Rozdział 5

1.4K 80 12
                                    

- Mamo nie... Nie chce was wykorzystywać. I tak już dużo robicie akceptujac malucha,

- To nie będzie wykorzystywanie, to prezent kochanie...

- Nie potrzebuje mamo... Wystarczy jeśli... Chwilę zostaniecie... Chociaż kilka dni

- Zostaniemy... Ale musisz przejść na urlop macierzyński... Dodatkowe pieniądze przydadzą ci się a i my ci pomożemy

- Mamo ja jestem dopiero w początku ciąży... - westchnął

- Początek? Który tydzień? To pierwszy miesiąc?

- 12 tydzień. Ale nie wiem dokładnie

- To coś koło 3 miesiąca, tak bardzo się cieszę Mike

- Dziękuje - przytulił ją znowu - Nie mogę się doczekać mojego maleństwa

- To będzie szybciej niż myślisz - westchnęła i odeszła kawałek - ja posprzątam po kolacji kochanie

- Pomogę - od razu wziął kilka talerzy

- Dziękuję - wzięła od niego naczynia i wsadziła je do zmywarki

Ten zniósł już wszystko ze stołu po czym usiadł na kanapie obok swojego ojca - T-ty też się cieszysz tato? - zapytał cicho

- Cieszę, akceptuję to że nie chcesz go usunąć ale czuję że to dla ciebie za wcześnie, boję się że nie dasz rady

- Poradzę sobie tato... Będę dla niego dobry... I-i może Tyler wróci... - powiedział cicho mimo że sam w to nie wierzył

- Będzie dobrze - westchnął - myśl pozytywnie

- Staram się ale... Zabolało mnie to co zrobił... to jak mnie potraktował

- Napewno się jeszcze pomiędzy wami ułoży... A może znajdziesz kogoś innego? Lepszego?

- Nowego alfę? - spojrzał na niego - Nie wydaje mi się... Mam w końcu dziecko i... Raczej w to wątpię

- Poradzisz sobie słoneczko - wtulił go w swoją klatkę piersiową niczym małe dziecko - zawsze będziesz moim małym synkiem. Ten uśmiechnął się i również się uśmiechnął - Kocham cię tato

- Ja ciebie też Mike - westchnął i przytulił go mocno a po chwili przyszła do nich jego mama oraz babcia proponując spacer i kawę po drodze

- Możemy iść - uśmiechnął się od razu - Mój maluszek pierwszy raz pójdzie ze swoimi dziadkami na spacer

- Jeszcze będzie dużo okazji - zachichotała jego matka - ubieraj się i idziemy

- Jasne - pokiwał głową i wstał ruszając po jakiś ciepły sweter

Gdy byli już gotowi poszli do parku przechadzając się alejkami, dalej przeszli do galeri gdzie zamówili różne desery lodowe i nie tylko

- To co Mike. - uśmiechnęła się jego babcia - Znowu lody ogórkowe

- Nie dzisiaj, dzisiaj czekoladowe i ciasteczkowe - rozmarzył się - tata dzisiaj płaci

- Jasne - zaśmiał się Daryl wstając - Czyli dla ciebie ciasteczkowe i czekoladowe

- Tak - pokiwał głową i reszta złożyła swoje zamówienia. Daryl wszystko zamówił i znów usiadł przy stole

- Jak cię czujesz Mike? Nic cię nie boli? Nie jest ci słabo? - zapytała jego mama patrząc na chłopaka

- N-nie - pokręcił głową - jest dobrze

- Napewno? - potarła jego ramie

- W-wyglądam blado? M-mam dzwonić do l-lekarza?

- Nie po prostu się martwię - uśmiechnęła się lekko

- To dobrze - wyjąkał - już byłem wczoraj u lekarza
- Coś się stało? Dlaczego? - od razu się przestraszyła

- Jakieś krwawienie, to niby nic poważnego i takie rzeczy się dzieją - wzruszył ramionami

- Dzieją się - pokiwała głową - Ale i tak są niebezpieczne

- J-jak to niebezpieczne?

- Krwawienia zawsze są w jakiś sposób niebezpieczne. W końcu dziecko jest w jakimś stopniu zagrożone. W obecnych czasach na szczęście o niczym to nie świadcz

- To dobrze - wymamrotał to ale mimo tego wolał zachować ostrożność

- Idą nasze lody - powiedziała jego babcia patrząc na idącą kobietę z zamówieniami

- Dzięki bogu - wymamrotał i od razu przyssał się do swoich jedząc je w zastraszającym tępie

- Smakuje wam? - zapytał mężczyzna patrząc na kobiety - Ciebie Michael nie pytam bo to widać - zaśmiał się cicho

- Dobre, ale za moich czasów były lepsze - zaczęła babcia - ale i tak są dobre

- Te są najlepsze - łapczywie brał kolejne łyżki.

- Spokojnie, nikt ci tego nie zabierze

- Skąd wiesz - objął pucharek śmiejąc się cicho

- Zamówie ci drugie jeśli bardzo chcesz

- Nie... To chyba wystarczy? - mruknął sam w to wątpiąc

- Jakoś w to nie wierze - uniósł brew kończąc posiłek. Zjedli wszystko, zapłacili i wrócili do domu

- Jeszcze nie jedziecie prawda mamo? Zostaniecie ma dłużej? - przytulił się do niej

- Dzisiaj nie. Ale wiesz, musimy wrócić do pracy Michael

- Wiem... - westchnął i przytulił ją - Znowu gdzieś wyjeżdżacie

- Niestety, ale pod koniec twojej ciąży i po porodzie zostaniemy. Pomożemy ci w opiece nad maluchem

- Dziękuje wam.. To dla mnie naprawdę dużo

- Nie ma sprawy Michael - wymamrotał - ja z babcią przygotujemy sałatki na jutro

- Dobrze - pokiwał głową - Co będziecie robić dobrego?

- Może jakaś sałatka z papryką? Co ty na to Michael?

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Hejo!

Dziękuję za przeczytanie rozdziału i zostawione gwiazdki czy komentarze. Zapraszam na moje inne opowiadania oraz do skomentowania ciekawych dla was fragmentów

Miłego wieczoru i do następnego, cześć!

A little proof of love /Muke/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz