13

320 24 0
                                    

Lexę obudził niezidentyfikowany w pierwszej chwili dźwięk, wydobywający się z nieokreślonego przez nią miejsca. Dźwięk rozległ się kolejny raz i odbijał echem po pokoju w którym, została już tylko ona. Wieczorem wypisano jej sąsiadkę z łóżka obok. Lexa nie żałowała, że została sama. W zasadzie nic nie czuła. Czuła się jak szkło bez żadnego wypełnienia. Cienkie, kruche, które łatwo zbić. Rozbudziła się wystarczająco aby zorientować się, że źródłem dźwięku jest okno. Na parapecie, po drugiej stronie dobijała się postać. Zielonooka przetarła twarz dłońmi i wstała. Jej ruchów nie krępowała kroplówka, ponieważ za dwa dni miała opuścić oddział. Lauren już zapowiedziała, że przez okres rekonwalescencji będzie mieszkać z nią, Camilą i Coltonem. Sama Camila twierdziła, że dobrze jej zrobi to, że ktoś będzie się nią opiekował. Wszyscy dookoła rozumieli, że Lexa potrzebuje teraz dużo czasu i dużo uwagi. Matka Woods nie byłby w stanie się nią zająć dlatego, że pracowała po 12 godzin w restauracji. Dla Lexy to, co się z nią stanie nie miało znaczenia. Do czasu kiedy usłyszy te słowa. Te kilka słów które odnowią w niej tę radość z życia, chęci do osiągnięcia czegoś.

Pukanie rozległo się znów. Tym razem mocniej. Czarną postać spowijały promienie księżyca. Lexa otworzyła okno, po czym Clarke weszła do jej pokoju. Blondynka przyłożyła dłonie do ust i chuchnęła w nie kilkukrotnie. Noce były lodowate, a Clarke nie miała w zwyczaju nosić zimowych kurtek. Twierdziła, że krępują jej ruchy. Griffin ściągnęła jej kurtkę i położyła na białym stołku w rogu pokoju. Ściagnęła swoje buty i odłożyła pod stołek.

To nie pierwsza wizyta blondynki. Te nocne schadzki w szpitalu były dla nich czymś wyjątkowym, wręcz magicznym. Podczas nich mało rozmawiały, a obie czuły, jakby się poznawały. Dziś jednak było inaczej.

-Lexa... Myślę, że musimy porozmawiać.- rozpoczęła blondynka, widocznie się denerwując. Lexa tylko popatrzyła się na nią, chcąc spojrzeć w jej oczy. Widziała w nich smutek.

-Słucham, Clarke.- odpowiedziała spokojnym tonem.

Clarke nie zdołała się odezwać. Spłynęła po jej policzku pojedyncza łza. Lexa która teraz unikała zbliżeń, przytuliła ją do siebie. Nie wie czemu to zrobiła. Czuła, że musi to zrobić, chcę to zrobić. W tej chwili odczuła coś czego dawno nie czuła, był to spokój. Nawet jakaś namiastka szczęścia. Może właśnie tego potrzebowała. Dziwne uczucie się w niej zrodziło, pierwszy raz od kiedy się wybudziła, poczuła coś tak mocnego.

-Lexa... Bo ja jestem.... Bo mnie.... Lexa ja mam problem....- wydukała blondynka. Tak długo obserwowała zielonooką. Tak długo się zbierała żeby zrobić ten pierwszy krok. Długo do tego dojrzewała, a teraz chciała to popsuć. Już popsuła.

-Clarke, weź trzy głębokie wdechy i policz do dziesięciu.- odparła ze stoickim spokojem Lexa. To nie tak, że nie była zdenerwowana. Była. Wiedziała jednak, że nic ono nie da. Chciała wiedzieć co chce jej przekazać blondynka. Co to takiego, że wzbudza w niej, aż takie emocje.

-Chcę powiedzieć, że jestem okropną osobą. Okropna rozumiesz? Nie wiem czemu chcesz ze mną rozmawiać. Czemu ze mną spędzasz ten czas i to na mnie czekasz w nocy. Jestem najgorsza.- powiedziała tak cicho, że Lexa ledwo usłyszała.

-Nie jesteś okropna. Jesteś inna. Przyznam Ci się do czegoś. Lekarz twierdzi, że nie wiadomo czy będę jeszcze kiedykolwiek pływać. Czy ta ręka będzie tak samo sprawna... Tak bardzo kocham ten sport. Kocham go. Był sensem mojego życia. Teraz? Teraz to ja jestem zerem. Nic innego nie potrafię. W niczym nie jestem dobra. Clarke... Ty jesteś inna. Po tym wypadku z nikim jeszcze nie wymieniłam tylu zdań co z tobą. Przy tobie coś czuję...- Powiedziała Lexa łamiącym się głosem. Było jej bardzo ciężko z tymi informacjami. Nie mogła się z tym pogodzić.

Nie kłamała. Jej wyznanie było szczere. Blondynka wywoływała w niej uczucia, takie których nie czuła. Może to była ciekawość jej osoby, może to było zauroczenie tymi kwiatami i liścikami, znajdowanymi codziennie w szafce i nie tylko. Może to była uroda blondynki. Chęć do eksperymentów ze starszą kobietą. Sama nie wiedziała. Nic nie wiedziała na ten moment.

Clarke nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Czy Lexie na niej zależało? Na takim zerze jak ona? Nawet stałego mieszkania nie może znaleźć. Swoje dochody czerpie z oszustw w gry karciane, i nie zapominajmy, że jest uzależniona od adrenaliny i marihuany.

Blondynka wstała i podała Lexie swoją kurtkę. Pierwszy raz od 6 lat będzie ją nosił ktoś inny. Jej relikwie, talizman, totem, po prostu najcenniejszą rzecz w jej życiu. Kurtka może była zniszczona ale miała dla niej ogromną wartość sentymentalną.

-Włóż.- rozkazała. Kiedy brunetka posłusznie wykonała rozkaz, chwyciła ją za rękę i pociągnęła w kierunku drzwi.

Szły w ciszy w bliżej nie znane miejsce dla Lexy. Przeszły długi, słabo oświetlony korytarz. Clarke wyjęła coś ze swojej tylniej kieszeni spodni i przyłożyła do drzwi przed którymi się zatrzymały. Drzwi wydały z siebie ciche piknięcie po czym dioda zapaliła się na zielono. Clarke popchnęła drzwi, odwróciła się i posłała brunetce uśmiech. Szły po schodach, w górę. Lexie dawało znaki jej, osłabione ciało. Szybko się zmęczyła, wychodząc po schodach. Clarke złapała ją za rękę. Blondynka prowadziła. Woods pomyślała o podobnych scenach w komediach romantycznych. Dziwnie się poczuła, że spotyka ją coś podobnego. Na pewno chciała tego. Chciała się zagłębić w piękny umysł blondynki i poznać jago każdy zakamarek.

Clarke popchnęła kolejne drzwi, a w ich ciała uderzył lodowaty podmuch powietrza. Blondynka nałożyła na głowę kaptur jej bluzy, a zielonookiej podała swoją czapkę. Przed nimi, jak i za nimi rozciągała się panorama miasta. Małe kolorowe światełka były widoczne wszędzie. Neony czy po prostu zaświecone światło w mieszkaniach. Clarke zwróciła się twarzą do Lexy, wsuwając przy tym jej rękę do kieszeni kurtki, wyciągając papierośnice. Przy tym ruchu zauważyła jak wyszczuplała brunetka. Już nie było czuć mięśni. Było czuć kości. Żebra można było dosłownie policzyć . Lexa czując dotyk starszej kobiety, wzdrygła się ale zapragnęła więcej. Clarke wsunęła między wargi skręta i zasłaniając dłonią odpaliła go. Po chwili jej usta opuścił dym, dając ukojenie jej nerwom. Wyciągnęła skręta w kierunku zielonookiej, ta wzięła od niej go i się zaciągnęła.

Dwadzieścia minut i dwa blanty później obie kobiety śmiały się ze swoich słabych żartów.

-Dlaczego jesteś okropna, Clarke? –wypaliła bez zastanowienia brunetka.

-Jestem złym człowiekiem. Żeruje na innych. Na ich nieszczęściu. Znów nie mam się gdzie podziać i w sumie wszystkie moje rzeczy mam ze sobą.- Lexa się rozglądnęła ale blondynka żadnej torby przy sobie nie miała. W pierwszej chwili nie zrozumiała co starsza ma na myśli, jednak po ponownym przeanalizowaniu jej słów zrozumiała.

-Nie na moim.- popatrzyła jej w oczy. Oczy w kolorze głębokiego błękitu. Tak głębokiego jak morze.

-Nie na twoim.- odpowiedziała blondynka.

Wtedy niebo rozświetliły różowe promienie słońca. Dwie kobiety patrzące sobie w oczy, teraz dokładniej siebie widziały. Im lepiej, tym w większy zachwyt wpadały. Mimowolnie zbliżały się do siebie. Niebo nabierało pomarańczowych barw, a one pokonywały kolejną odległość. Clark spoglądała na usta Lexy, na zmianę z oczyma. Lexa spoglądała na usta Clarke, na zmianę z oczyma.

Kiedy słońce całkowicie rozświetliło ich twarze, usta kobiet rozpoczęły taniec.

### 

do korekty 

DARKSIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz