Na zewnątrz było gorąco, a Yoongi dosłownie ociekał potem, jednocześnie trzęsąc się z zimna. Czuł się tak, jakby ktoś nieprzerwanie polewał go na zmianę gorącą i zimną wodą. Jakby stał pod prysznicem z zepsutym termostatem — co śmieszne, bo w okolicy obozu nie było prysznica.
— Tak właściwie — zaczął wachlować się własną koszulką — to gdzie mamy się kąpać? — zapytał stojącego obok niego chłopaka, który spojrzał na niego dziwnie.
— Chyba w jeziorze?
— Oh. — Yoongi wzruszył ramionami, po czym poczuł, jak coś uderza go w plecy.
Porucznik stał za nim z surowym wyrazem twarzy, mierząc go wzrokiem od góry do dołu tak, jakby nikt wcześniej w życiu nie widział człowieka.
— Wy dwaj — zaczął cicho. — Czy powiedziałem przestać biegać?
Yoongi zacisnął zęby.
— Nie, poruczniku — wycedził przez nie ledwo, po czym wrócił do ćwiczeń, odprowadzony jego przeszywającym do bólu wzrokiem.
Wyprzedził kilku wyraźnie młodych chłopaków przed sobą, po czym wzniósł oczy ku niebu. Biegł sprężycie po wilgotnym trawniku, cicho przeklinając pod nosem. Powoli tracił dech w piersiach, a był to dopiero przecież pierwszy dzień. Sam nie wiedział, co tak szybko zepchnęło go na skraj wytrzymałości, ale był pewien, że wisiał już jedną stopą ponad przepaścią. Próbował rozgryźć w jaki sposób z powrotem odzyskać utraconą równowagę. Nieświadomie minął w biegu całkiem niewzruszonego Hoseoka, który z kolei wbił wzrok w jego plecy i zmarszczył brwi.
Oboje kompletnie się do siebie nie odzywali. W porze lunchu usiedli przy kompletnie innych stolikach w kantynie tak daleko, że Yoongi, podświadomie, nie mógł go nawet dojrzeć. Zresztą, nie zjadł zbyt wiele. Jedzenie było okropne — coś jak mieszanka szarej, nieidentyfikowalnej papki z kolorowymi kawałkami warzyw. To miał podobno być smażony ryż.
Yoongi szczerze w to wątpił.
— Stop! — Głos porucznika zadźwięczał Yoongiemu boleśnie w uszach. — Koniec rozgrzewki!
Momentalnie zatrzymał się i przechylił do tyłu, próbując przywołać się do porządku. Jego oczy wędrowały niespokojnie na wszystkie strony, a płuca kurczyły się boleśnie tak, jakby ktoś ściskał je rytmicznie lnianym sznurem. Był zdecydowanie zmęczony bardziej, niż powinien.
Jeżeli to miała być tylko rozgrzewka, to to, co miało okazać się właściwym treningiem kompletnie go nie ekscytowało. Wręcz przeciwnie. Ale o tym miało się dopiero przekonać.
•
Czerwone zadrapania na przedramionach sprawiały, że jeszcze tężej zastanawiał się nad tym, dlaczego tak właściwie postanowił zrobić sobie tę wątpliwą przyjemność i wrócić do służby. Jego i tak brzydka już blizna była bogatsza o bolesne zatarcia, a lewe kolano piekło i szczypało, gdy powoli wchodził w samych bokserkach do jeziora. Było już dosyć ciemno, a on sam upewnił się, że nikogo nie było w pobliżu. Koncept kąpieli w jeziorze, mówiąc szczerze, jakoś specjalnie mu nie przeszkadzał. Owszem, woda nie należała do najczystszych i zawsze, jakby się uparł, mógłby obmyć swoje ciało w umywalce w obozowej toalecie. Jednakże to wydawało mu się już kompletną ostatecznością. Zresztą, był prawie w stu procentach pewien, że woda w rurach i tak podpięta była do tego samego jeziora, w którym właśnie miał zamiar się zanurzyć.
Przypomniał sobie, jak jeszcze parę lat wcześniej spędzał czas na basenie czy nad jeziorem razem z Minwoo i Joonyeolem. Były to jedne z jego najweselszych wspomnień i, mówiąc szczerze, jeżeli w ogóle, próbował zastąpić mroczne retrospekcje z ostatnich minut życia swojego najlepszego przyjaciela tymi właśnie z tamtych szczęśliwych chwil. Yoongi bardzo dobrze pływał, Minwoo zresztą też. Yoogi zastanawiał się, czy to przeważyło szalę jego losu — coś jak fakt sprzeczności ognia i wody, które postanowiły wzajemnie się wykluczyć i, koniec końców, jedna pokonała drugą.
CZYTASZ
THE FIREFIGHTER [yoonseok]
FanficYoongi, były dowódca głównej seulskiej jednostki straży pożarnej, przeprowadza się do miasta portowego Gunsan po tragicznej śmierci najlepszego przyjaciela. Poznaje tam działającego mu na nerwy Hoseoka, z którym rozpoczyna pracę w lokalnej, wojskowe...