Koniec szalika opadł na jego ramię, gdy wiatr ustał. Yoongi poprawił go szybkim ruchem dłoni ku uciesze Hoseoka, który nie był do końca pewien tego, czy trafił z prezentem. Wprawdzie był on bez większej okazji, ale i tak chciał, by się podobał.
— Chcesz jeszcze raz przejść się dookoła budynku, czy możemy już wejść do środka? — zapytał, a Yoongi zmierzył go morderczym spojrzeniem. — No co? Trzęsiesz się jak mysz, a przypominam, że jesteś drużbą. I musisz być tam za mniej niż dziesięć minut, żeby się wyrobić.
— Nie sądziłem, że będę stresować się aż tak bardzo — wyznał, uspokajając się nieco i wspinając się po trzech schodkach w kierunku drzwi wejściowych do sali weselnej.
Hoseok stał tuż za nim, podświadomie asekurując go, gdy ten powoli poruszał swoją nogą w ortezie.
— Będzie dobrze tak długo, jak nie zwymiotujesz w trakcie ceremonii.
— Nie kracz — Yoongi odwrócił się w jego kierunku. — Po prostu... Wejdźmy już do środka — zarządził, po czym pociągnął przeszklone drzwi w swoim kierunku za spory uchwyt.
Weszli do środka, a hostessa weselna ubrana w przyjemny dla oka uniform z ołówkową, beżową spódniczką i dopasowanym blezerem chwyciła zaproszenia z dłoni Hoseoka, sprawdziła je naprędce i płynnym gestem dłoni wskazała im drogę do wejścia na główną salę, do którego prowadziły niezbyt długie schody.
Zostawili swoje nakrycia w szatni przy schodach, po czym weszli powoli po nich ramię w ramię, stawiając kroki w tempie Yoongiego, który i tak starał się iść jak najszybciej potrafił. Gdy w końcu wspięli się na półpiętro stanęli przed szeroko otwartymi, wysokimi drzwiami, przez które można było wyraźnie przyjrzeć się wystrojowi niesamowicie wysokiej sali bez okien, dosłownie opływającej w kwiatowe aranżacje. Wyglądały jak baldachimy spływające w dół sufitu i lewitujące na kilkunastoma okrągły stolikami w podobnej kolorystyce i estetyce. Gdzieniegdzie dało się dostrzec kryształowe naczynia pełne bladozielonych, czysto liściastych bukietów, a w strategicznych miejscach na podłodze sprytnie ukryte były ledowe światła emitujące przyjemną, bladą łunę. Przez środek sali przebiegał też beżowy dywan prowadzący w kierunku niewielkiego wzniesienia służącego za miejsce, w którym Joonyeol i Mihi mieli złożyć sobie przysięgę, a przynajmniej tak można było to logicznie wytłumaczyć.
Na sali nie było prawie nikogo, jedynie kilka kobiet z firmy organizującej wesela, które poprawiały szczegóły i krzątały się po sali jak w gorączce. Hoseok i Yoongi pojawili się tam wcześniej, bo poprosił ich o to Joonyeol. Zresztą, ich hotel był niedaleko, więc nie mieli z tym problemu.
— Imponujące, co? — Yoongi usłyszał za swoimi plecami i aż podskoczył, gdy odwrócił się i zobaczył tam Joonyeola, który z przylizanymi włosami i szerokim uśmiechem na ustach przywitał go ciasnym uściskiem.
Chwilę później zrobiło to samo z Hoseokiem, który, nieco niezręcznie, oddał uścisk.
— Bardzo przyjemne dla oka — Yoongi potwierdził, a Joonyeol zmierzył go wzrokiem.
— Usiądziemy, co? — Joonyeol zaproponował. — Widziałem cię przez okno z pokoju, gdzie się przebierałem. Obszedłeś ten budynek kilka razy — zaśmiał się, prowadząc ich w kierunku najbliższego stolika.
Hoseok próbował powstrzymać chichot, a Yoongi zarumienił się, postanawiając zostawić to bez komentarza.
Chwilę później usiedli na obitych miękko krzesłach, a Joonyeol wcisnął palec za kołnierz swojej koszuli, odpinając na siłę jej guzik przy kołnierzu.
— To wszystko to pomysł Mihi. Ja chciałem, żeby było bardziej... kameralnie? Ale cóż, mojej mamie i teściom też się podoba, więc ja nie mam nic do gadania. — Pokręcił głową. — Mówiąc szczerze bałem się, że nie przyjedziecie i sam utonę w tych wszyskich kwiatach. Minwoo, gdyby tu był, to też pewnie stanąłby po stronie matki. Zawsze taki był — zaśmiał się.
CZYTASZ
THE FIREFIGHTER [yoonseok]
FanfictionYoongi, były dowódca głównej seulskiej jednostki straży pożarnej, przeprowadza się do miasta portowego Gunsan po tragicznej śmierci najlepszego przyjaciela. Poznaje tam działającego mu na nerwy Hoseoka, z którym rozpoczyna pracę w lokalnej, wojskowe...