Rozdział 1

1K 68 42
                                    

-Bezsensu! - Rzuciła dziewczyna i z nadąsaną miną opadła na świeżo pościelone łóżko. Chociaż była szczupła deski pod nią skrzypnęły z ciężkim westchnieniem.
-To nieprawda. Evan cię kocha. - Powiedziałam głośno i z wyraźnym naciskiem.
Chloe, bo tak właśnie się nazywała, miała bardzo fajnego chłopaka, który robił dla niej tyle ile tylko mógł. W dodatku był naprawdę przystojny.
-Woli zajmować się matką, niż gdzieś ze mną wyjść.
-Przecież dobrze wiesz, że nie mają żadnej innej rodziny, a ktoś musi się nią zajmować. Poza tym to jego mama!
Dziewczyna schowała twarz w czerwoną poduszkę z motywem myszki Mickey.
-Ali, Ty nawet nie wiesz, jaka ona jest okropna!
Westchnęłam patrząc na nią ze współczuciem.
-Rozumiem, że nie jest ci łatwo, ale...
-Nie praw mi kazań! Naprawdę nie wiesz, jak to jest! Miałaś tylko jednego chłopaka!
Zmarszczyłam brwi.
-A co to ma do rzeczy?
-To, że nie zrozumiesz, jak bardzo mi na nim zależy i jak cierpię na samą myśl, że ona może nas skłócić.
Skrzywiłam się dotknięta do żywego.
Akurat co, jak co, ale znałam to uczucie zbyt dobrze. Wiedziałam, jak to jest nieustannie bać się o czyjeś życie. O to, czy jeszcze kiedyś tę osobę zobaczę. Ona miała o tyle lepiej, że chociaż wiedziała, że Evanowi nic nie jest. Był tuż obok. Tylko od czasu do czasu nie mógł iść z nią do kina.
Moje milczenie musiało ją zaalarmować.
Uniosła do góry głowę i wycierając z policzka wierzchem dłoni resztki rozmazanego tuszu, usiadła.
-Wybacz. Wciąż nie macie żadnych wieści od taty?
Wzruszyłam ramionami.
-Mama odchodzi od zmysłów. Ja zresztą też. Nie mogę się na niczym skupić.
Złapała mnie za rękę.
-Obiecuję, że twój tato wróci do domu cały i zdrowy.
-Dzięki. - Rzuciłam wiedząc, że to czcza obietnica. Mogło być różnie, ale modliłam się by wrócił.
Spojrzałam na przyjaciółkę wciąż nie do końca rozumiejąc, jakim cudem siedziała w moim pokoju.
Kompletnie tu nie pasowała ze swoim idealnym strojem, równo przyciętymi blond włosami, pomalowanymi u nóg i rąk paznokciami, a zwłaszcza ze swoją urodą. Wyglądała, jak porcelanowa laleczka.
Nie to co ja. Rude niesforne włosy, ziemista cera, piegi i niebieskie ciemne oczy.
Nic więc dziwnego, że kiedy już zagięła na kogoś przysłowiowy parol ten natychmiast uginał się pod nim i robił to co chciała.
Zamrugałam chcąc odgonić łzy.
W ogóle tutaj nie pasowała.
Mój pokój był kolorowy, pełen plakatów, pluszaków i wyglądał na strasznie dziecinny - zupełnie, jak ja sama.
Blondynka puściła moją dłoń.
-Muszę lecieć. Może uda mi się wyciągnąć Evana na imprezę.
-Powodzenia.
Jej kapcie uderzyły o podłogę.
-Nienawidzę tych szmaciaków. Jak możecie w tym chodzić?
Wzruszyłam ramionami.
-Mamy dom, mamy zasady.
-Przesrane. - Podsumowała. - Trafię do wyjścia, nie musisz mnie odprowadzać.
Mimo wszystko poszłam za nią.
Wolałam być w pobliżu, gdyby wpadła na moją mamę. Obie nie mogły zbyt długo same przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu.
Włączyłam światło i z ciemności wyłoniła się niewielka, pomalowana na biało przestrzeń.
Moja przyjaciółka sięgnęła po czerwone szpilki w identycznym kolorze co jej sukienka, następnie wsunęła je na szczupłe nogi i zarzucając na ramię torbę przejrzała się w wiszącym na ścianie nad brązową półką lustrze. Wydęła wargi i niezbyt zadowolona z efektu, przejrzała leżące na blacie szminki. Kiedy już znalazła najbardziej czerwoną, bez pytania pomalowała usta. Modliłam się, żeby mama nie wyszła na korytarz.
-No, tak lepiej. Twoja mama ma dobry gust.
-Moja mama. - Wskazałam na drzwi łazienki, gdzie świeciło się światło. - Zaraz skopie ci tyłek za używanie jej rzeczy.
Przewróciła oczami, po czym pochylając się do mnie ucałowała mnie w oba policzki.
-Do zobaczenia mała.
Uśmiechnęłam się i zamknęła za nią drzwi.
Sekundę później mama wyszła z łazienki.
-Mała? - Uniosła brwi, opierając się o futrynę. - Już nie jesteś jej misią?
-Wiesz, jaka ona jest. Szybko zmienia zdanie.
-Wiem?
-Mamo, proszę nie dziś.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie z wyraźnym zmartwieniem w orzechowych oczach.
-Nie wiem czego ta dziewczyna chce od ciebie, ale proszę uważaj na siebie.
-Czemu ty...
-Ali, ja tylko.. - Przerwała mi. - Chcę żebyś na siebie uważała. Nic więcej.
-Będę.
Wiedziałam, że przy Chloe wyglądałam, jak dzieciak, chociaż byłyśmy w tym samym wieku, ale mama nie musiała mi wciąż przypominać o tej różnicy. Przyjaźniłyśmy się już rok i jakoś nie czułam się zagrożona. Jasne, dziewczyna potrafiła być wredna, ale każdy z nas czasem zachowuje się, jak ostatni dupek. Ma gorszy dzień i nie można go przez to skreślać.
-Znów mówiła coś na mamę Evana?
Zmarszczyłam brwi.
-Podsłuchiwałaś?
-Nie! Przechodziłam tylko obok i...
-No nie wierzę! - Wybuchnęłam. - Czy w tym domu nie można mieć już odrobiny prywatności!?
-Przesadzasz.
-Wiem, że nie mam cycków, ładnych blond włosów i porcelanowej cery, ale Chloe mimo to mnie lubi. Przestań szukać w niej wad i podstępów względem mojej osoby.
-Kochanie. - Jej głos stał się stanowczy. - Jesteś dużo ładniejsza, niż niejedna blondynka o porcelanowej twarzy. Poza tym to nasze wnętrze się liczy, a nie wygląd.
Skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na nią sceptycznie.
-Jako moja matka raczej jesteś mało obiektywna.
Wydęła wargi. Była równie uparta co ja.
-A jeśli chodzi o wady twojej koleżanki to wcale nie muszę ich szukać. One same rzucają się w oczy. Evan to dobry chłopak. Opiekuje się chorą mamą, pracuje u nas i jeszcze chodzi do szkoły...
-Mamo. - Ostrzegawczo pokręciłam głową. - To ich sprawy. Zawsze uczyłaś mnie, że nie wolno się w nie wtrącać. Co się z tobą stało?
Kobieta skrzywiła się, po czym przykładając dłoń do czoła, westchnęła ciężko. Burza loków wokół jej głowy wyglądała, jakby należała do kogoś innego. Dzika i nieokrzesana zupełnie nie pasowała do zmęczonej twarzy swojej właścicielki.
-Przepraszam, po prostu tęsknię za twoim ojcem i chyba szukam zwady, żeby się czymś zająć.
Momentalnie ogarnął mnie przypływ współczucia. Doskonale ją rozumiałam. Ja również tęskniłam za tatą. Nie byłam jednak głupia. Wiedziałam, że dla mamy to inny rodzaj tęsknoty. Tato był częścią jej samej. Jej drugą połówką. Kimś na kogo zawsze mogła liczyć.
Podbiegłam do niej i przytuliłam się mocno. Otoczyła mnie ramionami, a ja zaciągnęłam się słodkim, pomarańczowym zapachem jej żelu pod prysznic.
-Rozumiem. - Szepnęłam, a potem obie już tylko płakałyśmy starając się, wyrzucić z siebie, chociaż trochę bólu, który wciąż trawił nasze wnętrza.
Tato wyjechał na jak to miał w zwyczaju mówić "rutynową" misję do Iraku pół roku temu. To miała być zwykła robota. Mieli przywieźć ze sobą jakiegoś informatora. Zarzekał się, że zajmie to tydzień, no góra dwa i znów będziemy mogli być razem. Mama nie chciała, żeby jechał, ale taką miał pracę. I jej przeczucia się sprawdziły. Od tam tej pory nie było z nim kontaktu. Oczywiście nie tylko z nim. Było ich trzech.
Moja rodzicielka i pozostałe dwie żony dwóch zaginionych oficerów dzień i noc przez dwa miesiące przesiadywały w siedzibie ich przełożonych, ale jedyne wyjaśnienie jakie otrzymały na swoje pytania to, to że jest to tajna operacja i nie mogą zdradzać szczegółów. Zarzekali się, że to czysto techniczne problemy i nie mamy o co się martwić.
Tylko, jak się nie martwić? To był Irak. Mogło zdarzyć się wszystko. Zasługiwaliśmy na prawdę.
***
Resztę wieczoru spędziłyśmy na piciu gorącej czekolady i oglądaniu starych, rodzinnych zdjęć.
W nocy obudził mnie chłodny wiatr wpadający do pokoju. Wstałam zamknąć okno i przecierając zaspane oczy zauważyłam, że dioda w telefonie mruga na zielono.
Zmarszczyłam brwi i zaciekawiona odblokowałam ekran. Miałam trzy nieodebrane połączenia i pięć wiadomości. Wszystko od Chloe.
Westchnęłam ciężko widząc pierwszą z nich.
"Jego matka to zło wcielone!"
Resztę postanowiłam zostawić sobie na rano.
***
Trzy minuty po tym, jak wyłączyłam budzik zaczęła dobijać się do mnie Chloe. Wstałam z łóżka i sprawdzając czy mama wyszła już z domu odebrałam, przełączając ją na głośnomówiący. Czułam, że szybko nie skończy, a musiałam przygotować się do szkoły.
-No wreszcie! - Fuknęła ze złością. - Próbowałam się do ciebie dodzwonić od wczoraj! Kto normalny chodzi tak wcześnie spać?
-Kto normalny dzwoni tak wcześnie rano?
-Widzisz? I za to właśnie cię lubię. Nie boisz się mówić mi prawdy, ale przejdźmy do sprawy...
Mówienie prawdy Chloe nie było wcale takie proste. Nie dlatego, że się jej bałam. Tylko dlatego, że dziewczyna często słyszała tylko to, co chciała słyszeć. Na przykład pytała się mnie w czym wygląda lepiej, więc zgodnie z prawdą mówiłam jej co myślę, a ona ubierała się w zupełnie coś innego mówiąc, że mam rację, chociaż wyraźnie twierdziłam, że wygląda dobrze w pierwszej wersji.
-Co się stało tym razem? - Zapytałam człapiąc do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie. Następnie rzuciłam telefon na blat i otworzyłam lodówkę.
Nasza kuchnia była mała, ale nowoczesna. Jasne blaty idealnie współgrały z ciemnymi szafkami i równie ciemnym, dębowym stołem. Mama dokupiła też czarne, obite skórą krzesła. Tata byłby zachwycony.
Na parapecie stał kosz z przyprawami i trzy kaktusy różnych wielkości. Moja rodzicielka lubiła kwiaty, ale nie miała do nich zupełnie ręki. Jedynie kaktusy, które podarował jej na urodziny tato potrafiły to przetrwać. I z tego powodu były jej oczkiem w głowie.
Wyjęłam mleko, zamknęłam lodówkę i sięgnęłam do szafki po miskę. Następnie nasypałam sobie sporą ilość stojących na stole płatków owsianych i zalałam mlekiem.
-Wyobraź sobie... - Trajkotała dziewczyna. -... że jego podła matka wymyśliła sobie, że przeze mnie Evan opuszcza się w nauce.
Przeze mnie! Rozumiesz? Przecież my prawie się nie widujemy! I jeszcze zmyślała ból głowy, żeby tylko ze mną nie wyszedł! Pokłóciłam się z nim! To babsko psuje nam związek!
Wstawiłam miskę do mikrofalówki.
-A opuszcza się?
-Co? Nie wiem! Skąd mam wiedzieć? Zresztą to nie jest teraz ważne! Mam inne rzeczy na głowie, niż jego szkoła. Słyszałaś co powiedziałam? Obwinia o to mnie, a to przecież...
Przetarłam dłonią twarz.
-Słyszałam, ale może powinnaś się dowiedzieć czy rzeczywiście się opuszcza.
-A to niby po co?
-Bo może Evan wziął sobie za dużo na głowę. Praca, nauka, matka, szkoła...
-To zdolny chłopak. Na pewno sobie radzi. To tylko wymysł jego matki, żebyśmy się mniej spotykali. Jakby nie zabierała mu już za dużo czasu.
Spróbowałam podejść ją inaczej.
-Ale jeśli się do wiesz i okaże się że się nie opuszcza, udowodnisz, że zmyśla.
-A jeśli się opuszcza? - W jej głosie zabrzmiał nuta niepewności. - Ta stara jędza nie może nas rozdzielić. Powinnam jej powiedzieć parę...
Westchnęłam.
Owszem z opowieści mojej przyjaciółki wynikało, że matka jej chłopaka jest strasznie wredna, ale dziewczyna wcale jej tego nie utrudniała. Wręcz przeciwnie, swoim zachowaniem i ignorancją dawała jej powody do niezadowolenia.
-Może w takim razie to Ty znajdziesz mu korepetytora? - Zasugerowałam. - To na jakiś czas powinno ją uciszyć.
-Może to nie jest zły pomysł. Mógłby go ktoś taki uczyć, jeśli naprawdę by tego potrzebował wtedy, kiedy ja mam zajęcia z muzyki. Nie zabierałoby nam to wtedy czasu wspólnego.
Wyjęłam z mikrofalówki śniadanie.
Dziewczyna wkręciła się w mój pomysł.
-I jeszcze od czasu do czasu gdyby był to ktoś znajomy, zamiast chodzić się uczyć mógłby być u mnie.
-Aj! - Pisnęłam parząc się gorącą miską w palec.
-Co jest?
-Nic, nic.
Nie do końca chodziło mi o taką naukę. Ale Chloe, jak zwykle wszystko przeistaczała na swoją korzyść.
-W sumie to mi pomogłaś. - Powiedziała i rozłączyła się bez pożegnania, a ja wreszcie w spokoju mogłam dokończyć śniadanie.
***
Przez pierwsze trzy lekcje Chloe szukała odpowiedniego korepetytora dla Evana. Oczywiście musiał być to jakiś chłopak, bo żadnej dziewczyny, której nie znała nie dopuściłaby do niego nawet na moment, a z jej kręgu znajomych raczej nikt się nie nadawał. Nikt poza mną, tylko ja umiałam na tyle angielski, aby dawać komuś korepetycje, ale to na szczęście chyba nie przyszło jej do głowy. Co bardzo mnie cieszyło. Miałam dość swoich problemów. Nie chciałam kolejnych.
Na lunchu siedzieliśmy z jej paczką. A właściwie to oni bardziej siedzieli ze sobą, a ja byłam na dokładkę. Właściwie to rozmawiała ze mną tylko Chloe, a reszta z Evanem włącznie mówiła mi "cześć" i na tym się kończyło, czym nie czułam się urażona ani trochę. I tak nie miałabym o czym z nimi rozmawiać.
Chłopak mojej przyjaciółki rzucał mi czasem dziwne spojrzenia, ale nigdy ich nie rozumiałam. Jakby czegoś ode mnie oczekiwał.
-I co? - Odezwał się głośno Jason, z tego co zdążyłam się zorientować najlepszy przyjaciel Evana. - Znalazłeś korepetytorkę?
Ten skrzywił się, a jego pełne wargi ułożyły się w śmiesznym grymasie.
-Tak. Molly zaproponowała, że będzie do mnie wpadać w soboty po treningu.
-Molly? - Czułam, jak siedząca obok mnie Chloe sztywnieje, ale jej głos ociekał uprzejmością.
-Ta nowa. - Wyjaśnił. - Z równoległej klasy.
-Kochanie, przecież ona ma materiał w plecy. - Rzuciła niby od niechcenia. - Dopiero co się przeniosła.
Chłopak spojrzał na swoją dziewczynę szmaragdowymi oczami.
-A masz lepszy pomysł?
-A właśnie, że mam!
Jej głos nagle stał się wesoły.
Przy stole zapanowała cisza.
Każdy czekał na to co powie.
Wsadziłam do ust łyżkę z makaronem chcąc zjeść, jak najszybciej i iść się poczuć, kiedy nagle Chloe poklepała mnie po plecach i z uśmiechem rzuciła do Evana.
-Ali się tobą zajmie.
Przez moment myślałam, że się udławię.
____________
No hej hej! :)
Mamy pierwszy rozdział <3.
Jak wrażenia? 
Miłego wieczoru!

Twoje Pocałunki Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz