zaraz dotrzeć do Viktora. Blady jak ściana, zupełnie osłupiały narzeczony pochylał się nad umywalką i wyglądał tak, jakby próbował zakląć rzeczywistość, aby ta cofnęła się chociaż o bezcenne pięć minut. - Yuuri, moja obrączka...!
- Wpadła? - odgadł i czym prędzej podszedł do Rosjanina.
- Zdjąłem ją tylko do kąpieli, a kiedy chciałem założyć z powrotem... nagle mi się wyślizgnęła... no i to sitko jakoś tak dziwnie się uniosło i...
- Rozumiem. - Chociaż wydawało się, że krew odpłynęła również z japońskich policzków, to jednocześnie myśli oczyściły się ze zbędnych informacji, a zmysły jakby wyostrzyły. To nie był czas na panikę. Musieli działać. Yuuri sięgnął do kieszeni po swój telefon, sprawnym kliknięciem uruchomił latarkę i skierował światło w stronę odpływu umywalki. - Raczej nie masz na stanie żadnych kolczyków, co nie?
Viktor uniósł brwi, ale nie chciał dopytywać o szczegóły, tylko bezradnie pokręcił głową.
- Nie szkodzi. Nawet nie miałem na to nadziei. W takim razie... - Japończyk zagryzł usta, obmyślając w głowie dalszy plan działania. - ...czy dasz radę znaleźć jakąś agrafkę? Albo chociaż cienką wsuwkę?
Tym razem odpowiedź była twierdząca, a Viktor wyskoczył z pomieszczenia i poleciał szukać potrzebnych akcesoriów. Yuuri za to zakończył ekspertyzę odpływu i zaczął rozglądać się po łazience, starając się znaleźć inne, nie do końca konwencjonalne narzędzia. Zaraz sięgnął w stronę półki, gdzie znajdował się kubek ze szczoteczkami do zębów, i wyciągnął stamtąd opakowanie nici dentystycznej. Okej. Chyba był już prawie gotowy.
- Mam! - Nie minęła nawet minuta, kiedy w progu łazienki ponownie zjawił się Viktor, unosząc z dumą zaciśniętą dłoń. - Mam trzy agrafki!
- Super. O, ta powinna się świetnie nadać. - Yuuri przejął najmniejszą z agrafek, rozpiął ją i kilkoma sprawnymi ruchami przywiązał nić dentystyczną do większego z końców zapinki. - A teraz weź telefon i poświeć mi tutaj przez chwilę...
Japończyk z opanowaniem godnym zawodowego szambonurka zapuścił prymitywną wędkę do odpływu i manewrował nią przez kilkanaście dobrych sekund, aż wreszcie łyżwiarz zdecydował się wypuścić wstrzymywane do tej pory powietrze i wyciągnął nić, na krańcu której dyndała teraz lekko ubrudzona, ale wciąż błyszcząca jak szalona obrączka.
- Yuuri! - Viktor nie wiedział, co miał zrobić z rękami (chyba bał się, że gdyby rzucił się na narzeczonego, to mógłby ponownie zrzucić biżuterię do kanalizacji), dlatego uniósł je do twarzy i przycisnął do policzków, kompletnie oszołomiony sprawnie przeprowadzoną akcją ratunkową. - Yuuri...! Jesteś... niesamowity...!
- E tam. To tylko zwykła fizyka i może odrobina szczęścia. Dobrze, że po całym dniu poza domem nie korzystaliśmy jeszcze z umywalki i że rury były suche - odparł ze stoickim spokojem, ale kiedy wreszcie odłożył wędkę i spojrzał wprost na Viktora, zrozumiał, jak wielki ciężar spadł właśnie z ramion Rosjanina. - Nie martw się. Nawet gdybym nie dał rady jej wyłowić, to obrączka i tak zatrzymałaby się w kolanku. Wystarczyłoby je odkręcić. W akademiku koleżanki często miewały takie problemy z biżuterią, dlatego mam w tym wprawę.
- Yuuri... - Mimo to Viktor wciąż wydawał się szczerze urzeczony poziomem zaprezentowanego profesjonalizmu. - No i co ja bym bez ciebie zrobił?
- Szczerze? - Wtedy Yuuri uśmiechnął się, ujął prawą dłoń narzeczonego i wsunął złoty krążek z powrotem na należne mu miejsce. - Po prostu nie miałbyś obrączki do wyławiania.
- O nie. Nie zgadzam się. To ja już wolę regularnie wpadać w tarapaty... i mieć cudownego specjalistę, który będzie mnie z nich ratować - uznał jednak Viktor, w podzięce przytulając do piersi swoje dwa najcenniejsze skarby: ten złoty i ten absolutnie najukochańszy.
CZYTASZ
Polowanie na zakochany październik
FanfictionSeria codziennie publikowanych drabbli, tworzonych z okazji Inktobera (challengu dla twórców). Pojawi się dużo miłości, dużo Viktuuri i jeszcze więcej szalonej improwizacji. No bo czego właściwie chcieć więcej? ;)