Rozdział VI

67 7 4
                                    

Dziewczyna gwałtownie się obudziła i wstała, gdy tylko poczuła, że coś przebiegło jej po stopach.

— Co... — Rozejrzała się otępiała i lekko zbladła, widząc parę metrów dalej biegnącego szczura. Po chwili spojrzała na Aleksandra, który oparty o stół zwrócił na nią swoją uwagę głośnym śmiechem. — Co cię bawi? — zapytała marszcząc lekko brwi i odchrząknęła.

— Twoja reakcja... To urocze, boisz się szczurów. — zachichotał, na co ona posłała mu lekko mordercze spojrzenie, co mężczyznę tylko bardziej rozbawiło.

— Nie boję się... Tylko nie spodziewałam się, że przebiegnie mi po stopach — powiedziała zaraz wzruszając ramionami i wywróciła oczami. — W takich sytuacjach nic dziwnego, że człowiek się wystraszy...

— Tak, tak, z pewnością — parsknął i puścił jej oczko, kręcąc głową rozbawiony. — Swoją drogą, jak plecki? Spałaś tak skrzywiona, że nie zdziwię się, jeśli bolą.

— Um... — Faktycznie, do czasu aż o tym nie wspomniał, Kathrin nie zdawała sobie sprawy z tego, że z jej plecami faktycznie nie było najlepiej. Cóż, sama chciała trzymać wartę, więc musi przyjąć bolesne konsekwencje. — Fakt, trochę... Ale da się wytrzymać — powiedziała zaraz, patrząc na niego, po czym na stół, na którym leżały wyciągnięte z jej plecaka kanapki. — Jadłeś już?

— Tak... Jeszcze tylko ty, a potem możemy ruszać dalej — odparł od razu, na co ona kiwnęła lekko głową z delilatnym uśmiechem i chwyciła za jabłko, które zaraz zaczęła jeść.

Pomimo tego, że jeszcze nie wyszli z leśniczówki, blondynka czuła, że dzisiejsza pogoda zdecydowanie różniła się od wczorajszej. Chłód z zewnątrz dało się poczuć nawet w budynku, który niespecjalnie chronił przed zimnem. Miała tylko nadzieję, że żadne z nich nie złapie przeziębienia, jakakolwiek choroba tylko utrudniłaby dalszą ucieczkę, a po kradzieży motoru z pewnością szuka ich nie tylko jej rodzina.
Gdy tylko Kathrin skończyła śniadanie zebrali się i opuścili leśniczówkę gotowi do drogi.

— Co panienka proponuje? — Aleksander siedząc już na motocyklu odwrócił głowę w stronę dziewczyny i uniósł lekko brwi z uśmiechem.

— Póki co jedź w tamtą stronę. — Po spojrzeniu na mapę wskazała mu jedną z dwóch wydeptanych ścieżek, która prowadziła na północny wschód.

Mężczyzna kiwnął głową, po czym założył kask i poczekał aż blondynka schowa mapę i zrobi to samo, a gdy tylko tak się stało, ruszyli.

***

— Brak paliwa... — Aleksander wypuścił z siebie powietrze zdejmując kask i schodząc z motocykla.

Po tym, jak dwie godziny wcześniej opuścili leśniczówkę, zdążyli przejechać zaledwie osiemdziesiąt kilometrów, do póki pojazd nie odmówił posłuszeństwa. Mężczyzna westchnął rozglądając się dookoła, po czym spojrzał na Kathrin, która ponownie wyciągnęła mapę, prawdopodobnie by zorientować się, gdzie tak właściwie są.

— Jesteśmy mniej więcej w połowie drogi do Monachium... Chyba — powiedziała, na co on uniósł lekko brwi. — Ciężko stwierdzić w środku lasu, bez jakichś szczególnych punktów, gdzie dokładnie. Ale na pewno jeszcze trochę, nim trafimy do miejsca w którym będzie można napełnić motocykl.

— Przynajmniej coś wiemy... — stwierdził, chcąc pozostać przy optymistycznej postawie, po czym przeczesał włosy dłonią. Fakt faktem, część lasu w której obecnie się znajdywali nie różniła się praktycznie niczym od każdego innego fragmentu, więc wszystko niestety wskazywało na to, że resztę drogi będą zmuszeni pokonać pieszo.

Iskra Nadziei ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz