19

247 25 2
                                    

Clarke biegła wzdłuż jednej z mniejszych ulic. Uciekała, wpadając co chwilę na jakiegoś przechodnia. Przeskoczyła kilka przeszkód na jej drodze i oglądnęła się. Dwóch rosłych mężczyzn goniło ją i sama nie wiedziała dlaczego. Kiedy jeden z nich zapytał czy to Clarke Griffin, zwęszyła kłopoty i rzuciła się do ucieczki. Przeklinała siebie za to, że tak daleko zaparkowała motocykl. Jej słaba kondycja dała o sobie znać. Ciało blondynki zaczęło odmawiać pokonywania dalszej drogi w takim tempie. Zaczęła się więc rozglądać i w jednej z mniejszych uliczek zauważyła schody pożarowe i otworzone okno. Skręciła w ten zakamarek, nie chcąc tracić prędkości przez co straciła równowagę i niemal się przewróciła. Podskoczyła i złapała za pierwszy szczebel drabiny. Wyzywała się za swoje lenistwo i słabą sprawność fizyczną. Jednak resztkami sił udało się jej podnieść te kilka szczebli, kiedy już zdołała dosięgnąć nogami, poszło znacznie łatwiej. Weszła na schody i pokonując je po dwa zniknęła za oknem.  

Skuliła się i obserwowała jak mężczyźni wbiegają do uliczki, rozglądając się. Po chwili jeden zaczął krzyczeć na drugiego, mówiąc, że szef ich zastrzeli. Clarke na te słowa przełknęła ciężko ślinę, która zgromadziła się w jej ustach. Co za człowiek mógł pozbawiać życia, za tak błahą sprawę? W tym momencie oparła się o ścianę plecami i osunęła na podłogę. Pomyślała co by było gdyby ją dogonili. Straciła by życie, nawet nie wie za co.  Pomyślała wtedy o karcie. Musi zobaczyć co na niej jest. Może to da jej odpowiedzi na kilka pytań. 

Odpoczęła jeszcze chwilę i wyszła przez okno na schody. Nie widziała nikogo w zaułku, więc zeszła z myślą, że nie grozi jej już niebezpieczeństwo ze strony mężczyzn. Jednak się przeliczyła i w tym samym momencie kiedy, jej nogi dotknęły ziemi została przyparta do ściany. Wysoka kobieta z wyblakłym tatuażem w okolicach skroni, złapała blondynkę za szyję i uniosła tak, że Clarke dotykała czubkami butów podłoża. 

-Clarke Gryffin, a może Eliza Taylor?- wysyczała czarnowłosa z uśmiechem na twarzy. Clarke odruchowo złapała jej rękę, którą ją dusiła, próbując rozluźnić uścisk. Po chwili do niej dotarło, ze znała jej fałszywe nazwisko. Pomyślała, że już do mieszkania wrócić nie może. 

-Czego chcesz?- powiedziała niebieskooka ledwo słyszalnym głosem. Na jej pytanie kobieta z tatuażem ukazała jej rząd śnieżnobiałych zębów. 

-Ty wiesz czego chce.- zbliżyła się do twarzy duszonej. -Listę, suko!- powiedziała już dużo głośniej. 

-Nie mam pierdolonego pojęcia o czym mówisz. - w tej chwili Clarke przypomniała sobie o nożyku motylkowym, którym rozcinała plastikowe opakowanie rolety. Wyciągnęła go z tylnej kieszeni i w mgnieniu oka rozłożyła. Zamachnęła się jednak, nie celnie, co nie umknęło uwadze czarnowłosej. Wolną ręką zabrała niebieskookiej przedmiot. 

-O! Suka jednak gryzie.- roześmiała się.- Ja ją wytresuję.- po tych słowach Clarke została ogłuszona uderzeniem w głowę. Kiedy zaczęła odzyskiwać świadomość, poczuła okropny ból dlatego, że czarnowłosa kopała ją w brzuch. 

Wysoka kobieta mówiła coś do blondynki, jednak ta nie rozumiała. Zebrała w sobie wszystkie siły jakie pozostały i złapała czarnowłosą za nogę, powalając ją na ziemie. Kobieta z tatuażem wypuściła z ręki nóż, a Clarkę szybko go przechwyciła. Wbiła czarnowłosej nóż w bark i zyskała tym kilka cennych sekund na ucieczkę. 

Wybiegła z uliczki trzymając się za brzuch. Zobaczyła niedaleko taksówkę. Nie mając sił by uciekać, ruszyła w jej stronę. Wsiadła do środka i podała mężczyźnie pierwszy adres jaki przyszedł jej do głowy. 

-Proszę jak najszybciej.-powiedziała i zobaczyła w lusterku minę kierowcy. -Dopłacę.- Po tych słowach wyraz twarzy taksówkarza się zmienił. 

Minęła chwila, i z blondynki zaczęła schodzić adrenalina, zastępowała ją fala przeogromnego bólu. Poczuła ciepło w dole pleców które w tamtym czasie zbagatelizowała. Droga w taksówce dłużyła się jej okropnie, jednak podstawową zasadą było nie zasypiać. Powtarzała sobie to w myślach jak mantrę. Wyciągnęła z kurtki kilka banknotów i rzuciła na siedzenie pasażera za w czasu, gdyby później nie była w stanie dokonać płatności. Ból promieniował w jej głowie i brzuchu najbardziej. Do oczu cisnęła się salwa łez. 

-Jaka kurwa lista. O co do cholery chodzi?- pytała się w myślach. Czuła jak po jej skroni spływa ciepła krew, kapiąc na dekolt jej czarnego swetra. Kiedy już nie mogła zapanować nad opadającymi powiekami, poczuła, że samochód się zatrzymał. Powoli pociągnęła za klamkę, otwierając drzwi. Wysiadła, lewą dłonią wciąż trzymając się za brzuch. Blondynka spostrzegła, że brama do posiadłości jest otwarta, skorzystała z niej, przez co nie musiała się męczyć z przechodzeniem przez płot. Na podjeździe stało tylko jedno auto, co mogło oznaczać , że w domu nikogo nie ma. Nic nie szkodziło jej zaryzykować. Powoli toczyła się w stronę drzwi wejściowych. Uraz głowy dawał o sobie znaki dlatego, że niebieskooka zaczęła się zataczać przez zawroty.  Kiedy dotarła do drzwi zadzwoniła dzwonkiem. Opadła na kolana. Ze zwieszoną głową czekała na kogoś, kto otworzy jej drzwi. Uniosła głowę, kiedy usłyszała szczęk zamka. Ku jej zdziwieniu jej wybawicieli nie ujrzała. 

Drzwi otworzyła jej kobieta starsza może o 3 lata, nieco wyższa od niej,, o równie zielonych oczach co Lexa.

-Jest Lexa?- wydukała blondynka. Na te słowa czarnowłosa otworzyła szerzej oczy i zaczęła głośno wołać Lexę. Chwyciła ją pod rękę i postawiła na równe nogi. Jednak brak sił Clarke, nie pozwalał jej długo ustać o własnych siłach.  Lauren przerzuciła sobie rękę blondynki przez ramiona i poczęła prowadzić do kuchni, aby posadzić poszkodowaną na krześle. 

-Lexa! Chodź tu natychmiast!- wydarła się Lauren tak głośno, że poczuła pieczenie w gardle. 

Blondynka siedziała na białym krześle i ciężko oddychała. Lauren nalała jej szklankę wody i podała jej.

-Wypij.- powiedziała czarnowłosa, przykładając Clarke szklankę do ust. 

W tym samym czasie Lexa zjawiła się w kuchni. Kiedy tylko dotarło do niej kto siedzi na krześle i w jakim jest stanie, cofnęła się o krok i poczuła uścisk w żołądku. Mimowolnie w jej gardle ugrzęzła ślina, odbierając jej chwilowo dech. Czuła jak po jej policzkach zaczynają płynąć łzy.

-Przynieś te bordowe ręczniki z komody. No idź już. Nie stój. Nie polepsza się jej. - poleciła Lauren, a Lexa bez słowa wykonała zadanie.

Kiedy moczyła ręcznik w zlewie w kuchni, spoglądała ukradkiem na blondynkę. Brudna twarz, na której była zaschnięta krew. Bez problemu można było odczytać jej drogę. Jej blond włosy były teraz posklejane przez krew. Lexie od razu przypomniała się rana na głowie, z której wyciągała szwy. Wzięła namoczony ręcznik do ręki i zaczęła ostrożnie obmywać twarz blondynki. Clarke otworzyła oczy i wtedy znów błękitne oczy spotkały te zielone. Blondynka delikatnie się uśmiechnęła i położyła brudną dłoń na policzku Lexy. Brunetce to nie przeszkadzało. Cieszyła się widokiem lekkiego uśmiechu na twarzy niebieskookiej. Dłoń blondynki opadła, a oczy się zamknęły. Lexa poczuła zawód dlatego, że nie zdążyła napatrzeć się w niebieskie oczy które teraz przepełniał ból. 

-Idź z nią pod prysznic.- poleciła Lauren. Po tych słowach na usta Lexy wkradł się chytry uśmieszek. Czarnowłosa skarciła wzrokiem zielonooką.- Rozłożę jej fotel u nie w gabinecie. Przygotuje też przeciwbólowe.- powiedziała Jauregui z grobową miną. -Lex, ciesz się, że Camila pojechała do rodziców. Wiesz, że gdyby ona tu była to, to by tak nie wyglądało.- 

-Wiem, Lauren. Dziękuję.- powiedziała Lexa. 

Lauren zniknęła za drzwiami gabinetu, a Lexa z Clarke kierowały się do łazienki. 



DARKSIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz