Rozdział IX

51 7 6
                                    

Niedługo po wybiciu godziny szóstej rano pociąg zatrzymał się na peronie. Aleksander, który zdążył obudzić się jakiś czas wcześniej, spojrzał na nadal śpiącą Kathrin, która siedziała z głową opartą o jego ramię. Włosy dziewczyny były lekko rozkopane, sporo kosmyków opadało jej na twarz, a ona sama miała lekko rozchylone usta. W promieniach porannego słońca, które dostały się do przedziału przez okno, blond loki Niemki przybrały barwę lekko przypominającą złote. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Kto by pomyślał, że w pozornie wyglądającej zupełnie niewinnie dziewczynie, może drzemać taka siła i wola walki?

— Powinniśmy wysiadać, jeśli nie chcemy zaraz ruszyć dalej Bóg wie gdzie... — stwierdził, szturchając ją delikatnie, po czym zakrył sobie dłonią usta i nos, tłumiąc kichnięcie. — Swoją drogą, wyglądasz jakby piorun w ciebie uderzył podczas burzy.

Kathrin z początku zmarszczyła nos, prawdopodobnie słysząc kichnięcie. Po chwili jednak uśmiechnęła się delikatnie, gdy jego słowa do niej dotarły, po czym przeciągnęła się i dłonią zaczesała sobie włosy do tyłu.

— Ty to wiesz jak zagadać do kobiety. — parsknęła, dając mu wypełnioną sarkazmem odpowiedź.  Na te słowa posłał jej niewinny uśmiech i puścił oczko.

— W końcu grunt to szczerość. — skwitował, a niedługo potem, gdy tylko doprowadzili się do względnego porządku, opuścili pociąg, rozglądając się dookoła.

Całe szczęście udało im się ominąć już typowo niemieckie miasta, chociaż w dalszym ciągu nie trafili w dawne rejony Polski. Jednak pomimo tego wiedzieli, że nawet będąc w Pradze nie mogą sobie pozwolić na utratę czujności. Kolejna przygoda z nazistami w rolach głównych mogła czekać za zakrętem, a ani Aleksander, ani z pewnością Kathrin, nie chcieli brać w niej udziału.
Wyszli z dworca w milczeniu, przeciskając się przez sporą ilość ludzi spieszących się na pociąg. Mężczyznie zdawało się, że przez przypadek kogoś szturchnął, co zaraz zostało potwierdzone przez głośne narzekania starszej kobiety za nim, ale nie było czasu na zatrzymywanie się i przepraszanie. Przez cały czas starali się trzymać jak najbliżej siebie, ponieważ w takim tłumie nie trudno było się pogubić.

— To co teraz? — Spojrzał na blondynkę słysząc jej pytanie, gdy tylko ruszyli przed siebie. —  Nie mamy już pieniędzy, jedzenia, poza jedną bronią nie mamy w sumie nic...

— Hm... — Szatyn sam nie był pewien, co powinni w takim razie zrobić, zważywszy na to, że zaczynał mu doskwierać głód i pragnienie, a widząc minę dziewczyny podejrzewał, że z nią może być podobnie. — W sporym mieście z pewnością znajdzie się jakiś bogacz, który podzieli się drobnymi — powiedział, akcentując dwa przedostatnie słowa, ale widząc po wyrazie twarzy Kathrin, że nie do końca zrozumiała, westchnął. — Ukradnijmy coś.

Nie był pewien, czy blondynka słysząc jego słowa była bardziej zaskoczona, niezdecydowana, czy podekscytowana. Uśmiechnął się pod nosem, a w jego oczach pojawiły się standardowe iskierki rozbawienia.

— Czy ja wiem, czy to dobry pomysł... W sensie... Raczej nigdy niczego nie kradłam. — Zaśmiał się cicho słysząc to, a ona wywróciła lekko oczami, patrząc na niego cały czas z powątpiewaniem.

— Mówisz, że mundur i dokumenty narzeczonego ukradły się same? — zapytał retorycznie, unosząc brwi z uśmiechem. — Oj tchórzysz, Kath... No cóż, albo coś ukradniemy, albo będziemy głodować.

— Nie tchórzę! — odpowiedziała niemal od razu, marszcząc nos, co wywołało u mężczyzny szerszy uśmiech. — Po prostu nie chcę, by znowu nas złapali, nie jesteśmy raczej za bardzo doświadczeni w kradzieży, ale... No dobrze, zróbmy to. — dodała w końcu, a Aleksander zadowolony klasnął w dłonie.

Iskra Nadziei ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz