19. sling / proca

420 65 41
                                    

***

- Viktor... - Yuuri westchnął w ten charakterystyczny, karcący sposób, jaki zwykle rezerwował na wybryki narzeczonego, po czym zwrócił oczy w stronę pobliskiej jabłonki, rosnącej na terenie należącego do pana Feltsmana ogrodu. - No i coś ty najlepszego zrobił...

Okazało się bowiem, że Viktor, który już na posesji trenera zaczął się bawić ze stęsknionym po rozłące Makkachinem (Mistrzostwa Czterech Kontynentów plus wyjazd do Japonii okazały się jednak zbyt dużym obciążeniem dla obu stworzeń), w pewnym momencie przeszacował swoje siły i podrzucił przyniesioną piłkę tak, że utknęła w koronie krępego, pozbawionego liści drzewa. A chociaż cała jabłonka nie miała więcej niż cztery metry, to nawet skaczący quady Nikiforov nie był w stanie dosięgnąć tak zaklinowanej zabawki.

- Poczekaj, zaraz to naprawię. - Viktor podciągnął aż do łokci rękawy zimowego płaszcza, szykując się do brawurowej wspinaczki. - Tylko spoglądaj, czy na radarze nie widać naszego starego, dobrego genera-

- Ej! Vitya! - Oho. Czyli jednak. Za późno. - Ani mi się waż! Jak ułamiesz mi jakąś gałąź, to przysięgam, że niezależnie od jej grubości wsadzę ci ją w tyłek i będę czekał, aż znów wypuści zawiązki. - Pan Feltsman, który dopiero co pojawił się we framudze drzwi wejściowych, ukrył się z powrotem w swoim domu. - Poczekaj, ja się tym zajmę. Tylko wezmę procę.

- Procę? Yakov, daj spokój. Przecież w twoim wieku nie wypada się już bawić w harcerzy...

Zaraz jednak Viktor zaniemówił, bo wystarczyła zaledwie chwila, żeby sędziwy trener zarzucił na grzbiet kurtkę i wrócił do ogrodu z czymś, co ani trochę nie przypominało dziecięcej procy z rozszczepionej gałęzi i przeciągniętej przez nią gumki-recepturki. Tak wyglądała w pełni profesjonalna broń - rączka przywodziła na myśl tę od joysticka, u dołu przymocowano giętki stabilizator na nadgarstek, z przodu wystawało coś w rodzaju krótkiego, prostego celownika, a guma była zaczepiona o aerodynamiczny statyw, umożliwiający zminimalizowanie jej zużycia i przy okazji poprawę ogólnego naciągu. Dodatkowo pod pewnymi względami proca pana Feltsmana wydawała się o wiele groźniejsza od prawdziwej strzelby czy łuku, bo amunicja leżała praktycznie wszędzie. Tak, Yuuri był pod szczerym wrażeniem rozwoju współczesnej myśli konstruktorskiej oraz tego, do jakiego stopnia potrzeba potrafiła stać się matką wynalazków... czy raczej ich współczesnych usprawnień.

- No i? - rzucił starszy Rosjanin, świadom respektu, jaki wzbudziła jego proca, a potem z miną godną zawodowca wygrzebał spod cienkiej warstwy śniegu niewielki kamyk, nałożył go na gumę, naprężył procę i po krótkim celowaniu wystrzelił, bez większego problemu strącając piłkę z drzewa. - Mówiłeś coś?

- Nie, nic. - Viktor odparł pół tonu ciszej niż zazwyczaj, po czym zrobił niewinną minę i ściągnął ręce do tyłu, chcąc w ten sposób ukryć podwinięte rękawy. - Zupełnie nic...

- To dobrze. - Wtedy też Yuuri zauważył, że pan Feltsman wypiął pierś nieco mocniej do przodu, za to jego czoło wygładziło się o jakieś trzy wiekowe, poziome zmarszczki. - I pamiętaj, że jeśli kiedyś mi podpadniesz, to ja już będę wiedział, jak się tobą zająć.

Japończyk pokręcił głową, dokładając do tego pełne ubolewania spojrzenie. Ech, no naprawdę... ciągle to samo... Niby tacy z nich byli duzi chłopcy, a i tak ciągle starali się sobie udowodnić, który z nich miał lepsze zabawki.

Polowanie na zakochany październikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz