Był ranek. Pierwsze promienie zaczynały wdzierać się do pomieszczenia przez niezasłonięte okno. Clarke powoli otworzyła ciężkie powieki. Jej oczy od razu podrażniło poranne słońce. Czuła jakby ta czynność była najgorsza na świecie. Jakby za karę. Chciała się podnieść tak, aby usiąść. Jednak nie miała na to siły. Powoli poruszając głową skanowała pomieszczenie. Na ciemnym, obitym skórą fotelu siedziała Lexa, spała, z głową odchyloną do tyłu na oparciu, i lekko uchylonymi ustami. Gdyby nie obecna sytuacja, dezorientacja blondynki i słaba kondycja fizyczna, pomyślałaby, że to rozczulający widok. Clarke nie wiedziała jak się tu znalazła. W pomieszczeniu był wspomniany fotel, kilka ciemnych regałów z segregatorami, pasujące do tego biurko, oraz ogromny skórzany fotel obrotowy. Szybko wpadła na pomysł, że to gabinet. Tylko pytanie pozostawało, czyj?
Lexa obudziła się, gwałtownie prostując na fotelu. Zdała sobie sprawę z tego, że zasnęła, a miała czuwać. Przeciągnęła się czując ból karku i pleców, spowodowany pozycją w której spała. Przetarła zaspane oczy rękami, chcąc szybciej się obudzić. Kiedy zauważyła, że Clarke się jej przygląda posłała jej krótki, smutny uśmiech. Cieszyła się, że blondynka się obudziła i chodź trochę odpoczęła. Niepokoiła się tym co się stało, i przede wszystkim dlaczego się stało.
-Przyniosę ci wody.- powiedziała Lexa, wstając. Niebieskooka odprowadziła wzrokiem brunetkę na tyle, ile mogła. Na tyle ile jej ruszy pozwalały, nie wywołując przy tym bólu.
Clarke patrzyła się w stronę okna. Nie analizowała tego co widzi tylko to, co wydarzyło się zeszłego wieczora. Nic nie pamięta, co się stało ani jak się tu znalazła. W głowie krążyła jej tylko myśl o tym, że ma to związek z tajemniczą kartą pamięci ukrytą za kratką wentylacyjną w jej jakże już, odkrytym mieszkaniu. Nie pamiętała napastnika, ani tego, czego chciał. Czuła się jak po dobrej imprezie na której film się jej urwał tylko, że teraz nie miała dobrego znajomego który, jej wszystko opowie. Musiała polegać na sobie. Miała cichą nadzieje, że tym razem nadzieje, że umysł jej nie zawiedzie, i zdoła sobie przypomnieć, co zaszło.
Drzwi otwarły się, a do gabinetu wparowała Camila. Clarke otworzyła szerzej oczy bo nie była w stanie rozpoznać kobiety na pierwszy rzut oka. Cabello stanęła w progu, skanując osobę leżącą na rozkładanym fotelu w gabinecie jej żony.
-Lauren!- podniosła głos Camila. -Kim jesteś? Co robisz w moim domu?- rzuciła ostrymi pytaniami w stronę pobitej dziewczyny. Gdyby wzrok mógł zabijać blondynka byłaby martwa.
-Zostaw ją.- za plecami Cabello wyrosła Lauren.
-Bronisz jej?- odwróciła się twarzą do swojej żony, a plecami do Clarke.
-Nie, kurwa. Dlaczego od razu snujesz błędne wnioski! Domyślasz się nie wiadomo czego, a nawet nie wiesz co się stało!- tym razem to Jauregui podniosła głos. Clarke zrobiło się jeszcze bardziej głupio i słabo. Była zdezorientowana co do całej tej sytuacji.
-Dlaczego krzyczycie?! Colton się boi!- w końcu wtrąciła się do wymiany zdań Lexa.
-Dlatego, że twoja cholerna przyjaciółka sprowadza sobie kurwy do gabinetu!- warknęła Camila.
-Kurwa! Jeszcze raz obrazisz Clarke to pożałujesz. Nie wiesz co się stało do cholery. Clarke to moja dziewczyna, cholera! Wyzywasz ją, a nic nie zrobiła! To ją potrącili jak jechała na motorze!- Lexa podeszła tak blisko Camili, że ich twarze dzieliło pięć centymetrów. Lexa zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie wbiły się w skórę, z miejsc tych, zaczęła płynąć krew.
-Uważaj gówniaro! Jesteś tu tylko dzięki mojej i Lauren łasce!-
-A czy chce tu być? Nikt cię nie zmusza do trzymania mnie tutaj!-
W tym momencie wkroczyła Lauren, rozdzieliła kobiety zanim doszło do rękoczynów. Zmierzyły się wrogimi spojrzeniami i wymijając jedna drugą trąciła barkiem. Lauren tylko spojrzała na Woods i poszła za swoją żoną. Lexa zamknęła drzwi do gabinetu. Podeszła do fotela na którym leżała Clarke i usiadła po turecku tuż przed nim. Złapała Clarke za rękę.
-Nie mogę tu zostać. Nie chcę wrócić do domu.- powiedziała z czołem opartym o koniec fotela.
-Lexa.- blondynka powiedziała to tak cicho, ze Woods miała wrażenie , ze się przesłyszała. Jednak zielonooka na nią spojrzała i znów te niebieskie oczy, spotkały się z tymi zielonymi. -Mam mieszkanie.- dokończyła równie cicho.
-Clarke, nie dasz rady tam wrócić w tym stanie.- powiedziała Lexa.
-Dam radę. Pożycz mi telefon.- Lexa sięgnęła do tylnej kieszeni swoich dresów i wyciągnęła z niej telefon.- Pisz numer.- Woods robiła to, co blondynka kazała.
Zdziwiła ją jednak treść wiadomości. Kazała napisać adres i godzinę. To wszystko ani jednego słowa więcej. Clarke kazała Lexie spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy pomogła ubrać się niebieskookiej, wyniosła torbę z rzeczami na podjazd, wróciła do domu, aby pomóc blondynce wydostać się z domu.
Pod posiadłością stał czarny jeep z przyciemnianymi szybami, w środku siedział chłopak na oko w wielu Lauren. Ciemnowłosy, elegancko ostrzyżony z zadbaną czarną brodą. Lexa z mocno bijącym sercem prowadziła blondynkę do pojazdu. Nie znała tego człowieka, nie ufała mu, po za tym źle mu patrzyło z oczu. Nie zdziwiła się, że wybranka jej serca zna takich ludzi. Posadziła Clarke na siedzeniu pasażera, jednak ta czynność sprawiła jej ból dlatego, że jej bark jeszcze nie był w pełni sprawny, a samochód był wysoki. Brunetka rzuciła torbę z tyłu auta i sama wsiadła, zatrzaskując za sobą drzwi. Chłopak ruszył z piskiem opon. Lexa w ostatniej chwili zauważyła w oknie Lauren, która trzymała na rękach płaczącego Coltona. Wiedziała, że Lauren chciała jej pomóc. Jednak Camila przegięła. Lexa nie potrzebowała niczyjej łaski. To był jej słaby punkt który brunetka okrutnie wykorzystała.
Z zamyśleń wyrwał ją głos Clarke, która podawała chłopakowi adres pod który ma je zawieść. Nie przywiązywała zbytniej uwagi do rozmowy między tą dwójką, jednak kiedy usłyszała o pobiciu od razu się to zmieniło.
-Rafael jest wściekły.- powiedział chłopak.
-Czemu? Nie przyzwyczaił się, że zawsze ucieknę?- zadrwiła Clarke.
-Tym razem zlecenie nie brzmiało 'złap ją'.- Blondynka odwróciła głowę w jego stronę. - Tylko 'zabij ją'.- na te słowa Lexa zachłysnęła się powietrzem, przez co chłopak spojrzał na nią we wstecznym lusterku.
-John ma mi ogarnąć klamkę.-
-Myślisz, że w takim stanie obronisz siebie?-
-Nie.-
-No właśnie.Chce ci przypomnieć, że już teraz nie możesz myśleć tylko o sobie.- chłopak w tym czasie zatrzymał się niedaleko bloku w którym Clarke wynajmowała mieszkanie.
-Dzięki. Do zobaczenia.- rzuciła Clarke wyskakując z jeepa. Lexa z torbą przełożoną przez ramię również opuściła pojazd.
Clarke szła wspierając się ramienia Lexy. Jednak najgorszą przeszkodą na ten czas nie było zagrożenie ze strony ludzi Rafaela, a schody. Piepszone schody. Clarke wspinała się po nich trzymając poręczy, od tyłu podtrzymywała ją Lexa, aby nie upadła. W końcu stanęły przed drzwiami mieszkania. Clarke zmęczona i obolała, a Lexa z kłębkiem domysłów w głowie, pytań bez odpowiedzi, wątpliwości. Blondynka otworzyła drzwi do mieszkania.
-Teraz kochanie, zaczniemy razem.- uśmiechnęła się blondynka i mimo bólu pocałowała Lexę w usta.
CZYTASZ
DARKSIDE
FanfictionSłysze tylko bicie swojego serca mino, że otacza mnie skandujący tłum. Teraz tylko liczy się tor. Strzał , skok i podium.