Lexa szła chodnikiem do domu Lauren i Camili. Dzień był bardzo ładny, słońce świeciło i wiał delikatny wiatr. Woods zastanawiała się nad propozycją blondynki. Nie była przekonana co do tego pomysłu. Zna się z Clarke dość krótko, za krótko na takie działanie. Decyzja była trudna do podjęcia, jednak brunetka od początku była do tego pomysłu sceptycznie nastawiona.
Jedyną rzeczą która przemawiała za tym by zamieszkać razem, było samopoczucie dziewczyny przy niebieskookiej. Lexa zapominała kompletnie o problemach. Czuła się spokojnie. Czuła szczęście zupełnie jak przed wypadkiem. Nie odczuwała tej piekącej pustki. Clarke nie traktowała jej inaczej ze względu na wypadek. To w jaki sposób blondynka na nią patrzy, czy sam jej dotyk sprawiał, że Lexę przechodziły dreszcze.
Czytała nie raz o takich uczuciach względem drugiej osoby. Zastanawiała się jednak, czy to tylko zauroczenie czy zakochanie. W prawdzie uwielbiała słuchać Clarke, przyglądać się jej ruchom i skanować jej mimikę twarzy. Te zagadkę musiała rozwiązać sama dlatego, że wszystkie jej koleżanki się od niej odwróciły, gdy ta już nie była popularna w szkole.
Podchodząc do posiadłości Jauregui myślała nad dobrą wymówką, dlaczego nie wróciła na noc. Włożyła rękę między bramę, a bramkę, szukając guzika otwierającego. Kiedy go odszukała przytrzymała go i naparła na furtkę. Zamknęła ją za sobą, po czym skierowała się się w stronę drzwi wejściowych. Nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi. W domu było czuć zapach papryki, i dało się słyszeć dźwięk bajek z salonu. Zdjęła buty w przedpokoju i odstawiła je na specjalną mate, znajdującą się przy drzwiach.
Zgarbiona weszła do kuchni, gdzie była Lauren. Stanęła w progu pomieszczenia, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Kiedy Jauregui, zauważyła Lexę, jej mina diametralnie się zmieniła, można było wyczytać z jej twarzy złość.
-Gdzie ty masz telefon?- wysyczała czarnowłosa przez zęby.
-Rozładował mi się.- rzuciła beznamiętnie Lexa.
-Czyżby?- Lauren założyła ręce na piersi, opierając się o blat.
-Na prawdę. Byłam u koleżanki.- Woods przewróciła oczami. Stwierdziła, że te rozmowę pora zakończyć. Odwróciła się i skierowała w stronę schodów by pójść do swojego pokoju.
Usłyszała tylko jakieś mamrotanie Lauren pod nosem, jednak nie chciała się zagłębiać w przekaz słów. Uwielbiała czarnowłosą, ale teraz zbyt często robi jej za matkę. Lexa nie lubiła tego. Kiedyś Lauren przyjaźniła się z Lexą, jednak od kiedy razem mieszkają, zamiast się zbliżyć tylko się oddaliły. Woods w duchu to bolało. Dobijało ją to, że została ze wszystkimi problemami praktycznie sama. W pierwszej chwili pomyślało o Clarke. Przecież ona się jej zwierzyła, podzieliła swoją przeszłością. To może brunetka powinna zrobić to samo. Zostaje tylko to, czy na pewno tego chciała. Są to jej problemy, z którymi to ona musi dać sobie radę. Nie kto inny tylko ona.
Wróciwszy do swojego pokoju, ogarnęła ją pustka. Została sama ze swoimi myślami. Jej głowę nawiedzały myśli, że jest beznadziejna i się do niczego nie nadaje. Kiedyś mogła wszystko, miała koleżanki, a teraz? Teraz nawet sama nie może zdjąć koszulki, bez ogromnego wysiłku i odczuwania bólu. Kiedy jednak się jej to udało, rozpięła powoli rzep stabilizatora. Opadł na ziemie, a jej ręka była wolna. Wyprostowała się i podeszła do lustra. Zobaczyła w nim dziewczynę z podkrążonymi oczami, takimi bez życia o zwykłym wypłowiałym kolorze. Spojrzała na swoje ramiona, jedno wyżej od drugiego. Obrzydza ją ten widok. Wraz z dalszym oglądaniem swojego odbicia, Lexa czuła się coraz gorzej. To nie było jej ciało. Ona zapamiętała je jeszcze sprzed wypadku. Takie ma być.
Woods myślała tylko o tym jaka odrażająca jest. Przypomniała sobie o tym, że w szufladzie ma wkład do nożyka stolarskiego, którym cięła bandaż kiedy jeszcze nosiła gips. Wyciągnęła go i obejrzała. Kiedy na niego patrzyła myślała czy na pewno chcę to zrobić.
-Chcę.- pomyślała. Zmieniła chwyt i przyłożyła go sobie do jej odrażającego, jej zdaniem brzucha. Wykonała kilka ruchów, a po chwili z każdego śladu po nożu, zaczęła płynąć krew. Lexa poczuła satysfakcje z chwilowego bólu.
Jednak dopiero później pomyślała o tym co zrobiła. Kiedyś nie wyobrażała sobie jak można coś takiego sobie robić, a teraz zrozumiała dlaczego ludzie to robią. Przestały ją obchodzić konsekwencje.
Obserwowała sączącą się krew i myślała o tej którą straciła podczas wypadku. Czy została na tamtym drzewie, czy może już deszcz ją wypłukał. W pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk jej telefonu, wyrywając ją z jej nieco przerażających przemyśleń.
Clarke: Jak tam w domu?
Lexa pomyślała, że to miłe, że się nią interesuje. Postanowiła poczekać dwie minuty, i odpisać blondynce.
Me: W porządku. Obyło się bez problemów.
Clarke: Mówiłam, że cię odwiozę. Byłabyś szybciej.
Zdziwiła Lexę niemal natychmiastowa odpowiedź.
Me: To nic wolałam się przejść. Po za tym nie chciałam sprawiać problemu.
Clarke: Ty i problem to dwie zupełnie odmienne stwierdzenia. Spędzanie czasu z tobą to sama przyjemność.
Me: Miło mi.
Clarke: Tęsknie za twoimi ustami...
Przeczytawszy tego SMSa na twarz Lexy wpłynął uśmiech. Poczuła uścisk w żołądku na wspomnienie ust Clarke na swoich. Uwielbiała uczucie temu towarzyszące. Niebieskie tęczówki wpatrujące się w nią i ten piekący rumieniec, temu towarzyszący.
Postanowiła nie odpisywać już blondynce, bo nawet nie wiedziała co odpisać. Zabrała wszystkie niezbędne rzeczy i udała się pod prysznic. Wpierw umyła zęby. Powoli rozebrała resztę swoich ubrań i weszła do kabiny, zasuwając za sobą drzwi. Odkręciła kurek i wybrała odpowiednią dla siebie temperaturę wody. Namoczyła włosy i nałożyła szampon. Wylała odrobinę żelu pod prysznic na swoją dłoń. Kiedy jej ręka spotkała się z tą częścią brzucha, którą poraniła, poczuła ogromne pieczenie. W tym momencie pomyślała o tym, co by na to powiedziała Clarke. Czy byłaby zwiedzona czy po prostu zła. Może oba na raz. Postanowiła się jej do tego nie przyznawać. Wszystko z czasem się goi, lecz mogą pojawić się nowe. Lexa odepchnęła tę myśl od siebie.
Wytarła się granatowym, puchatym ręcznikiem. Założywszy na mokre włosy ręcznik, ubrała się w koszulkę i dresy, wyszła z zaparowanej łazienki. Podłączyła jeszcze telefon do ładowarki i sprawdziła czy Clarke coś jeszcze napisała. Zawiodła się jednak, bo żadnej wiadomości nie dostała.
Stwierdziła, że dawno nie bawiła się z Coltonem. Postanowiła zejść na dół i zobaczyć się z chłopcem. Jednak wcześniej ściągnęła ręcznik z włosów, odwiesiła go na grzejnik i rozczesała mokre włosy.
Kiedy zeszła na dół od razu, poszła do pokoju chłopca. Zastała tam małego i Camilę. Kiedy Lexa stanęła w progu drzwi, brązowooka się odwróciła w jej stronę, przyglądając się jej.
-Teraz ja się nim zajmę, odpocznij.- powiedziała Lexa siląc się na uśmiech.
-Co ci się stało? Masz krew na koszulce.- zapytała nieco zaniepokojona Camila.
-Nic, obdarłam sobie stabilizatorem.- Woods skłamała, błagając o to by Cabello uwierzyła.
-Okej. Już myślałam, że zrobiłaś sobie krzywdę.- pogłaskała chłopca po głowie, wstała i wyszła z pokoju.
CZYTASZ
DARKSIDE
FanfictionSłysze tylko bicie swojego serca mino, że otacza mnie skandujący tłum. Teraz tylko liczy się tor. Strzał , skok i podium.