Namjoon nigdy nie wspominał o tym nikomu, ale wiedział, że Hoseok co jakiś czas miewał koszmary. Kilka razy słyszał bowiem, jak ten krzyczał przez sen. Był jednak tylko człowiekiem, więc nie wiedział, jak zareagować. Nigdy nie poszedł do pokoju Hoseoka, by go uspokoić. Nie ważne czy krzyki trwały trzy sekundy, czy interwałowo przez dwadzieścia minut. Zawsze tylko się im przysłuchiwał, nie pozwalając sobie zasnąć do momentu gdy był pewien, że się skończyły. Jakby odgrywał rolę strażnika na odległość. Niesamowicie bezużytecznego, ale jednak.
Niekiedy chciał zapytać Briana, czy ten też je słyszał. Czy też budziły go w nocy i czy też potrafił tylko nasłuchiwać w bezruchu. Nigdy jednak, targany poczuciem winy napędzanym przez bezsilność, nie zebrał się na odwagę, by to zrobić.
Jednak gdy Brian, zalany łzami na umorusanej twarzy, zdjął kask i spojrzał mu w oczy zaraz po tym, jak wraz z Yejunem wydostali się z budynku, zdał sobie sprawę, że nie musiał pytać.
Bowiem przeraźliwy krzyk Hoseoka był dla nich obojga tak znajomy, że nie potrzeba było słów, by to stwierdzić. Wystarczyło tylko spojrzeć w ich oczy.
Uspokojenie go zajęło naprawdę długo. Przez pierwsze dwadzieścia minut, gdy policjanci spisywali zeznania Briana opatrywanego na pace jednej z karetek, a ratownicy doglądali ostatnich rannych, Hoseok wyrywał się i próbował wejść do budynku. Uderzył nawet Namjoona kilkukrotnie w twarz łokciem, gdy ten, sam wyczerpany mentalnie, jak i fizycznie, uparcie wytrzymywał jego niezamierzone, napędzane amokiem ataki i przytrzymywał go wraz z pomocą kilku innych.
W końcu jeden z ratowników podał mu domięśniowo sporą dawkę leków uspokajających, a Namjoon zaprowadził go jednej z karetek, gdzie zdjął z niego kurtkę, usadził go na noszach, siłą dosłownie wlał w niego pół butelki wody, przymusił go do położenia się oraz przypiął go pasem tak, by ten nigdzie nie uciekł. Hoseok jednak nawet nie próbował. Jego ręce stały się wiotkie, a krzyki ustały. Przekrzywił tylko głowę i patrzył na Namjoona nieobecnie.
— To nie fair — szepnął, przymrużając powieki. — Wszystko, co dla mnie ważne... To nie fair.
Widać było, że nadal chciał krzyczeć. Nie miał jednak na to siły. Leki uspokajające roztopiły jego emocje w błotnistą kałużę, w której jakby tonął, na moment błogo nieświadomy tego, co się tak właściwie stało.
— Wiem — Namjoon odparł, a jego dłonie drżały, gdy zakręcał butelkę.
Sam powinien coś wypić, ale miał wrażenie, że nic nie przełknie. Nie dotarło jeszcze do niego wszystko, co właśnie zdarzyło się w budynku. Nie zdołał nawet zobaczyć twarzy Yoongiego. Słyszał tylko jego głos, lecz przed jego oczami i tak pojawiały się obrazy, o których wolał nie wspominać na głos. Wprawdzie nie słyszał nic, oprócz huku zapalającej się konstrukcji, ale jego umysł przywodził mu na umysł dźwięki łamanych kości i krzyki przyjaciela. Sam potrzebował sporej dawki czegoś na uspokojenie.
— Miałem mu tyle do powiedzenia, Joon — Hoseok pokręcił głową w jakby zwolnionym tempie, a do jego rozchylonych, spuchniętych warg dostawały się pojedyncze łzy, które, jakby wbrew prawom grawitacji, spływały w dół jego policzków. — Tyle do powiedzenia. To nie może być prawda. Musimy go znaleźć — wydukał, po czym spojrzał na przyjaciela.
Ten opierał się kolanem o jedną z metalowych podpórek noszy, a piszczel drugiej nogi trzymał na ziemi.
— Hoseok—
— Okej? — szepnął, po czym nagle zamknął oczy i przymuszony działaniem mocnych leków zasnął, chociaż jego dłonie pozostały zaciśnięte w pięści tak, jakby tylko czuwał.
CZYTASZ
THE FIREFIGHTER [yoonseok]
FanficYoongi, były dowódca głównej seulskiej jednostki straży pożarnej, przeprowadza się do miasta portowego Gunsan po tragicznej śmierci najlepszego przyjaciela. Poznaje tam działającego mu na nerwy Hoseoka, z którym rozpoczyna pracę w lokalnej, wojskowe...