Wracałam do domu po czwartej
W stanie głębokiej nietrzeźwości.
Coś w umyśle szeptało złe prognozy,
Niepewna wciąż oglądałam się za plecy.
Zdjęcia przewijały mi się w umyśle,
Uśmiechnięte twarze tych, których znałam.
Niespokojnie słuchałam ryku syren
O czwartej nad ranem.
Niepokój ściskał mnie za gardło,
Nie pozwalał wziąć głębszego oddechu.
Było mi niedobrze ze zdenerwowania,
Lecz starałam się je przełknąć.
Pragnęłam tylko bezpiecznie wrócić do domu.
Udało mi się, lecz jemu nie.
Okazuje się, że śmierć dziś polowała na życie.
Syreny cichły i cichły czyjeś oddechy.
Dźwięk zanikał w powietrzu jak zanikał huk uderzenia.
To nie strach owinął mi się wokół żołądka, to żal.
Żal utraconych ludzi, których nikt nam już nie zwróci.
Śmierć chodziła dziś po ulicy i zatriumfowała.
Ale to nie byłam ja, choć bym chciała.
Ktoś wiedział, ale to nie byli oni.
Ktoś poczuł żal i to byłam ja.
Ktoś za nimi płacze i to pół świata.
Siedzę i płaczę,
może wybaczę
Sobie,
Że plątałam nogi w upojeniu
I wróciłam,
Podczas gdy on
Ostatni raz
I na zawsze
Zamknął oczy.
Droga śmierci, pierdol się.
