Po kilkugodzinnej wędrówce przed siebie, Aleksander odczuwał coraz mniejszą złość na Kathrin. Fakt faktem zachowała się z jego perspektywy wprost idiotycznie, ale wszystko mogłoby potoczyć się inaczej, gdyby tylko nie dali się aż tak ponieść emocjom. Co teraz? Nie był nawet pewny czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy dziewczynę, a wręcz wiedział, że szanse na to były znikome.
W końcu późnym popołudniem szatyn dotarł do niewielkiej wioski, co zrodziło w nim nadzieję, że wreszcie będzie miał okazję się przespać. Nawet, jeśli miejscem snu miałaby być jakaś mała, opuszczona szopa, nie pogardziłby tym. Jakikolwiek dach nad głową był mile widziany, w końcu będąc sam spanie na zewnątrz nie było już tak bezpieczne, a po ostatniej nieprzespanej nocy jego ciało domagało się odpoczynku.
Kiedy tylko mijał jeden z budynków, niespodziewanie pod jego nogami znalazła się mała futrzasta kulka. Podbiegł do niego mały szczeniak o jasnobrązowej sierści z czarnym pyszczkiem i zaczął go obwąchiwać, merdając ogonem. Zdezorientowany Aleksander nie miał pojęcia co powinien zrobić, w szczególności, że nogi znienacka odmówiły mu posłuszeństwa. Nie potrafił ruszyć z miejsca, a jakby tego było mało, poczuł nagły atak duszności, a serce zaczęło mu bić przerażająco szybko. Tak bardzo przestraszył się małego psa, że w momencie poczuł się jak w klatce.
Nie minęła długa chwila, a zza budynku wyszedł młody chłopak, na oko mający około piętnastu lat. Szatyn ledwo usłyszał wypowiedziane w obcym języku słowa nieznajomego.— Słucham? — wychrypiał cicho niepewnym głosem, choć nawet nie był pewien czy chłopak zna polski.
— Ma pan szczęście, że moja rodzina to w połowie polska, język znam — odpowiedział zaraz nieznajomy z lekkim czeskim akcentem, po czym wziął psa na ręce i uśmiechnął się lekko. — No już, nie ma co się obawiać... Jest niegroźny!
— Zapewne... — Mężczyzna głośno wypuścił z siebie powietrze, kaszlnął i kiwnął powoli głową. — Wolałem jednak nie ryzykować.
Nic nie potrafił poradzić na to, że trauma spowodowana przez psa z posiadłości Kastnerów była zbyt silna. Co prawda, gdy chłopak wziął zwierzę na ręce poczuł się nieco lepiej i lekko się rozluźnił, ale nadal wolał utrzymać bezpieczny dystans. Kto wie, czy pies nagle nie postanowi się na niego rzucić.
— Pana wybór — odparł młodzieniec wzruszając ramionami, po czym przez chwilę przyjrzał mu się z ciekawością. — W odwiedziny do kogoś?
— Nie... Właściwie to szukam miejsca do przenocowania. — Po dłuższej chwili Aleksander postanowił rozwinąć wypowiedź. — Znasz jakieś miejsce? Pasuje mi wszystko, byle mieć dach nad głową.
Po tym jak szatyna opuściła największa fala przerażenia, wreszcie skorzystał z okazji by przyjrzeć się swojemu rozmówcy. Chłopak był ubrany w lekko za dużą, beżową koszulę i luźne brązowe spodnie. Na jego głowie znajdowała się czarna czapka z małym daszkiem spod której wystawały rude włosy. Miał przyjemny wyraz twarzy, która w większości była pokryta piegami. Kiedy mężczyzna przeleciał wzrokiem po butach chłopaka zdołał zauważyć, że były ubłocone i porozklejane.
— Przy naszym gospodarstwie jest stara stajnia. — odezwał się po dłuższej chwili właściciel psa — Nie wiem czy się nadaje, na moje mógłby pan nawet przenocować w domu, ale rodzice mogą być przeciwni...
— W porządku, stajnia wystarczy. — Aleksander uśmiechnął się jak najbardziej zadowolony z propozycji. — Jednak miło z twojej strony... No i taki stary jeszcze nie jestem by zwracać się tak oficjalnie, po prostu Aleksander. — dodał po chwili, puszczając mu oczko z lekkim uśmiechem.
— Dobrze... Ja jestem Jan — uniósł kącik ust uśmiechając się szerzej i wyciągnął w stronę szatyna rękę chcąc zapoznawczo uścisnąć dłoń, co on oczywiście odwzajemnił. Jednak szybko się cofnął, kiedy tylko pies nadal będący na rękach Janka poruszył się zaciekawiony.
CZYTASZ
Iskra Nadziei ✔
Historical FictionJeśli żyje się podczas najkrwawszej wojny znanej ludzkości nadzieja jest niezastąpionym elementem życia każdego. Aleksander w związku z nieszczęśliwym zrządzeniem losu zostaje wysłany do Niemiec, by pracować w gospodarstwie starszego małżeństwa. W g...