Lexa skończyła zakładać stabilizator na poranioną skórę. Gruby materiał przedmiotu, boleśnie, niemal do krwi obcierał ciało dziewczyny. Brunetce to nie przeszkadzało, przez to nawet chętniej go nosiła. Oglądnęła jeszcze rany, które sama sobie niedawno zrobiła. Sączyła się z nich ropa. Lexa nie dbała o swoje zdrowie. Po co ma dbać o siebie, skoro nikt nie dba o nią. Matka o niej zapomniała, a Lauren jej jedyna przyjaciółka nie raczyła się do niej odezwać, po tym jak jej żona wyrzuciła ją z posiadłości Jauregui. Gdyby nie dobroć Clarke wylądowała by na ulicy lub co gorsze, musiałaby wrócić do domu. Kiedy odnosiła zwycięstwa matka interesowała się nią, widziała ją co najmniej dwa razy dziennie. Po tym wydarzeniu odwiedziła ją dwa razy, z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy patrzyła na córkę, jednak kiedy w ich otoczeniu były osoby trzecie, udawała troskliwą matkę. Lexa zmoczyła twarz zimną wodą, odganiając tym wszystkie swoje złe myśli. Założyła na siebie zbyt duży czarny t-shirt i opuściła łazienkę, gasząc światło.
Wychodząc, zauważyła Clarke w koszulce na ramiączkach przylegającej do jej poturbowanego ciała. Eksponowała ona pokaźny biust Clarke, na którym Lexa jak to już miała w zwyczaju, zawieszała spojrzenie dość zbyt długo. Blondynka siedziała z nogami wyłożonymi na stole, opornie coś czyszcząc. Brunetka nie widziała co usiłuje wyczyścić dlatego, że ułożenie nóg, niebieskookiej jej na to nie pozwalało. Podeszła do blatu kuchennego chwytając w rękę czajnik i nalewając do niego wody. Odstawiła go na specjalną podstawkę i włączyła. W mieszkaniu rozległ się szum urządzenia. Lexa będąc zaciekawioną tajemniczego przedmiotu który miała w posiadaniu jej kochanka, podeszła do niej od tyłu i ułożyła jedną dłoń na ramieniu blondynki, delikatnie je ściskając. Blondynka wyjątkowo lubi, kiedy Lexa to robi, dlatego odchyliła głowę do tyłu. Zielonym oczom ukazała się broń którą Clarke starała się wyczyścić. Na ten widok gwałtownie się odsunęła. Blondynka odłożyła broń na stół, po czym powoli wstała, będąc w dalszym ciągu obolałą po pobiciu.
-To nie tak jak myślisz.- odezwała się pierwsza blondynka.
-Skąd wiesz co myślę?- Lexa odpowiedziała jej trochę, nazbyt ostro.
-Myślę, że przestraszyłaś się.- powiedziała, zbliżając się do brunetki. -To do obrony.- włożyła dłoń pod koszulkę Lexy, jednak ta się dalej odsunęła, unikając pieszczot.- Mojej i twojej.- dokończyła.
-Myślisz, że jako kaleka się nie obronie, tak?-
-Nie, to ci daje przewagę.- wskazała na przedmiot. -Nie ważny jest przy tym, gabaryt przeciwnika, a umiejętność posługiwania się.- Clarke złapała zielonooką za rękę i pociągnęła do stołu. Wręczyła Lexie broń którą ta nie chętnie ujęła. -Musisz ją pewnie złapać.- poprawiła przedmiot w dłoniach młodszej.- Wyprostuj ramiona.- Blondynka ułożyła podbródek na ramieniu Lexy.-Skup się na punkcie.- Wyszeptała. - Kiedy już naciśniesz spust przygotuj się na odrzut.
Lexa podążała za wskazówkami starszej. Dzierżąc śmiercionośny przedmiot w dłoniach, czuła się niesamowicie. Czuła władzę. Czuła wyższość, jakiej jeszcze nigdy nie czuła. Czuła jednak także strach. Miała władzę odbierania ludziom życia. Te dwa sprzeczne uczucia, mieszały jej w głowie jeszcze bardziej, niż dotychczas. Kumulacja tego wszystkiego sprawiła, że zapragnęła poczuć, jak to jest mieć broń przy skroni. Jednak nie mogła tego zrobić. Ramiona Clarke które przemieściły się na jej biodra, skutecznie odbijały złe myśli. Przy blondynce czuła szczęście. Jednak teraz to szczęście było naruszone.
Usłyszały dzwonek domofonu. Lexa będąc zdezorientowała odwróciła się w stronę drzwi wejściowych, skierowała w tamtą stronę broń i nacisnęła spust. Clarke w tym czasie odskoczyła od Lexy. Broń jednak nie zareagowała na wydane jej polecenie strzału. Brunetka kiedy się zorientowała co chciała zrobić, wypuściła przedmiot na podłogę, który z głośnym dźwiękiem na nią upadł.
-Spokojnie. Jest nienaładowana.- powiedziała Clarke kładąc dłoń na biodrze dziewczyny. -Schowaj ją do szafy, a ja zobaczę kogo niesie.- Lexa podniosła przedmiot z ziemi i podeszła do szafy. Otworzyła drzwi, podniosła jeden z równiutko ułożonych rzędów ubrań i schowała pod niego broń.
-To chyba do ciebie.- rozległ się głos Clarke w mieszkaniu. -Zostawię was same.- powiedziała, zgarnęła telefon i papierośnice ze stołu, wychodząc na balkon.
Do pomieszczenia weszła Lauren, ubrana jak zwykle na czarno. Na nogach skórzane sztyblety, czarne spodnie, czarna koszula i czarna kurtka. Lexa zauważyła, że była bledsza niż zawsze. Oczy miała dużo bardziej podkrążone.
-Mogę usiąść?- odezwała się czarnowłosa. Lexa wskazała jej dłonią na stół. Obie zajęły miejsce przy niepasującym do reszty mebli stole. -Na wstępie chciałabym przeprosić za moje zachowanie tydzień temu. Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca.- podrapała się paznokciami, pomalowanymi na czarno, po karku.
-Ale miała. Czasu nie cofniesz. - brunetka spojrzała przez okno. Clarke była odwrócona do nich plecami i paliła. Lexa korzystając z okazji, że niebieskooka nie widzi, złapała paczkę mentolowych papierosów, leżących na stole. Wyciągnęła jednego, nacisnęła odpowiedni guzik na papierosie, włożyła między wargi i odpaliła, paskudną pomarańczową zapalniczką. Przysunęła bliżej siebie popielnice. Poprawiła się na krześle i wbiła puste spojrzenie w swoją, zdziwioną rozmówczynie.
-Od kiedy palisz?- zapytała zdziwiona zachowaniem młodszej, Lauren.
-Jakoś od niedawna.- spojrzała na Clarke, czarnowłosa zrobiła to samo.
-Wszystko jasne.- założyła ręce na piersi.-Wracając. Przepraszam. Dobrze wiesz, że Camila jest specyficzna. Ma te wszystkie swoje manie.- brunetka nic nie robiła sobie z jej słów. Strzepała popiół z papierosa do popielnicy. - Więc jak zobaczyła jakąś obcą osobę w domu wpadła w furie.-
-To nic nie tłumaczy. Nie chce twoich przeprosin. Nie chce twoich wyjaśnień. Nie chce waszej litości.- zaciągnęła się obrzydliwą trucizną. Paliła tylko na złość Lauren.
-Więc o to ci chodzi. Nikt się nad tobą nie litował. - na te słowa Lexa zgasiła w dłoni papierosa, zaciskając na nim pięść.
-Nie litował? Nie litował?!- krzyknęła, że aż Clarke odwróciła się w ich stronę.- A nie litowanie się było zaproszenie mnie do siebie?! Czemu ja do cholery tak późno to zauważyłam! Każdy patrzy na mnie przez pryzmat biednej, pokrzywdzonej przez los dziewczynki!-
-Nie krzycz na mnie! Nie po to tu przyjechałam!-
-A po co? Wybielać swoją żonę, tak?- na te słowa Lauren wstała.
-Byłam ci jak matka! Sponsorowałam twoje zawody! Ty mi się tak odwdzięczasz?!- przeszła bliżej dziewczyny, stając na przeciwko niej.
-To teraz chodzi tu o pieniądze?!- warknęła Lexa.
-Nie, i nigdy nie chodziło.-
-To po chuj mi to wypominasz!-
-Ty to zaczęłaś.- wcisnęła w ramię brunetki palec wskazujący.
-Myślę, że powinnaś iść.- powiedziała Clarke, opierając się o framugę drzwi balkonowych.
Lauren popatrzyła na blondynkę, później znów na Lexę. Odwróciła się na pięcie i z głośnym trzaśnięciem, zamknęła drzwi do mieszkania.
-Lexa.- Clarke podeszła do niej i chciała złapać ją za rękę. Jednak ona się wywinęła blondynce, podeszła do stołu, zgarnęła do tylnej kieszeni papierosy.
-Nie czekaj na mnie.- powiedziała brunetka opuszczając mieszkanie.
Lexa ostatniej rzeczy jakiej potrzebowała, to współczucia. Chciała traktowania jak zwykłego człowieka. Nie jak dziecko specjalnej troski, które się tego domagało. Wszyscy własnie za taką ja mieli. Gorycz pomieszana z zawodem na najbliższych osobach. Takie uczucia jej towarzyszyły tego popołudnia.
CZYTASZ
DARKSIDE
FanfictionSłysze tylko bicie swojego serca mino, że otacza mnie skandujący tłum. Teraz tylko liczy się tor. Strzał , skok i podium.